Zamknęłaś się w zagładzie - powiedział jej kiedyś szef. Ona udowadnia, że potrafi - pisze równie wnikliwie i przejmująco także nie o Żydach. W księgarniach jest już najnowsza książka Hanny Krall - o ludziach, którzy ukształtowali ją jako człowieka i reporterkę. W wywiadzie dla tvn24.pl, pytana o panującą modę na szukanie żydowskich korzeni, o to czy warto być Żydem, odpowiada: co za okropny pomysł! I przekonuje, że jak już nic nie można zrobić, to zawsze warto jeszcze coś zapisać.
Ja to wszystko notuję ręcznie. Wyłącznie - mówi na początku rozmowy widząc położony przed nią dyktafon. Zapewniam, że dla pewności będę także notować. Zaczynamy rozmowę.
Czym są tytułowe „Różowe strusie pióra”?
Fragmentem rozmowy z kobietą, starą kobietą, która pytała mnie, czy już wiem, jak będę ubrana na weselu mojego wnuka. Bo jeśli nie wiem, to ona mi powie. Otóż mam nałożyć czarną aksamitną tunikę, „ale lepiej z szyfon weluru, będzie bardziej elegancko”, a na dole mają być różowe strusie pióra. Spytałam, skąd pomysł. „Bo Twoja matka nosiła takie w karnawale. Wyglądała jak baletnica. Ty też będziesz wyglądała jak baletnica”.
Wracała z wakacji w Bieszczadach i czytała w pociągu "Zdążyć przed Panem Bogiem". Czytałam całą noc, byłam niesamowicie głodna, bo od dwóch dni bez grosza i bez jedzenia i opis śmierci głodowej w warszawskim gettcie bardzo mnie podniósł na duchu krall
Była to piękna rozmowa i jednocześnie zupełny odjazd. Ale ja bardzo lubię odjazdy, i łatwo im ulegam. W tym było wzruszająco, i śmiesznie i tragicznie. Bo był to ostatni karnawał przed wojną. A ja dowiedziałam się, co nosiła wtedy moja matka, bo nie wiedziałam. Więc te „Strusie pióra” są o pamięci.
Szczegóły muszą mieć dla Pani ogromne znaczenie...
Tylko poprzez szczegóły da się opowiadać. Proszę zobaczyć, ile da się pomieścić choćby w tych piórach przy sukience. W pamięci, bo także o tym jest ta książka, istnieją wyłącznie szczegóły. Takie stop klatki.
Usiłuje pisać do "Tygodnika", ale wszystko wydaje mu się jakieś głupawe. Tygodnik ma taki ton jak rozmowy przy łóżku ciężko chorego. Ja wpadam jak po powrocie z wycieczki, jak ktoś, kto nie wiedział o chorobie w domu. Nowy język powstaje już beze mnie krall
Opowiedziała Pani fragmenty życia wielu osób, ich graniczne momenty poprzez samowar, cylinder, wyżymaczkę. A gdyby miała opowiedzieć Pani o sobie z perspektywy jakiegoś przedmiotu, co to by było?
(długo się namyśla) Zaczęłabym od zegara, który mój dziadek kupił w Paryżu podczas pobytu na wystawie światowej i od przedmiotów z jego biurka: kałamarz, miejsce na pióra, gdzie ścieka atrament, śliczna popielnica. Od nich bym zaczęła, a skończyła na listach. Mam kilka pudeł listów, takich dużych pudeł.
Raz mu się przyśniłam w teatrze. Był wieczór, schodziliśmy po schodach, wiatr uniósł mi sukienkę i - jakież było zdumienie Profesora, gdy zauważył, że nie noszę majtek. Schody były w Ameryce, wiatr w Ameryce, sen w Ameryce, a ja w Warszawie dostałam zapalenia pęcherza. krall
Jaki był klucz, według którego, wybrała Pani do książki swoich bohaterów? Bo wśród wielu postaci wielkich, znanych – Jan Kott, Krzysztof Kieślowski, Leszek Kołakowski, ks. Adam Boniecki..., pojawia się na przykład pani Janina, rencistka, która ma problem z rurami kanalizacyjnymi.
Chciałam, żeby się życie przewijało. A życie, jak wiadomo, to są rzeczy wielkie, śmiertelnie poważne, które przeplatają się z drobnymi, śmiesznymi zdarzeniami.
To zestawienie nadaje książce rytm. Starałam się wybrać najciekawsze historie, ale i takie, które wytworzą pewien rytm czasu, przemijania, pisania.
W wywiadach nieczęsto opowiada Pani o sobie. A dzięki tej publikacji więcej dowiadujemy się o Pani rodzinie.
Że mam córkę, która wyjechała do Kanady? Że mam wnuka, który ma już narzeczoną? Czego się można dowiedzieć?
Pozwala Pani czytelnikowi zajrzeć do Waszej korespondencji!
Trochę tak. Ta korespondencja zostawiana często na stole to są fajne liściki. Jak ten, w którym moja córka pisze, że jeśli będzie strajkować to w Pałacu Kultury, bo każdy wydział strajkuje u siebie. Jest rok 80. Z tej samej karteczki dowiadujemy się jeszcze, że obiad był pyszny i zjadła całą marchewkę. Przypuszczam, że oprócz tej marchewki jeszcze coś było. Ale nie jestem pewna. (śmiech)
Łowienie jest zamiast. Bo i co ma robić mężczyzna, kiedy już pozna kobietę? Musi zużyć na coś resztę swojego życia. Kobieta starcza na krótko i pozostawia po sobie uczucie bliskie pogardy. Zwłaszcza dzisiaj, gdy jest taka łatwa. Kobieta powinna nauczyć się zachowania od pstrągów, które każą szukać siebie z pewnym trudem krall
To podobnie jak z liścikami Kieślowskiego
Jak się sprowadziłam na Ursynów nie miałam telefonu. Potem był stan wojenny i też nie było telefonów. Kieślowski, który mieszka wtedy na Stegnach, często wstępował do mnie, a kiedy nie było mnie w domu zostawiał karteczki. Ja te karteczki pieczołowicie chowałam. Rakowski też miał zwyczaj, ze na zebraniach w „Polityce” przysyłał mi kartki – komentarze do tego, co działo się na zebraniu.
Te karteluszki Kieślowskiego wydarte są z gazety, pisane na jakimś pakowym papierze. Na jednej jest informacja, że Marysia dostała mięso bez kości i że się może podzielić. Bardzo koleżeńscy byliśmy, jak pani widzi; ja też, jak zdobywałam cokolwiek, to pytałam Krzysztofa, czy chcą. Chciałam powiedzie, że jak zdobywałam pomarańcze, ale chyba przesadziłabym.
Jest w tym, jakiś obraz czasu.
Ideałem pisania jest, żeby na małej przestrzeni zmieścić, jak najwięcej. Żeby nic nie trzeba było tłumaczyć. Żeby ten czytelnik wszystko sam zrozumiał. Żeby uśmiechnął się, albo zasmucił.
Czy zauważył Pan, że dzisiaj w ogóle nie patrzy się na człowieka - interesanta, tylko w ekrany komputerów? Jak wylądowaliśmy w Chicago, okazało się, że wskutek burzy odwołano połowę samolotów. Kolejki były kilometrowe, ale dokonałam cudu: sprawiłam, ze urzędnik za komputerem oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na mnie! (...) Należy doskonalić tę sztukę krall
Wie pani, którą historię najbardziej lubię? Tę o telefonie od kobiety z Izraela. To moja koleżanka z podstawówki, która wyjechała po wojnie i nie miałyśmy żadnego kontaktu przez 50 lat. To było dziwne, że postanowiła do mnie zadzwonić, kiedy był nalot. Zawsze jak zaczyna się u nich nalot windy stają i do schronu trzeba schodzić po schodach. Ona nie chodziła, miała kalekie nogi, bo podczas wojny ukrywała się w grobowcu. Rozmawiałam z nią przez kilka godzin, przez cały nalot. Ona była sama w domu, słyszałam w słuchawce syreny, świata nie było, ona szukała świecy, słyszałam jak zapala... tam już było ciemno. Na koniec zapytała mnie, co ja bym zrobiła w jej sytuacji. Odpowiedziałam, że zaczęłabym pisać: ogłosili alarm, już stoją windy.
To jest kwintesencja wszystkiego: jak już w życiu nic nie można zrobić, to zawsze jeszcze można coś zapisać.
Szanuje Pani prywatność swoich bohaterów? Na pewno ich Pani lubi
A niektórych nawet uwielbiam. Uwielbiam Jana Kotta. Jego listy były czasami erudycyjne, czasami nieco erotomańskie. Tu świntuszy, tu mi opowiada jakiś sen i ja się pojawiam w tym śnie, w dwuznacznej sytuacji, a tu zaraz coś o Szekspirze albo o sercu, bo czeka go operacja. I o śmierci, bo się z nią liczy. W jego listach też jest wszystko: miłość, śmierć i strach. A wie pani, że myśmy się nigdy nie poznali?! Ja większości tych ludzi nie znałam osobiście.
Dlatego bardzo lubię takie dziwne, krótkie liściki.
Pani przyjaciel Krzysztof Kieślowski napisał do Pani: „Dość tych głupot i pieprzenia. I tak Cię nie przekonam. Wiem, że masz potrzebę opisywania tych losów i musisz to robić – i masz rację – rób to dalej, jak tak musisz”. Czy Kieślowski miał na myśli opisywanie przez Panią wątków żydowskich?
Uważał, że historie (żydowskie) zawsze mają tą samą dramaturgię i zawsze kończą się tragicznie, nikt więc nie będzie zaskoczony skalą tragedii, ale ja nie chcę nikogo zaskakiwać. W tej książce zagłada się pojawia, ale jest mnóstwo innych historii.
Co jest ważne, to żeby stać po stronie tych, którym jest smutno, bo coś stracili, albo nawet dlatego, że nie stracili nic. Tu - myślę oboje robimy dokładnie tak samo, jesteśmy z nimi krall
Na przykład ta o córce architekta, który zbudował Prudential, pierwszy przed wojną drapacz chmur. Mieszkali po wojnie w willi z ogrodem, w którym pochowana była cała niemiecka rodzina. Popełnili samobójstwo, jak wkraczała armia radziecka. Sanepid pytał o ekshumację, żona i córka tego architekta powiedziały, że ta rodzina na pewno woli leżeć w swoim ogrodzie, pod swoim oknem.
Zauważyła Pani, że istnieje swoista moda na żydostwo? Ludzie szukają swoich żydowskich korzeni. Warto być żydem w Polsce?
W ogóle nie warto. Nigdzie. Co to za pomysł? Okropny!
Ale, głównie młodzi, kultywują tradycje żydowskie, doszukują się korzeni.
To wcale nie jest trudne. Tyle lat w Polsce mieszkali Żydzi, ale przemieszały się geny. Bardzo łatwo jest znaleźć żydowską babcię. Przez wiele lat o tym się nie mówiło, bo było niemodne i wstydliwe.
Czyli teraz jest modne?
Nie, to nie jest dobre słowo. Choć rzeczywiście ludzie chętnie znajdują jakieś korzenie albo korzonki.
Przeczytałam "To ty jesteś Daniel". (...) No więc w poczekalni dla uprzywilejowanych, otoczona różnymi alkoholami (oczywiście za darmo) zaczęłam czytać o śmierci matki i wcale nie mi nie było wesoło. Na szczęście był czas odlotu i musiałam przerwać. Skończyłam w samolocie po godzinie, ale została mi jeszcze godzina lotu i musiałam zadowolić się "Elle" krall
Pani córka opisuje w jednym z listów, jak podczas podróży czytała „To Ty jesteś Daniel”. Pytała, czy w ogóle po holocauście można pisać o pachnącej bazylii w kanadyjskich supermarketach. Można?
Nawet należy! Trzeba się cieszyć, że się przeżyło wojnę, że jest świat. A świat to także pachnąca bazylia i kolorowe owoce mango. A jak ktoś nie cieszy się z mango to może się cieszyć jabłkami kosztelami lub wczesną papierówką. A jeśli nie rośnie u niego wczesna papierówka, to zwykłą sosną. To wielka frajda mieć świadomość, że się żyje. Nie trzeba aż wojny, żeby się cieszyć życiem.
W każdym wywiadzie mówi Pani, że uwielbia Ursynów i że jest blokerką.
Jestem blokerką z anachroniczną komórką, ale z bardzo pięknym zegarem dziadka.
A co Pani myśli o tworzeniu gett miejskich. Podobają się Pani zamknięte osiedla? Dlaczego ludzie odgradzają się od innych?
Ze strachu przed innymi zapewne. Świat jest coraz bardziej niebezpieczny i oni myślą, że żaden intruz do nich nie wejdzie. A ja uważam, że świat otwarty jest bezpieczny.
A pani gdzie mieszka?
Na Pradze
Mieszkałam tam w czasie studiów. Pierwszy reportaż napisałam o praskim podwórku, ale nie mam sentymentu.
Z komputera Pani nie korzysta, z internetu także nie?
Tak, kiedy muszę coś sprawdzić korzystam z internetu męża. Ale nie piszę na komputerze. Mówiłam pani: długopisem, ręcznie, najchętniej w zeszycie szkolnym. TVN24 i tvn24.pl maja patronat nad "Różowymi strusimi piórami".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały promocyjne