On jest wampirem na diecie zwierzęcej, ona nadwrażliwą nastolatką. Łączy ich modna bladość i upodobanie do romantycznych spacerów, dzieli - fakt, że skonsumowanie związku zakończy się (dosłowną) konsumpcją wybranki. Nieunikniona ekranizacja biblii subkultury emo - "Zmierzch", przekona tylko najbardziej sentymentalnych.
Nieśmiała, zamknięta w sobie Bella przeprowadza się ze słonecznej Arizony do mglistego i deszczowego Waszyngtonu. W nowej szkole wpada jej w oko mroczny i blady Edward, którego tajemnicze zachowanie jednocześnie przyciąga i odpycha dziewczynę.
Bystra Bella szybko zauważa cechy, które jakoś umknęły pozostałym uczniom szkoły w Forks – Edward jest nadludzko silny, porusza się z prędkością ponaddźwiękową (aż się obraz rozmywa), nic nie je i ma lodowato zimną skórę. Ponadto patrzy spode łba i rzuca tekstami w rodzaju: "a co, jeśli ja jestem czarnym charakterem?".
Nie gryź, kochanie
Wniosek może być tylko jeden: boski Edward jest wampirem. Na szczęście "wegetariańskim", bo pijącym tylko zwierzęcą krew, tym niemniej związek między wampirem a śmiertelniczką łatwy nie jest. Na przykład seks nie wchodzi w grę, bo konsumpcja związku mogłaby się zakończyć… konsumpcją Belli. Zapach dziewczyny wywołuje bowiem u Edwarda ekstremalnie trudną do zwalczenia chęć zatopienia kłów w ponętnej szyi wybranki i pociągnięcia solidnego łyka.
Miłość jednak nie takie przeszkody pokonywała: uczucie między Bellą a Edwardem rozkwita niczym róży kwiat, w rytm głębokich westchnień, jeszcze głębszych spojrzeń oraz zapewnień w rodzaju "żyć bez ciebie nie mogę". Na drodze do szczęścia pary stanie jednak wampir o bardziej "konwencjonalnych" upodobaniach żywieniowych, który upatrzył sobie dziewczynę na kolejny posiłek.
Dochodowy sen o wampirze
"Zmierzch" - nieunikniona ekranizacja książkowego hitu zza oceanu, spodoba się głównie zadeklarowanym fankom. A tych jest sporo. W Stanach film szturmem wziął kina, podczas premierowego weekendu zarabiając ponad 70 milionów dolarów - wynik lepszy niż najnowszy Bond.
To było zresztą do przewidzenia, jako że stworzona przez trzydziestoparoletnią mormonkę Stephenie Meyer seria czterech (na razie) książek o niemożliwej miłości wampira i nastolatki, to swoisty popkulturowy fenomen. Sążniste tomy sprzedały się w imponującej ilości 25 milionów egzemplarzy i 91 tygodni okupowały listę bestselllerów New York Times'a.
Sama autorka twierdzi, że zarys historii jej się po prostu przyśnił, co w takim wypadku czyni ten sen jednym z bardziej dochodowych w historii. Niestety, dochodowy wcale nie oznacza w tym przypadku dobry. Zarówno książka, jak i film to w najlepszym razie ładny gotycki kicz w wersji light, idealnie odzwierciedlający nastoletnie wyobrażenia o księciu na białym koniu, wielkiej miłości i trudnościach po drodze. Najpopularniejsza fanowska strona "Zmierzchu" na Facebooku, grupująca ponad 115 tysięcy głównie dziewczyn w wieku licealno-gimnazjalnym, nie bez powodu nazywa się "Ponieważ przeczytałam 'Zmierzch', mam nierealistyczne oczekiwania co do mężczyzn"…
Buffy z Wichrowych Wzgórz
Cienka fabuła "Zmierzchu" jest mieszanką klisz znanych z dziesiątek teen movies, doprawioną – mdłą jednakowoż i mocno uładzoną – przyprawą w postaci wampiryzmu głównego bohatera. Całość sprawia wrażenie niezbyt udanego dziecka "Wichrowych Wzgórz" i "Buffy", z żenującymi efektami specjalnymi, telenowelowym tempem i nieznośnie patetycznymi dialogami rodem z pamiętnika egzaltowanej pensjonarki. Przepraszam, bloga.
Film zapewne zachwyci nastoletnie dziewczynki z grzywkami na pół twarzy, lubiące czarny, różowy i wzory w trupie czaszki. Reszta – dla własnego dobra – powinna omijać kina. A związek wampira i śmiertelniczki obejrzeć chociażby w znacznie bardziej pod każdym względem krwistym serialu HBO "True blood".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Monolith Films