Po latach dziwacznych werdyktów gdyńskiego jury nareszcie Złote Lwy powędrowały do filmu, który za najlepszy uznali absolutnie wszyscy: widzowie, krytycy i jurorzy Konkursu Głównego. "Kos" Pawła Maślony, okrzyknięty "kościuszkowskim easternem", zasłużenie triumfował na 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Sobotnia gala pełna była przy tym akcentów politycznych i słów wsparcia dla Agnieszki Holland.
Wręczając Złote Lwy Pawłowi Maślonie za film "Kos" Filip Bajon, przewodniczący tegoroczny jury Konkursu Głównego, powiedział: "Nagrodziliśmy film kompletny. Zrymował mi się z "Panem Tadeuszem", ale bardziej rymuje się ze współczesnością. Taką, że żyć się nie chce...".
To był werdykt optymalny - główna nagroda festiwalu w Gdyni tym razem trafiła w ręce twórców bezdyskusyjnie najlepszego filmu 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Tegoroczna gala, podczas której publiczność oklaskiwała wybory jury, była tak pełna akcentów i aluzji politycznych, że chyba nie sposób przypomnieć sobie drugą taką po 1989 roku.
Filmowcy stanęli murem za Agnieszką Holland i w dosadny sposób postanowili to zamanifestować na gali.
"Kos" czyli "kościuszkowski eastern" i współczesność
Ten trafnie nazwany "kościuszkowskim easternem" przewrotny obraz, z akcją osadzona tuż przed insurekcją kościuszkowską, jest tak pełen scen i dialogów znajdujących odbicie w naszej współczesności, że aż trudno uwierzyć, że akcja rozgrywa się prawie 230 lat temu.
Opowieść o Tadeuszu Kościuszce, który wraz ze swoim przyjacielem przyjechał z Ameryki wybadać, czy właściciele ziemscy gotowi są iść walczyć o wolność, mając obok "swoich" chłopów, szybko odbija się od kina historycznego i skręca w stronę opowieści łotrzykowskiej. Z czasem okazuje się także kapitalną tragifarsą. Całość staje się pretekstem do rozprawienia się z narodowymi mitami i obsesjami.
Obraz prócz Złotych Lwów obraz uhonorowano także innymi ważnymi nagrodami. Brawurową kreację Roberta Więckiewicza w roli rosyjskiego rotmistrza podążającego tropem Kościuszki uznano najlepszą drugoplanowa rolą męską (ex aequo z Tomaszem Schuchardtem za rolę w "Doppelganger. Sobowtór"). Film Maślony nagrodzono ponadto za charakteryzację i montaż.
Niespodzianki i docenieni faworyci
Zaskoczeniem była druga co ważności nagroda festiwalu: Srebrne Lwy, dla filmu "Imago" Olgi Chajdas, który mocno podzielił publiczność. Nagrodę za pierwszoplanową rolę kobiecą otrzymała też odtwórczyni głównej roli w nim, Lena Góra.
Ten postpunkowy dramat psychologiczny o młodej kobiecie łaknącej życia w czasach dogorywającego PRL, będący zarazem opowieścią o trudnych relacjach matki i córki, a także o głodzie wolności, powstał w oparciu o historię matki odtwórczyni głównej roli. Przyznam, że do mnie nie przemówił, choć Górze trudno odmówić charyzmy. Trochę szkoda, że nie doceniono świetnej na drugim planie w roli matki bohaterki, niezwykle oszczędnej w gestach, mimice i ekspresji Bogusławy Szubert, powracającej na duży ekran po dłuższej przerwie.
Najbardziej jednak żal dwóch rewelacyjnych ról duetu Cielecka - Nieradkiewicz, który w przejmującej opowieści o eutanazji Sławomira Fabickiego "Lęk" stworzył naprawdę wielkie, hipnotyzujące kreacje. Aktorki były faworytkami publiczności i dziennikarzy, a film relacjonowaliśmy w wiadomościach z Gdyni.
Wypada tez zauważyć, że typowani przez wielu widzów na jednego z faworytów "Chłopi" zdobyli jedynie Nagrodę Specjalną "za unikatową formę filmową" i wydaje się, że to jak najbardziej słuszna decyzja jurorów, bo obraz nie pozwolił do końca wybrzmieć noblowskiej opowieści Reymonta.
Aż 5 nagród przypadło w udziale wyprodukowanemu przez TVN filmowi Jana Holoubka "Doppelgänger. Sobowtór", w tym bodaj najważniejsza dla twórcy - za reżyserię. Znakomicie oddający realia lat 70. i 80. XX wieku obraz zasłużenie otrzymał także nagrody za zdjęcia, scenografię i kostiumy, oraz wspomnianą już nagrodę ex aequo dla Tomasza Schuchardta za najlepszą drugoplanową rolę męską.
Odkryciem festiwalu był nagrodzony również pięcioma nagrodami, w tym za najlepszy debiut, szalenie oryginalny obraz ze Studia Munka "Tyle co nic", w reżyserii Grzegorza Dębowskiego. Znakomitą rolę stworzył w nim Artur Paczesny wyróżniony za pierwszoplanową rolę męską. Obraz uhonorowano także za kapitalny, zaskakujący scenariusz.
Murem za Agnieszką Holland
Mnóstwo na tej gali było przy tym akcentów politycznych, będących najczęściej głosem w obronie Agnieszki Holland, ale również nawołujących do udziału w wyborach. Jednym z takich akcentów był zakładane na gali koszule z napisem: "Agnieszka Polland". Zaskoczeniem była wypowiedź Mieczysława Struka, marszałka województwa pomorskiego, który przed wręczeniem nagrody jednemu z laureatów, pogratulował "nie tylko nagród zdobytych w Gdyni, ale także tych w Wenecji". Było to oczywiście nawiązanie do nagrody zdobytej tam przez "Zieloną granicę" Holland.
Autorami bodaj najmocniejszych wystąpień byli laureaci związani z filmem "Kos": Robert Więckiewicz i reżyser Paweł Maślona.
Więckiewicz, dziekując za nagrodę aktorską, powiedział: "11 lat temu odbierałem tu nagrodę za rolę w filmie "W ciemności" Agnieszki Holland opowiadającym o ludziach, którzy pomagają innym w potrzebie podczas wojny. Ostatnio byłem na premierze innego filmu Agnieszki Holland "Zielona granica", który też opowiada o pomocy ludziom w potrzebie. (...) Wszedłem do kina i patrzę, a tam... ludzie! I tu, w Gdyni, w kinach, też wszędzie ludzie! Nie do wiary - stwierdził Więckiewicz, nawiązując do cytowanego przez prezydenta Dudę hasła z czasów okupacji "tylko świnie siedzą w kinie". Na koniec jeszcze dodał: - Mój bohater, Rosjanin, mówi w filmie "Kos", że Polacy zawsze przegrywają. Mam takie marzenie, żebyśmy za parę tygodni jednak wygrali.
Z kolei Paweł Maślona, w bardzo długim wystąpieniu po odebraniu Złotych Lwów, nawiązując do swojego filmu mówił: - Oglądałem niedawno nasz film i myślałem o nim w kontekście tej potwornej nienawiści, która spotyka naszą koleżankę, Agnieszkę Holland. Ten film jest przecież najbardziej o tym, że nie umiemy stać się jedną wspólnotą, nie umiemy inwestować w szacunek dla siebie. - Jestem człowiekiem wierzącym, i jest taka interpretacja chrześcijaństwa, która jest mi bardzo bliska: kiedy Jezus umiera na krzyżu, to umiera Bóg. I sens dobrej nowiny polega na tym, że Bóg pojawia się tam, gdzie między ludźmi jest miłość. W tym, co oglądamy ostatnio, nie widzę miłości. Nie ma Boga w pogardzie i nienawiści. Mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni - dodał na koniec.
Widzowie gali nagrodzili reżysera gromkimi oklaskami.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP