Zakończyła się 81. gala rozdania Złotych Globów. Wiele głosów krytycznych dotyczy prowadzącego ceremonię komika Jo Koya i jego żartów. "Szybko wywołał jawną wrogość, jakiej w Beverly Hilton nie widziano od czasu słynnego napadu złości Richarda Nixona" - skomentował "Guardian". Źle ocenione zostały zwłaszcza aluzje do Taylor Swift i Ryana Goslinga.
Tegoroczną galę rozdania Złotych Globów prowadził amerykański komik i aktor Jo Koy. Co roku jednym z ważniejszych momentów ceremonii jest przemówienie prowadzącego. Tym razem padające ze sceny komentarze i żarty spotkały się z mieszanymi reakcjami zgromadzonych gości, a po wygłoszeniu monologu na Koya spadła fala krytyki.
"Guardian" zauważa, że po długiej serii nie najlepszych gospodarzy Złotych Globów "Koy był wyjątkowy, ponieważ szybko wywołał jawną wrogość, jakiej w Beverly Hilton nie widziano od czasu słynnego napadu złości Richarda Nixona" (chodzi o konferencję prasową w listopadzie 1962 r. po przegranych wyborach na gubernatora Kalifornii, kiedy to polityk powiedział do dziennikarzy: "Nie macie już Nixona do kopania, bo, panowie, to moja ostatnia konferencja prasowa" - red.).
Przemówienie Jo Koya na Złotych Globach
W otwierającej przemowie Koy zwrócił uwagę, że miał zaledwie kilka dni na przygotowanie się do występu. - Dostałem propozycję występu dziesięć dni temu. Chcecie perfekcyjnej przemowy? Zamknijcie się - mówił ze sceny do zgromadzonych gości. - Niektóre (kwestie - red.) napisałem ja, niektóre napisali inni - mówił. - Napisałem kilka z nich (żartów - red.) i to właśnie z nich się śmiejecie - podkreślił.
Następnie odniósł się do zeszłorocznych kinowych hitów - "Barbie" i "Oppenheimera", które na gali rywalizowały ze sobą w kilku kategoriach. Stwierdził m.in., że "'Barbie' opowiada o plastikowej lalce z dużymi piersiami". Przyznał, że "to trochę dziwne" "czuć pociąg do plastikowej lalki". - Po prostu coś jest w twoich oczach, Ryan - zwrócił się do odgrywającego rolę Kena Ryana Goslinga. Następnie dodał, że "kluczowym momentem w 'Barbie' jest przejście od idealnej urody do nieświeżego oddechu, cellulitu i płaskostopia lub tego, co reżyserzy castingów nazywają grą aktorską". Odnośnie do "Oppenheimera" żartował, że jego postanowieniem na 2024 rok jest dokończyć jego oglądanie w 2025 roku, nawiązując tym samym do długości filmu, który trwa trzy godziny.
Koy zwrócił się później do siedzącego na sali Roberta De Niro. - Twój ostatni występ to twój najlepszy występ w historii - po czym zapytał, w jaki sposób udało mu się zostać ojcem w wieku 80 lat. (Partnerka aktora urodziła jego siódme dziecko w kwietniu 2023 roku - red.).
Komik pozwolił sobie też na zażartowanie z księcia Harry'ego i Meghan Markle. - Otrzymali miliony dolarów za nierobienie absolutnie niczego, i to tylko dzięki Netfliksowi - stwierdził. Pary nie było na sali.
Prowadzący zakpił z Taylor Swift
Do jednej z bardziej komentowanych w mediach społecznościowych sytuacji doszło w późniejszej części uroczystości, gdy Koy pozwolił sobie na uszczypliwy komentarz pod adresem Taylor Swift. Piosenkarka była obecna na gali, ponieważ jej film "Taylor Swift: The Eras Tour" był nominowany w kategorii osiągnięcie kinowe i w box office.
- Największą różnicą między Złotymi Globami a NFL (National Football League - red.) jest to, że na Złotych Globach mamy mniej ujęć Taylor Swift - powiedział. Piosenkarka w ostatnim czasie często gościła na zawodach futbolu amerykańskiego, ponieważ jej partnerem jest znany futbolista Travis Kelce. Żart komika nie spodobał się Swift, która wpatrywała się w niego lodowatym wzrokiem, popijając szampana.
"Nie było dużo lepiej, gdy (…) zażartował o penisie Barry’ego Keoghana ("prawdziwej gwieździe serialu") - komentuje "Guardian", dodając, iż komik "zirytował Ryana Goslinga i sprawił, że Harrison Ford patrzył tępo w przestrzeń, a Selena Gomez ukryła twarz w dłoniach".
"Najgorszy prowadzący w historii"
Wiele osób określiło Jo Koya mianem "najgorszego prowadzącego w historii". "Przemówienie Jo Koya jest absolutnie okropne. Myślę, że większość osób wśród publiczności śmiała się tylko z politowania, a jego słabe żarty o 'Barbie' świadczą o tym, że nie zrozumiał filmu" - napisał jeden z użytkowników platformy X.
"Jeśli zastanawiacie się, czy na sali wyglądało to tak samo źle, jak (prawdopodobnie) w telewizji, to odpowiedź brzmi: tak" - napisał z kolei korespondent magazynu "Vanity Fair" David Canfield. "W większości widziałem ludzi, którzy błądzili oczami po stołach z zażenowaniem, zastanawiając się, czy powinni się śmiać" - przyznał.
Źródło: Variety, Vanity Fair, Guardian, tvn24.pl