Tak mocno wszedł w rolę, że schudł 18 kilo, wydepilował każdy włosek, cały czas chodził w makijażu, peruce i szpilkach. W pełnym rynsztunku robił nawet zakupy w warzywniaku. Na czas zdjęć został transseksualistą. - Nigdy nie poznałem Jareda Leto. Poznałem Rayonę. Podczas pierwszego spotkania był Rayoną i próbował mnie nawet uwieść - wspomina reżyser "Witaj w klubie". Bo dla niego zagrać rolę, to stać się kimś innym. Efekt? Oscar niemal pewny.
- Zabieraj ode mnie swoje ręce, cioto - od tego zdania w "Witaj w klubie" ("Dallas Buyers Club") zaczyna się ich znajomość.
To świetna scena. Jared Leto jako Rayona, transseksualista, po raz pierwszy Matthew McConaugheya jako Rona Woodruffa spotyka w szpitalu. Gdy chory na AIDS kowboj-homofob zwija się z bólu na łóżku, ona w pełnym makijażu i damskim szlafroku proponuje masaż. Kowboj traktuje ją jak zboczeńca i dziwadło, niechętnie pozwala dotykać swojej nogi. Aż kończy zdaniem: "Och, jak dobrze…".
"Najwięcej problemów przysporzyły mi pachy"
Od tej sceny aktorzy zaczęli współpracę na planie. Ale dla Jareda Leto wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Najpierw przeszedł na głodówkę, by schudnąć na wiór i upodobnić się do Rayony, która ma ciało wyniszczone przez AIDS i narkotyki. Kiedy zdjęcia się rozpoczęły, ważył około 52 kilo. Wiele tygodni poświęcił na szkolenie głosu, by brzmieć jak kobieta. Wraz z projektantami Kurtem i Bartem ruszył w trasę po sklepach z ubraniami vintage, by szukać odpowiedniej garderoby.
A potem wydepilował każdy zbędny włosek. - Najwięcej problemów przysporzyły mi pachy. A kiedy pozbyłem się jeszcze brwi, to już było coś, czego nie da się nie zauważyć - wspomina aktor w wywiadzie dla "Guardiana".
Przestał być Jaredem, stał się Rayoną. I wtedy przyszedł czas, by "wyprowadzić swoją postać w plener". - Ogoloną, wywoskowaną, w peruce, szpilkach, w pełnym rynsztunku. Potrzeba mi było oceny innych, nawet ich niegodziwości i potępienia. Pamiętam, jak poszedłem do spożywczaka, po to, by tylko pogapić się na jedzenie. Sam stałem się obiektem wielu ludzkich spojrzeń. Jedno mówiło: "Co to ma być?", inne: "Kto to taki?", jeszcze inne: "Nie wiem, kto to k… jest, ale nie podoba mi się" - opowiada.
Perfekcyjną przemianę docenił nawet reżyser. - Nigdy nie poznałem Jareda Leto. Poznałem Rayonę. Podczas pierwszego spotkania był Rayoną i próbował mnie nawet uwieść. Całkowicie wszedł w rolę - ocenia Jean-Marc Vallée, który w "Witaj w klubie" opowiedział historię prawdziwego Rona Woodruffa, elektryka, miłośnika rodeo i nicponia, który w 1984 roku dowiaduje się, że ma AIDS, a lekarze dają mu nie więcej niż 30 dni życia. On jednak nie zamierza się poddawać.
Jako homofob z Teksasu z początku nie godzi się na przynależność do grupy kojarzonej z gejami, jednak sprawy przybierają naprawdę zły obrót. Sfrustrowany zbyt powolnym testowaniem leków, zaczyna nielegalnie sprowadzać z Meksyku niezarejestrowane w USA środki dla zakażonych wirusem HIV. Zakłada Dallas Buyers Club, który udostępnia leki swoim członkom - głównie homoseksualistom - za roczną opłatą 400 dolarów. I wbrew prognozom lekarzy, żyje jeszcze przez prawie siedem lat (umiera w 1992 roku).
"Odnalazłem w sobie kobiecą stronę"
Jego partnerem w interesach, a potem przyjacielem, zostaje młody transwestyta z zamożnej rodziny, który naprawdę ma na imię Raymond. Nie chce być mężczyzną - czuje się kobietą i chce żyć jako kobieta. Zmienia imię na żeńskie - Rayona - i przebiera się w damskie ubrania.
- Jared stworzył bardzo precyzyjną kreację. Ja postrzegałem Rayonę jako połączenie glam rocka, seksownego geja i kobiety. Lecz Jared zdecydowanie poszedł w stronę kobiecości - mówi reżyser. Aktor potwierdza: - Rzeczywiście, odnalazłem w sobie kobiecą stronę, gdyż jest ona bardzo znaczącym aspektem osobowości mojej postaci. Pod względem emocjonalnym, ważne było dla mnie ustalenie, co to znaczy być transseksualną kobietą, chciałem dowiedzieć się, jak taka osoba postrzega świat i czego oczekuje od życia.
Zaczął od rozmów z transseksualnymi osobami. Duże znaczenie miało dla Leto spotkanie z nastoletnim chłopcem, Danielem, który urodził się jako dziewczynka. - Rozmawiałem z nim o wyzwaniach, którym stawiał czoła, o próbach i trudnościach w odkrywaniu własnej tożsamości i płci. To doświadczenie pomogło mi w dokonaniu własnych wyborów związanych z rolą - wspomina aktor.
I dodaje: - Zapewne znaleźliby się aktorzy, którzy Rayonę zagraliby jako drag queen, faceta, który lubi przebierać się w damskie ciuszki. Ja pomyślałem, że to szansa, żeby zbudować inną postać. Trzeba podążać za instynktem i sercem. I robić wszystko, co w twojej mocy, by wzbudzić w ludziach dumę, by reprezentować ich z godnością. Zrobiłem to dla wszystkich Danielów i Rayon świata. Oczywiście, nie można wszystkich uszczęśliwić, ale można starać się pracować jak najlepiej się potrafi.
Dla niego zagrać rolę, to stać się kimś innym. Tak pracuje. I nie raz pokazał, że ma poważne podejście. Do roli amerykańskiego biegacza Steve'a Prefontaine'a w filmie również opartym na faktach, "Prefontaine", nie tylko porządnie schudł, ale nauczył się także biegać jak zawodowiec. Dla roli uzależnionego od heroiny Harry’ego Goldfarba w "Requiem dla snu" zamieszkał na ulicy i schudł 13 kilogramów, dochodząc do tak niskiej wagi, że w każdej chwili mógł zemdleć na planie. Natomiast do roli w "Rozdziale 27", w którym zagrał główną rolę Marka Chapmana, mordercy Johna Lennona, przytył ponad 30 kilogramów.
- Czasem wydaje mi się, że to było głupotą - podsumowuje dokonanie z 2007 roku. - Zachorowałem na dnę moczanową, poziom cholesterolu skoczył u mnie w górę w tak krótkim czasie, że lekarz chciał mi przepisać Lipitor, zalecany znacznie starszym pacjentom. Z powodu tak nagłego wzrostu wagi cierpiałem na podagrę i wciąż czuję, że moje plecy nie są już takie same. Ale to miało swój cel - dodaje.
Obiecał sobie jednak, że już nigdy tego nie zrobi. - Gorzej jest przytyć, niż schudnąć. To istny koszmar. Robisz swojemu ciału o wiele większą szkodę, zwłaszcza, że odżywiasz się niezdrowo - mówi dziś.
"Jadłem mało albo zupełnie nic"
Podczas niezwykle szybkiej utraty wagi na potrzeby "Witaj w klubie" był spokojny. - W przeszłości ludzie głodowali ze świetnym skutkiem: duchowym i intelektualnym. Nie uważam więc, że to musi być szkodliwe, pod warunkiem, że nie trwa zbyt długo, że wiesz co robisz i zdobyłeś potrzebną wiedzę. Tracimy nie tylko tłuszcz, ale też mięśnie. Piłem mnóstwo wody i jadłem mało albo zupełnie nic - zdradza.
Uważa, że to było konieczne dla roli: - Fizyczna przemiana wpływa na nas pod każdym względem, w tym emocjonalnie. Oddziałuje na naszą energię, na ton głosu i wygląd, na to, jak się poruszamy i trzymamy. Podnosi stawkę w grze.
Tak ekstremalne oddanie pracy bywa krytykowane. - Łatwo coś takiego wykpić. Ale moim zdaniem nie wystarczy pobyć daną postacią, dla aktora liczy się determinacja i zaangażowanie. Ile minut na planie można przeznaczyć na aktorstwo? Niewiele. Dlatego jeśli na czas zdjęć przyjmiesz perspektywę bliską swojej postaci, zdobędziesz więcej doświadczenia, więcej czasu. Pozostałym osobom na planie taka postawa również się przysłuży. Gdy już wszyscy przyzwyczaili się do tego, jak wyglądam, zacząłem być dla nich po prostu Rayoną, a to pomogło również mi przekonać się do postaci - mówi "Guardianowi".
Chudszy o ponad 18 kilo przyswoił sobie kruchość motyla, typową dla Rayony. Był piękny w subtelny sposób. Kobiety na planie "Witaj w klubie" mówiły do niego: - Nie stawaj obok mnie, Rayona. To nie fair.
Efekt okazał się tak dobry, że od czasu premiery, magazyny "Variety", "Hollywood Reporter", "The Telegraph", "Washington Post", "New York Magazine" i "People" pieją z zachwytu: "Leto jest wprost cudowny jako ekscentryczny bohater drugoplanowy", "transformacja Leto jest doskonała", "Leto jest niesamowity i kropka", "film tchnął nowe życie w karierę Jareda Leto".
Przyszły też nagrody: dostał Złoty Glob, nagrodę Stowarzyszenia Nowojorskich Krytyków Filmowych, a także tych z Los Angeles, Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych, Critics' Choice i nominację do Oscara. Dla 42-letniego aktora to pierwsza nominacja do statuetki Akademii Filmowej. Jest absolutnym faworytem.
"Polska jest bardzo inspirująca"
Jak wygra, rzuci muzykę, dla której wcześniej rzucił kino? Przecież dla roli Rayony zdecydował się wrócić do aktorstwa po 4 latach przerwy - w tym czasie grał z bratem w zespole rockowym "30 Seconds to Mars".
- Zaczynaliśmy jako rodzinny zespół. Nieustanne koncertowanie doprowadziło nas do miejsca, w którym jesteśmy dzisiaj. Powtórzę: praca, praca, praca i jeszcze raz praca! To jest przepis na sukces. I trzeba próbować różnych rozwiązań. Pracuję nieustannie, uwielbiam kreatywność. Nie tracę czasu nawet w trakcie podróży. Jedną z piosenek napisałem w Łodzi. Polska jest bardzo inspirująca. Byliśmy u was pięć razy i zawsze jesteśmy witani, jakby to była nasza pierwsza wizyta. Macie też wspaniałe pierogi - mówi "Rzeczpospolitej".
22 czerwca przyjedzie ponownie, by dać koncert na Stadionie Miejskim w Rybniku. - Dziś można pracować w wielu branżach, a koniec końców i tak wyniki mówią za siebie. Wystarczy, że robisz wszystko jak trzeba. A ja nie boję się eksperymentować. Zarówno w filmie, jak i w muzyce. Dla mnie najważniejsze jest, żeby się nie powtarzać. Cały czas podążam w kierunkach dotychczas dla mnie nieznanych - podsumowuje.
Newsy, ciekawostki o aktorach i samych Oscarach możecie śledzić w naszym specjalnym magazynie Oscary 2014. Zapraszamy też na relację na żywo tvn24.pl z oscarowej gali w nocy z 2 na 3 marca.
Autor: Agnieszka Kowalska/jk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Focus Features