Amy Winehouse dołączyła do tzw. "Klubu 27" - artystów, którzy nie dożyli 28 urodzin. - To była kronika zapowiedzianej śmierci - tak jej karierę podsumował Robert Leszczyński. A dla Piotra Stelmacha ważniejsze od takich klasyfikacji są emocje, których dostarczała muzyka artystki.
"Klub 27" dotychczas tworzyli tacy muzycy jak Brian Jones, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrisom i Kurt Cobain. W sobotę dołączyła do nich Amy Winehouse.
"Gdzie wtedy byli przyjaciele?"
– Za chwilę będzie ogólnonarodowa feta w związku z tym, że ona do tego klubu weszła – zżymał się dziennikarz muzyczny radiowej Trójki, Piotr Stelmach. Jego zdaniem ważniejsze od wpisywania przedwcześnie zmarłych artystów w jakiekolwiek kluby jest pytanie, dlaczego nikt nie był w stanie im pomóc. – Nie wierzymy w to, że nie ma metod, które potrafiłyby ich wyprostować. Gdzie wtedy byli przyjaciele? – pytał.
I dodał: - Tego typu życie i taki hedonizm to jest pakiet wpisany w życie artysty. Ale to oni są dlatego ponadwrażliwymi osobami i dostarczają nam przeżyć, za które ich kochamy, szanujemy i pamiętamy – zapewnił.
"Nie było wątpliwości, że jest na równi pochyłej"
Dla Roberta Leszczyńskiego śmierć Winehouse nie była zaskoczeniem. - To była kronika zapowiedzianej śmierci. Nie było wątpliwości, że ona jest na równi pochyłej. Ale rozmawiamy o artystce, która od 5 lat artystycznie nie istnieje. Ostatnia płytę wydała 5 lat temu, potem nic nowego nie zrobiła – ocenił.
Dziennikarz przypomniał, że wokalistka była chora: miała bulimię, depresję, liczne uzależnienia. - Nie pasuje mi słowo hedonizm. To był akt desperacji, działalność poza kontrolą tych muzyków i na pewno nie daje im ona szczęścia. A "Klub 27" to kwestia statystyczna, no bo ile lat ma mieć muzyk rockowy? Tu aktywność kończy się koło 30-stki – stwierdził.
Brytyjska piosenkarka Amy Winehouse została znaleziona martwa w swoim mieszkaniu w Londynie w sobotę po południu. Miała 27 lat. Na razie nie wyjaśniono przyczyny jej śmierci.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24