Do historii kina przeszedł przede wszystkim jako twórca nominowanego do Oscara "Faraona" według Prusa, specjalista autorskich adaptacji literatury: m.in. "Austerii" Stryjkowskiego i "Matki Joanny od Aniołów" Iwaszkiewicza. W tych filmach rekonstruował nieistniejące już światy. I był w tym mistrzem.
Był jednym z ostatnich wielkich polskich reżyserów, dla których uprawianie sztuki filmowej było sposobem na życie. Nigdy nie poddał się trendom i modom, w każdym dziele stawiając własny stempel.
W kinie zawsze interesowały go trzy rzeczy: miłość, wiara i polityka. To wokół nich obraca się akcja większości jego filmów.
Choć zaliczany jest do współtwórców tzw. szkoły polskiej, pozostał poza jej głównym nurtem. Szkoła polska zazwyczaj kierowała się bowiem perspektywą narodową - jej najważniejszym tematem był los Polaka. Kawalerowicz natomiast zawsze wybierał optykę uniwersalną.
Droga do reżyserii
Urodził się 19 stycznia 1922 w Gwoźdźcu koło Kołomyi, należącym do Polski (dziś to Ukraina). Ojciec był ormiańskiego pochodzenia, matka z domu Klementówna pochodziła z ziemiańskiej rodziny, z Galicji. Dorastał w społeczności wielu narodów i wielu religii, tworzonej przez Polaków, Ukraińców, Rosjan oraz Ormian.
Ten świat, który znał, rozpadł się potem na jego oczach - to nauczyło go nie przywiązywać wagi do światopoglądowych podziałów. Zdążył zdać jeszcze tzw. małą maturę, w dalszej edukacji przeszkodził mu wybuch wojny. W trakcie ucieczki przed Niemcami rodzina Kawalerowiczów dotarła do Krakowa i tam została.
Po wojnie Jerzy Kawalerowicz zdał maturę i wybrał studia na krakowskiej ASP, gdzie ukończył również Kursy Przeszkolenia Filmowego. To za ich sprawą niedoszły malarz, podobnie jak Wojciech Has, postanowił poświęcić się kinu. Pracę w filmie zaczynał jako asystent reżysera przy dwóch głośnych filmach, były to "Zakazane piosenki" Leonarda Buczkowskiego i "Ostatni etap" Wandy Jakubowskiej.
Jego debiut przypadł na lata królowania socrealizmu i dlatego w tej właśnie poetyce utrzymana jest propagandowa "Gromada" (1951), opowiadająca o walce chłopów małorolnych z kułakami. Kolejne dwa filmy Kawalerowicza poświęcone walce klasowej - "Celuloza" i "Pod gwiazdą frygijską", były adaptacjami podzielonej na dwie części powieści Igora Newerlego "Pamiątka z Celulozy".
Ale już tutaj z ekranu uderzała wrażliwość plastyczna reżysera, która w "Cieniu", ostatnim socrealistycznym filmie Kawalerowicza, nosi wyraźne cechy ekspresjonizmu.
Zespół "Kadr" i narodziny mistrza
Połowa lat 50. przyniosła wielkie zmiany w przemyśle filmowym nad Wisłą. Na skutek reorganizacji utworzone zostały zespoły filmowe, wśród których znalazł się "Kadr", gdzie swoje najważniejsze filmy nakręcić mieli już niebawem Wajda, Kutz, Antczak, Munk, Konwicki i wielu innych wybitnych reżyserów. Na jego czele postawiono Jerzego Kawalerowicza, który kierował "Kadrem" aż do śmierci.
Pierwszym filmem Kawalerowicza, którym zainteresował się świat, był nakręcony w 1959 roku "Pociąg", noszący już wyraźne znamiona ekspresjonizmu i w metodzie kadrowania bohaterów, i w inscenizacji. To film niczym ballada jazzowa (z muzyką Andrzeja Trzaskowskiego i wokalizą Wandy Warskiej) nie mający wyraźnego początku i zakończenia, z przyszłą żoną reżysera, Lucyną Winnicką w głównej roli.
W tym niby-kryminale i niby-melodramacie partneruje jej Leon Niemczyk (jeszcze przed "Nożem w wodzie") oraz w drugoplanowej roli Zbyszek Cybulski, w każdym ujęciu zawieszony na oknie, skaczący z niego do pociągu.
Bohaterowie spotykają się niespodziewanie w tym samym wagonie sypialnym na trasie Warszawa-Hel i przez całą noc prowadzą rozmowę. W tle milicjanci szukają w pociągu mordercy, który ponoć zabił swoją żonę.
Ta opowieść o niespełnionych pragnieniach przetrwała próbę czasu i wcale się nie zestarzała. Po premierze powtarzano wypowiadane przez Lucynę Winnicką zdanie: "Nikt nie chce kochać, każdy chce być kochany".
Impulsem dla niej była nocna podróż Kawalerowicza między Warszawą i Szczecinem. Podróżując bez miejscówki, został umieszczony przez konduktora w rzekomo pustym przedziale. Nieoczekiwanie spod ziemi wyrosła właścicielka biletu na to miejsce. W książce "Prywatna historia kina polskiego" reżyser wspomina: "Przegadałem z tą panią parę dobrych godzin. Opowiadała mi swoje życie, a ja głównie słuchałem, nie mówiąc nic o sobie. Z tego powstał pomysł 'Pociągu'".
Sam film i kreację aktorki obsypano nagrodami - m.in. na 20. MFF w Wenecji. Amerykanie namawiali go potem, by nakręcił dla nich remake. Za duże pieniądze.. Nawet nie chciał o tym słyszeć. Zresztą rozpoczął już pracę nad największym wspólnym dziełem, jakie stworzył z ówczesną żoną.
Srebrna Palma w Cannes
W 1959 roku weszła na ekrany kin adaptacja opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza "Matka Joanna od Aniołów". Ulubiony film Kawalerowicza, do którego scenariusz napisał wspólnie z Tadeuszem Konwickim.
Bohaterem jest jezuita Józef Suryn (Mieczysław Voit), który przybywa do klasztoru na Smoleńszczyźnie, by wypędzić złe duchy, które opętały tamtejsze zakonnice. Wśród nich jest tytułowa matka przełożona (Lucyna Winnicka).
Film odczytywano na wiele sposobów, ale najczęściej jako komentarz do ówczesnych stosunków pomiędzy władzą komunistyczną a Kościołem katolickim. - Komuniści mówili, że jest to film za bardzo katolicki, natomiast katolicy, że zbyt antykatolicki. Na festiwalu w Cannes zaprotestował Watykan - wspominał po latach w wywiadach Kawalerowicz.
Tymczasem zarówno Iwaszkiewicz, jak i Kawalerowicz chcieli pokazać historię zakonnicy, która nie umie pogodzić miłości ziemskiej i niebiańskiej - jej opętanie staje się maską miłości. Film chwalono również za to, za co cenił go sobie twórca - za formę artystyczną, w tym za tak lubianą przez Kawalerowicza grę światłocieni w tej czarno-białej produkcji. I za rolę życia Lucyny Winnickiej.
"Matka Joanna od Aniołów" okazała się także wielkim sukcesem festiwalowym, zdobywając na MFF w Cannes Srebrną Palmę, przegrywając rywalizację jedynie z "Viridianą" Luisa Buñuela.
Ponoć tylko jeden głos dzielił ją od Złotej Palmy.
"Faron" o krok od Oscara
Wiele lat później w wywiadzie - rzece ze Stanisławem Zawiślińskim wyznał, że zawsze myślał obrazami. Gdy bliżej przyjrzeć się jego dziełom, można wyłapać to odbieranie świata gotowym kadrami.
Przez kilka kolejnych lat Kawalerowicz gromadził środki na realizację "Faraona", o którego adaptacji myślał od dawna. Miał on być rodzajem "anty-Kleopatry" (mowa o hollywoodzkim dziele z Liz Taylor i Richardem Burtonem Josepha L. Mankiewicza, spłyconym i uproszczonym do granic możliwości). Zamiast tzw. kina peplum - lub inaczej kina miecza i sandałów, reżyser chciał zaproponować widzowi intelektualny dialog. I to mu się udało.
I tym razem nad scenariuszem Kawalerowicz pracował wspólnie z Konwickim. "Faraon" został ukończony w 1966 roku i był gigantycznym przedsięwzięciem. Powstawał trzy lata, z udziałem ponad dwóch tysięcy statystów, a zdjęcia kręcono m.in. w Uzbekistanie, w Egipcie oraz w łódzkiej wytwórni filmowej.
Opowieść o losach młodego faraona Ramzesa XIII (debiutujący na ekranie 19-letni Jerzy Zelnik), podejmującego walkę o niezależność faraona od kasty kapłańskiej, skupiała się na jednej z najbliższych reżyserowi kwestii władzy. Kawalerowiczowi zależało na pokazaniu jej ponadczasowego dylematu, polegającego na wyborze między szlachetnością a skutecznością w sprawowaniu rządów.
Konflikt pomiędzy młodym idealistycznym faraonem Ramzesem XIII a kapłanem Herhorem, w świetle wydarzeń z połowy lat 60. XX wieku, porównywano do starć Kościoła z państwem komunistycznym. Malarska uroda dzieła, jego fascynująca widowiskowość, jaką udało się osiągnąć we współpracy z operatorem Jerzym Wójcikiem, była spełnieniem estetycznych wyzwań, jakie stawiał sobie reżyser. Bo dla Kawalerowicza ważniejsza nawet od wymowy dzieła była zawsze idealna równowaga formy i treści.
Obok wielu prestiżowych nagród w kraju i za granicą najważniejszą była oczywiście nominacja do Oscara w kategorii "film nieanglojęzyczny". Ostatecznie "Faraon" przegrał z głośnym obrazem Claude'a Leloucha "Kobieta i mężczyzna".
Nie zmienia to faktu, że film odniósł wielki sukces także za oceanem i do dziś jest prezentowany (podobnie jak "Matka Joanna..." i "Austeria") na specjalnych pokazach urządzanych przez Martina Scorsese z cyklu "Martin Scorsese Presents: Masterpieces of Polish Cinema". Oprócz Stanów Zjednoczonych prezentacje odbywają się w Kanadzie i Wielkiej Brytanii.
"Austeria", czyli świat tuż przed zagładą
Sukces "Faraona" zachęcił reżysera do realizacji "Austerii" wg powieści Juliana Stryjkowskiego. Wraz z autorem książki i Tadeuszem Konwickim reżyser napisał scenariusz, którego realizację zatrzymały jednak wydarzenia marca 1968 roku. Kawalerowiczowi odebrano też na kilka lat kierowanie zespołem "Kadr". Spełniał się wtedy jako współzałożyciel i pierwszy prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
Jego późniejszą odpowiedzią na nacjonalizm Marca '68 był film o mordzie politycznym na Gabrielu Narutowiczu - "Śmierć prezydenta" (1977) ze Zdzisławem Mrożewskim w roli tytułowej i z Markiem Walczewskim wcielającym się w zabójcę - Eligiusza Niewiadomskiego. Za obraz, wstrzemięźliwy i przejmujący, odebrał Srebrnego Niedźwiedzia na niemieckim Berlinale.
W 1983 roku udało mu się w końcu przenieść na ekran "Austerię". I znowu najbardziej fascynującym zadaniem było dla reżysera odtworzenie nieistniejącego już świata.
"Austeria" opowiada o losach żydowskiej społeczności galicyjskiego miasteczka, która po wybuchu I wojny światowej szuka schronienia w karczmie sędziwego Taga (Franciszek Pieczka). Gromadzi się tam jednolita etnicznie, lecz światopoglądowo i materialnie różnorodna grupa symbolizująca Żydów z całej Europy Wschodniej. Ich tragiczny los obrazuje końcowa scena, w której chasydów kąpiących się w rzece trafia seria z karabinu maszynowego.
Reżyser podkreślał, że to "film wielkiej metafory, podobny do fresku ukazującego świat Żydów na chwilę przed zagładą". W rozmowie z "Kinem" przeprowadzonej przed rozpoczęciem zdjęć tłumaczył: "Chcę przeciwstawić się opiniom przypisującym społeczeństwu polskiemu wrodzony antysemityzm, ale uniknąć polemicznego stylu. [...] Od początku wyobrażałem sobie film o zaginionym świecie, o nieistniejącej już społeczności, z jej oryginalną kulturą myślową, obyczajami, religią".
Film otrzymał Grand Prix Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, ale podzielił wówczas krytyków i widzów w Polsce, choć na świecie zbierał znakomite recenzje. Przysłużył mu się jednak upływ czasu i dziś ma status nie tylko dzieła wybitnego, ale również unikalnego.
Wielką kreację stworzył w nim Franciszek Pieczka w roli karczmarza Taga.
Przez dekady Kawalerowicz marzył o tym, by przenieść na ekran sienkiewiczowskie "Quo Vadis". Żal, że pieniądze na projekt udało się zgromadzić dopiero u schyłku życia, gdy sędziwy i schorowany nie dał już rady ogarnąć wielkiego przedsięwzięcia. Nie zapanował nad nim.
Odszedł 27 grudnia 2007 roku w wieku 85 lat. Jego kino okazało się ponadczasowe.
Źródło: tvn24.pl