Zawodowy naciągacz, który maskuje łysinę i nie umie ukryć wielkiego brzucha, jego ponętna, choć mocno upierdliwa żona oraz seksowna kochanka, udająca angielską arystokratkę. Plus agresywny, nieco szalony agent FBI, który zrobi wszystko, by udowodnić, na co go stać. To oni brali udział w wielkiej i kosztownej operacji Abscam, która miała ujawnić rozmiary korupcji w amerykańskim Kongresie. "American Hustle" pokazuje, jak ta operacja mogła wyglądać od wewnątrz. Co tu jest prawdą, a co blefem?
"Do niektórych sytuacji doszło naprawdę" - reżyser z cynizmem na samym początku filmu informuje widzów, że zamierza z nimi prowadzić grę. Że filmowe postaci mogą być tymi prawdziwymi, ale wcale nie muszą. Że autentyczna antykorupcyjna akcja FBI, która na przełomie lat 70. i 80. doprowadziła do aresztowania kilku wysokich rangą polityków, posłużyła tylko jako punkt wyjścia. Bo tak naprawdę reżyser przede wszystkim puścił wodze fantazji.
Oto przewodnik po prawdzie i fikcji w świecie "American Hustle", jednego z oscarowych faworytów, który ma aż 10 nominacji. I realne szanse na statuetki.
Albo więzienie, albo prowokacja z FBI
Czy prawdziwa operacja Abscam była aż tak zabawna, widowiskowa i absurdalna? Na pewno była wielka i kosztowna. Wzięło w niej udział ponad stu agentów, wydano na nią ponad pół miliona dolarów.
FBI w 1978 roku powołało do życia fikcyjną firmę Abdul Enterprises. Tuż po tym, jak pewnego dnia do drzwi drobnego oszusta zapukał agent FBI. I postawił go pod ścianą - albo więzienie, albo udział w prowokacji.
Wybrał to drugie. Został agentem operacji Abscam (to skrót słów "Abdul scam", czyli "oszustwo Abdula"). Wcielił się w wysłannika nieistniejącego bogatego szejka z Arabii Saudyjskiej (w filmie jest pochodzenia meksykańskiego). Dość skutecznie zainteresował grono kongresmanów i kilku skorumpował niezbyt drogimi podarunkami i subwencjami. Organizował wycieczki luksusowym jachtem, obiecywał inwestycje w zaprzyjaźnionych okręgach wyborczych. Oferował łapówki w zamian za określone korzyści polityczne i korzystne lokaty kapitałowe w USA. Spotkania te filmowało FBI.
2 lutego 1980 roku program telewizyjny NBC "Nightly News" jako pierwszy poinformował o tym, że agenci FBI przeprowadzili operację wymierzoną w członków Kongresu. Wybuchł skandal.
FBI oskarżyło 31 oficjeli, wymiar sprawiedliwości uznał winę 11, w tym pięciu członków Izby Reprezentantów i jednego senatora. Tylko tych, którzy przyjęli pieniądze, mimo iż bronili się, że zostali oszukani i do przestępstwa namówieni. Uniewinniono tych, którzy odmówili przyjęcia gotówki, choć z szejkiem imprezowali i obiecali mu przychylność. Skazanych zostało jeszcze pięciu innych przedstawicieli władz niższego szczebla, w tym senator z New Jersey, trzej członkowie filadelfijskiej Rady Miejskiej i wysokiej rangi urzędnik urzędu emigracyjnego.
"Prawda? Wyszedłby im cholernie nudny film"
FBI nie wyszło dobrze na całej sprawie. Musiało ujawnić personalia kilkudziesięciu swoich agentów i zgodzić się na składanie przez nich zeznań w sądach. Sędziowie chętnie, nawet skazując kongresmanów, piętnowali agencję za metody - ponieważ FBI nie miało nad sobą żadnej kontroli, podejrzewano, że w wyniku kilku prowokacji oskarżono niewinnych ludzi. Sędziowie dopatrywali się nawet podżegania do przestępstwa. Kilku agentom groziło postępowanie karne. Wymigali się wskutek niejasności przepisów, jakim podlegali. Podobnej operacji FBI już nigdy nie powtórzyło.
"Gdyby pokazali prawdę na temat Abscam, wyszedłby im cholernie nudny film" - tak John Good, jeden z agentów nadzorujących całą operację, którego cechy można odnaleźć w postaci Richiego DiMaso, w rozmowie z "Washington Post" ocenił "American Hustle".
Bo prawdziwa operacja polegała na godzinach żmudnych obserwacji, walce z biurokracją i na oczekiwaniu na jakiekolwiek wyniki. Ingerując w fakty i manipulując biografiami osób zaangażowanych w Abscam, David O. Russell (nominacja do Oscara za reżyserię i scenariusz) stworzył pełnokrwistą rozrywkę, opartą na prawdzie mistrzowską iluzję, sprytną zabawę między rzeczywistością i fikcją. A wszystko w klimacie ery disco.
Pomagał FBI wyłącznie dla pieniędzy
Czy drobny naciągacz Irving "Irv" Rosenfeld, oficjalnie właściciel kilku pralni, który zostaje zmuszony do pomagania FBI, istniał naprawdę?
Postać, którą w "American Hustle" gra Christian Bale (nominacja do Oscara), oparto na Melvinie "Melu" Weinbergu (dziś ma 89 lat i wiedzie spokojne życie emeryta na Florydzie), który nie tylko brał udział w prawdziwej prowokacji, ale także, w przeciwieństwie do swego filmowego odpowiednika, był za swoją pomoc nieźle wynagradzany ("Washington Post" podaje kwotę w wysokości 150 tys. dolarów).
Bale, który z dużym poświęceniem podszedł do tej kreacji (przytył ponad 18 kg, a w dodatku nabawił się uszkodzenia dwóch dysków w kręgosłupie), stał się niemal wierną jego kopią (poza wiekiem, bo Mel był grubo po pięćdziesiątce). To sympatyczny, brzuchaty gość ze skrywaną pod starannie zaczesanymi włosami łysiną, który był prawdziwym mózgiem Abscam, o wiele bardziej niż zostało to pokazane w filmie.
W przeciwieństwie do swojej ekranowej wersji, Mel miał czwórkę dzieci, w tym adoptowanego syna, którego widzimy w filmie. Zgadza się to, że miał żonę i kochankę. W rzeczywistości zniszczył swój bohaterski mit rządowego informatora, który ponoć ryzykował własnym życiem - już po akcji w programie telewizyjnym "60 Minutes" przyznał się m.in. do tego, że nie o uczucia patriotyczne mu chodziło, ale pomagał FBI wyłącznie dla pieniędzy.
Wcześniej jednak - w czasach prezydentury Cartera, galopującej inflacji, zwiększającego się bezrobocia, rekordowo wysokiej ceny ropy naftowej - bez problemu się odnajdował. Choć sprawiał wrażenie nieudacznika, świetnie sobie radził, naciągając kolejnych naiwniaków, dzięki swojej firmie London Investors.
Striptizerka czy brytyjska arystokratka?
Gdy w jego życiu pojawia się Evelyn Knight (w filmie to Sydney Prosser, w którą wciela się Amy Adams - nominowana do Oscara) w seksownej, wydekoltowanej garderobie, jego apetyt zaostrza się. Stają się wspólnikami. Ich biznes opierał się na pobieraniu wysokich prowizji za pośrednictwo w nieistniejących pożyczkach oraz sprzedaży fałszywych dzieł sztuki. Interes się kręcił, ale pewnego dnia do drzwi zapukał agent FBI.
Prawdziwa Evelyn faktycznie była kochanką Weinberga, ale nigdy nie brała tak wielkiego udziału w jego oszustwach finansowych, jak ekranowa Sydney. Nieprawdą jest, że była aż tak mocno związana z operacją Abscam, jak w filmie. Doprowadziła natomiast do rozpadu związku Mela z żoną, potem wyszła za niego za mąż, ale po jakimś czasie ich małżeństwo też zakończyło się rozwodem.
W "American Hustle" postać Sydney to dziewczyna, która uciekła od życia striptizerki i stworzyła sobie nową tożsamość, w tym imię i nazwisko. Pragnie dostatniego życia i nie przebiera w środkach. Na potrzeby oszustw Irva zaczyna udawać brytyjską arystokratkę, w pewnym momencie musi też uwodzić agenta FBI, wchodząc w emocjonalny trójkąt. Prawdziwa Evelyn urodziła się w Anglii i nie musiała nikogo udawać, poza tym ona była wierna Melowi, a on jej.
Żona, kochanka i agent FBI
Również prawdziwa żona Mela, Marie Weinberg odbiega od filmowej Rosalyn Rosenfeld (Jennifer Lawrence - nominacja do Oscara). Nie tylko w okresie, o którym opowiada "American Hustle", miała dwadzieścia lat więcej niż aktorka, ale także nie charakteryzowała się takim temperamentem i rozchwianiem emocjonalnym, którymi rozbawia filmowa Rosalyn. Lawrence wykreowała tę postać na nieprzewidywalną sexy-mamuśkę, niestroniącą od alkoholu i uzależnioną od solarium, ponętną, choć mocno upierdliwą żonę.
I w filmie, i w rzeczywistości obie kobiety łączy tylko jedno - były nieszczęśliwe. W przypadku Marie Weinberg skończyło się to tragicznie - kilka miesięcy po tym, jak odkryła, że mąż ma kochankę (co, w przeciwieństwie do filmu, stało się już po zakończeniu afery związanej z Abscam), popełniła samobójstwo. W styczniu 1982 roku jej ciało znaleziono w domu na Florydzie.
Największe pomieszanie prawdy z blefem uosabia narwany i szalony Richie DiMaso, agent FBI o włoskich korzeniach, chorych ambicjach i wielkim ego (Bradley Cooper - nominacja do Oscara). Chciałby być najbardziej skutecznym agentem, gwiazdą agencji. Tymczasem okazuje się, że nadal mieszka z... matką, a wieczorami nawija włosy na wałki.
Postać ta nie ma odpowiednika w rzeczywistości - jest miksem kilku agentów, z którymi Weinberg współpracował na potrzeby operacji Abscam. Najbliżej mu jednak do Antony'ego Amoroso, z którym łączą go impulsywność, mania wielkości i kontrowersyjne zagrania. Choć Amoroso był rzetelnym i uczciwym agentem, nie udało mu się nie ulec pokusom, które pojawiły się wraz z rolą tego, którego udawał na potrzeby operacji - zaczął żyć ponad stan, m.in. pijał tylko szampana Dom Perignon, kupił sobie autentyczne meble z epoki Ludwika XVI, wynajmował prywatne samoloty i imprezował na luksusowym jachcie. A wszystko to na koszt podatników.
"American Dream"? Raczej "American Bullshit"
Żonglowanie faktami przez Davida O. Russella nie jest przypadkowe. Reżyser chciał bowiem pokazać, że Stany Zjednoczone nie zmieniły się zbytnio przez ostatnie trzydzieści lat. A "American Dream" to nie uczciwa praca, ale korumpowanie, oszukiwanie, cwaniactwo i kradzież.
Już wymowny - jak zauważyli recenzenci - okazuje się oryginalny tytuł scenariusza autorstwa Erica Warrena Singera, który reżyser wziął na warsztat, czyli "American Bullshit". Wielka ściema.
Newsy, ciekawostki o aktorach i samych Oscarach możecie śledzić w naszym specjalnym magazynie Oscary 2014. Zapraszamy też na relację na żywo tvn24.pl z oscarowej gali w nocy z 2 na 3 marca.
Autor: Agnieszka Kowalska//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Columbia Pictures