- Aktorzy marzą o tym, by u niego zagrać, dla wielu filmowców jest on absolutnym mistrzem, autorytetem. Ale są też środowiska, w których jest odbierany tylko w kontekście seksskandalu - mówi "Gazecie Wyborczej" Marina Zenovich, autorka dokumentu o kończącym w poniedziałek 75 lat Romanie Polańskim.
Jej film "Roman Polański: Ścigany i pożądany" po sukcesach w Cannes i Sundance od połowy lipca jest pokazywany w USA. Miesiąc temu "New York Times" poinformował, że ten film może być podstawą do wznowienia procesu sprzed 30 lat.
W 1977 r. Polański dostał zlecenie od amerykańskiego "Vogue'a" na sesję fotograficzną z 13-letnią wówczas modelką Samanthą Geimer. Oskarżony o jej zgwałcenie stał się obiektem wyjątkowo brutalnej medialnej nagonki. Wyjechał do Francji, gdzie mieszka do dziś. Jego proces nie przyniósł chluby amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości - pisze "GW". I to właśnie wykazuje w swoim dokumencie Marina Zenovich.
Polański postąpił źle i od tego nie ma odwołania. Chciałam pokazać, że ucieczka Polańskiego z USA to nie było wymiganie się od więzienia. Kierował nim uzasadniony lęk przed niewspółmiernością kary w stosunku do winy. Niestety, w sprawach o molestowanie seksualne nieletnich Amerykanom, a zwłaszcza sądom często brakuje rozsądku i trzeźwej oceny sytuacji. Tak było 30 lat temu i tak jest teraz Marina Zenovich
Kontrowersyjny reżyser i równie kontrowersyjny sędzia
- Media skupiły się w 1977 r. na opisie seksualnych praktyk Polańskiego, a potem na jego ucieczce, co skutecznie odwróciło uwagę opinii publicznej od błędów prawnych. Prowadzący sprawę sędzia Laurence J. Rittenband nie wywiązał się z umów stron i zaniedbał procedury. Dowiedziałam się - a wówczas media to przemilczały - że Rittenband obiecał Polańskiemu, że jeśli ten podda się 90-dniowej obserwacji na oddziale psychiatrycznym w więzieniu stanowym to sprawa zostanie zamknięta. Kiedy okazało się, że lekarze nie stwierdzili u reżysera żadnych odchyleń od normy i wcześniej wypuścili go na wolność, to Rittenband wpadł w szał. Zaczął grozić, że wsadzi Polańskiego na 50 lat do więzienia - mówi w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
- Co ciekawe, sędzia, który prywatnie znany był jako playboy i podobnie jak Polański lubił towarzystwo młodych kobiet, popełnił także inny błąd. Pytał dziennikarzy - co jest niedopuszczalne w takich sytuacjach - o to, co ma zrobić z Polańskim. Podobno przechwalał się, że da popalić "temu polskiemu sukinsynowi". Powiedziałam "podobno", bo nie udało mi się porozmawiać z samym Rittenbandem. Zmarł w 1993 r., ale udało mi się dotrzeć do ludzi, którzy go znali i tak mi tę sprawę opisali - podkreśla Zenovich.
Medialna nagonka
W purytańskiej i pełnej hipokryzji Ameryce Polański, niestety, do dziś w wielu środowiskach odbierany jest nie tyle poprzez swoje znakomite filmy, a bardziej w kontekście seksskandalu oraz ucieczki. I to jest konsekwencją tamtych tragicznych wydarzeń, które raz na zawsze odmieniły życie Polańskiego Marina Zenovich
Autorka dokumentu zastrzega, że Polański postąpił źle i od tego nie ma odwołania, ale ona jak mówi, chciała pokazać, że ucieczka Polańskiego z USA to nie było wymiganie się od więzienia. - Kierował nim uzasadniony lęk przed niewspółmiernością kary w stosunku do winy. Niestety, w sprawach o molestowanie seksualne nieletnich Amerykanom, a zwłaszcza sądom często brakuje rozsądku i trzeźwej oceny sytuacji. Tak było 30 lat temu i tak jest teraz - mówi reżyserka.
Jej zdaniem Polański padł ofiarą medialnej nagonki. - Dziennikarze szybko zwietrzyli sensację. Błyskawicznie dowiedzieli się wszystkiego o Samancie, której nie dawali spokoju. Jestem przekonana, że gdyby nie chodziło o znanego reżysera, który miał już na swoim koncie takie hity, jak "Dziecko Rosemary" czy "Chinatown", to w ogóle o tej sprawie nie byłoby tak głośno - przekonuje Zenovich.
Polański nie chciał filmu
Ale głośno było i dlatego - jak podkreśla Zenovich - w purytańskiej i pełnej hipokryzji Ameryce Polański, niestety, do dziś w wielu środowiskach odbierany jest nie tyle poprzez swoje znakomite filmy, a bardziej w kontekście seksskandalu oraz ucieczki.
- I to jest konsekwencją tamtych tragicznych wydarzeń, które raz na zawsze odmieniły życie Polańskiego. To przecież musi być okropne nie móc swobodnie podróżować dla takiego artysty jak Polański, nie tylko do USA, ale do tych wszystkich krajów, z którymi Ameryka ma podpisana umowę ekstradycyjną. We Francji i w Europie jest za to bardzo ceniony, nagradzany, podziwiany, zapraszany. Wszyscy liczą się tutaj z jego zdaniem i nikt mu nie wypomina seksafery - mówi autorka dokumentu. - Aktorzy europejscy marzą o tym, by zagrać u Polańskiego, a dla wielu filmowców jest on absolutnym mistrzem - dodaje.
Zenovich przyznaje, że Polański nie widział jej filmu. - Spotkaliśmy się tylko raz w Paryżu, gdzie porozmawialiśmy luźno o projekcie. Potem, już w trakcie realizacji filmu (a razem z przygotowaniami zabrało mi to prawie pięć lat) napisałam do Romana wiele listów z prośbą o wywiad. Długo nie odpowiadał. W końcu dowiedziałam się, że nie chce dokumentu o sobie. Jednak już skończyłam film i nie mogłam dłużej czekać. Trochę go rozumiem - mówi.
75 letni mistrz filmu
Polański to przede wszystkim reżyser, ale też scenarzysta, aktor filmowy i teatralny. Za "Nóż w wodzie" (1961) był nominowany do Oskara, co otworzyło mu drzwi do międzynarodowej kariery reżyserskiej.
Pracował głównie we Francji i Wielkiej Brytanii. W 1968 po ślubie z Sharon Tate wyjechał do Hollywood. Tam zrealizował swoje najgłośniejsze amerykańskie produkcje "Dziecko Rosmary" czy "Chinatown". Rok później jego ciężarna żona została zamordowana przez sektę Charlesa Mansona.
Polański jest laureatem Złotej Palmy (Festiwal w Cannes) za najlepszy film i Oskara za reżyserię "Pianisty". Statuetki nie odebrał z powodu nadal aktualnego listu gończego wystawionego w związku z zarzutem zgwałcenia Samanthy Geimer.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA