Jerzy Skolimowski – wybitny reżyser, scenarzysta i aktor filmowy, a także poeta i malarz - odbierze statuetkę Platynowych Lwów podczas gali finałowej 43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, 22 września. Platynowe Lwy to nagroda przyznawana corocznie za całokształt twórczości wybitnym artystom kina. Dotychczas otrzymali ją m.in. Andrzej Wajda, Jerzy Antczak, Tadeusz Konwicki, Janusz Majewski, Roman Polański, Witold Sobociński, Jerzy Wójcik.
Przed miesiącem obchodził 80. urodziny. Choć ma na koncie Złotego Niedźwiedzia, Złotą Palmę i Złotego Lwa za dokonania w kinie, mówi, że reżyserowanie to gwałt na jego naturze.
Pierwsze dzieła Skolimowskiego dotyczyły spraw polskich. Opisywały konflikty pomiędzy pokoleniem powojennym i przedwojennym. W kinie zadebiutował jako scenarzysta "Niewinnych czarodziejów" Andrzeja Wajdy, do których napisał scenariusz wspólnie z Jerzym Andrzejewskim. Potem wraz z Romanem Polańskim został współautorem sukcesu "Noża w wodzie". Do łódzkiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej trafił z wydziału etnografii. I zawsze szedł własną drogą - najchętniej pod prąd.
W czasie, gdy u nas święciła triumfy szkoła polska, on zaczął robić kino nazwane potem "polską nową falą" na wzór jej francuskiego pierwowzoru. Porównywano jego wczesne filmy do dzieł Godarda czy Antonioniego. Tak było do roku 1967, gdy zrealizował głośnego "półkownika" "Ręce do góry", obraz, który jak sam mówi, zdemolował mu życie i zmusił do wyjazdu z Polski.
Na zachodnim rynku filmowym artysta zaistniał dzięki obrazowi "Le Depart" (Start), za który otrzymał Złotego Niedźwiedzia na Festiwalu w Berlinie.
Tak zaczęła sie jego międzynarodowa kariera.
Artysta niepokorny
Jerzy Skolimowski urodził się 5 maja 1938 roku. Przez całe życie w jego twórczości miało odbijać się dzieciństwo nierozerwalnie związane z wojną. Jako małe dziecko został cudem uratowany ze zbombardowanego domu. Ojciec, członek ruchu oporu, został zabity przez Niemców. Scena z gazem w "Rękach do góry" to reminiscencja tamtych przeżyć. Matka ukrywała w domu żydowską rodzinę, a gestapo robiło im ciągłe rewizje. Życie w zagrożeniu miało odbić się na jego psychice.
Po wojnie mama została attaché kulturalnym polskiej ambasady w Pradze, a uzdolniony nastolatek trafił do szkoły w czeskich Podiebradach, gdzie zetknął się ze swoimi rówieśnikami - w przyszłości wielkim reżyserem Milosem Formanem oraz z dramaturgiem, pisarzem, a wreszcie prezydentem Czech Vaclavem Havlem.
Jako poeta debiutował w 1957 roku wierszem pt. "Moje rundy" opublikowanym w Nowej Kulturze. Wydał kilka tomików poezji, jest autorem sztuk teatralnych. Reżyserskim debiutem Skolimowskiego był "Rysopis" (1964), który powstał z wykorzystaniem kilku wcześniejszych filmów studenckich. To film, którym zachwycił się Jean-Luc Godard. Sam reżyser grał w nim chłopaka, który przerywa studia, bo wpada na absurdalny pomysł, by pójść do wojska. Dalsze jego losy pokazał w "Walkowerze". W tych filmach Skolimowski patrzył na rzeczywistość PRL-u z pozycji outsidera. Nie brał w niej udziału. Nikt nie miał wątpliwości, że to filmy autobiograficzne, do tego stopnia, że w kolejnym wymuszono na nim rezygnację z roli aktora. W "Barierze" wystąpił już Jan Nowicki.
W 1967 roku młody reżyser, o którym było już głośno, nakręcił "Ręce do góry". Obraz będący rozliczeniem z latami stalinizmu, pokazujący spustoszenie, jakiego dokonał on w młodych, niegdyś pełnych idealizmu ludziach. Dla władz film był nie do przyjęcia. Szczytem wszystkiego była scena z transparentem, na którym studenci naklejają Stalinowi przez pomyłkę czworo oczu. Film został zatrzymany przez cenzurę, a reżyser wyjechał z kraju w 1969 roku.
Z dala od ojczyzny
Za granicą, po sukcesie filmu "Start" zwrócono się do Skolimowskiego z propozycją wyreżyserowania brytyjsko-szwajcarskiego filmu "The Adventures of Gerard", na który przeznaczono kilkadziesiąt milionów dolarów. Niestety planowany komercyjny sukces okazał się klapą. Do kina, jakie lubi najbardziej wrócił reżyser takimi tytułami jak "Na samym dnie" (1970), "Wrzask (1978) "Latarniowiec" (1985) czy "Fucha"(1982 r.) z Jeremym Ironsem, dla której inspiracją stały się wydarzenia stanu wojennego w Polsce.
Historia polskich robotników remontujących zamożnemu rodakowi dom na emigracji w Anglii, z których jeden z nich dowiaduje się, że w kraju wprowadzono stan wojenny i ukrywa to przed kolegami, otrzymała Złotą Palmę za najlepszy scenariusz w Cannes.
Za swoje filmy Skolimowski odbierał jednak nagrody na wszystkich ważnych festiwalach w Europie. W jego dorobku są też nominowane do Złotej Palmy "Wiosenne wody" (1989) oraz nakręcony w 1991 roku na podstawie prozy Witolda Gombrowicza obraz "Ferdydurke", który jednak nie stał się sukcesem. Gombrowicz okazał się twórcą nieprzytłumaczalnym na język filmu.
Klapę "Ferdydurke" Skolimowski przeżył tak mocno, że zamilkł na 17 lat. Zamiast reżyserowania pochłonęło go malowanie. Zainspirowała go japońska kaligrafia, ale też malarstwo figuratywne. Namówiony na profesjonalny wernisaż, w 1996 r. w Turynie odniósł pierwszy sukces - wszystkie wystawione obrazy zostały sprzedane. Od tamtej pory pokazywał prace na całym świecie: w Los Angeles, Paryżu, Berlinie, Wenecji. Kupowali je m.in. sławni ludzie kina, jak jego przyjaciel Jack Nicholson, Dennis Hopper czy Leonardo DiCaprio.
Z powrotem w kraju
Potrzebę powrotu za kamerę poczuł dopiero w kraju, po przeczytaniu notatki prasowej o mężczyźnie, który nocami podgląda kobietę, w której się zakochał i zostaje oskarżony o gwałt. Powstały z tego "Cztery noce z Anną" - piękna opowieść o miłości odludka. Dopatrywano się w niej autobiograficznych elementów. Reżyser przyznał: - Choć to nie o mnie historia, coś pewnie mam z niego, skoro potrafię się tak zidentyfikować.
Ten minimalistyczny, czarno-biały film o nieszczęśliwej miłości objechał z sukcesami mnóstwo festiwali na świecie. Zdobył też Polskiego Orła za reżyserię. Na kolejny czekaliśmy już tylko dwa lata. "Essential Killing" to było mocne, choć pozbawione jakichkolwiek dialogów, uderzenie. Obraz zachwycił jury weneckiego festiwalu z Quentinem Tarantino na czele i reżyser odebrał Nagrodę Specjalną Jury, a Vincent Gallo Puchar Volpi dla najlepszego aktora. Skolimowskiego doceniono też w kraju - oprócz Złotych Lwów w Gdyni dla najlepszego filmu i reżysera przypadły mu Polskie Orły w głównych kategoriach. Gallo zagrał człowieka, który chce jednego: przeżyć. To afgański więzień, który ucieka z tajnego amerykańskiego więzienia CIA umiejscowionego w środkowej Europie, walcząc o przetrwanie. Inspiracją były doniesienia o tajnych więzieniach CIA w Polsce.
Ostatni film Skolimowskiego "11 minut" to rodzaj egzystencjalnego teledysku, który ma nam przypomnieć, że nic, także życie, nie jest nam dane na zawsze. Reżyser nakręcił go po niespodziewanej śmierci syna. Choć łącząca kilka wątków opowieść, którą scala dramatyczny finał, doczekała się skrajnie różnych recenzji, z jednym zgadzali się wszyscy: Skolimowski zaskoczył wszystkich młodzieńczą wręcz pasją. Obraz zdobył Nagrodę Specjalną Jury na festiwalu w Gdyni, ponadto nagrody za montaż (Agnieszka Glińska) oraz za muzykę (Paweł Mykietyn). Był także polskim kandydatem do Oscara.
Autor: Justyna Kobus/adso / Źródło: FPFF, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: FPFF w Gdyni | Rafał Malko