Valentino wygląda jak boss mafii, ale w świecie mody przez 50 lat naprawdę rządził. Włoch stworzył imperium, które przyniosło mu fortunę i sławę. To wszystko dlatego, że ubierał najpiękniejsze kobiety świata: królowe, księżniczki, gwiazdy filmowe, m.in. Liz Taylor, Jackie Kennedy, Sophię Loren i Julię Roberts. Wiele jego sukni przeszło do historii. Od jutra w Londynie będzie można oglądać 140 z nich - podczas retrospektywy "Valentino: Master of Couture".
- Odpoczynek? O nie! Nie przeszedłem na emeryturę, by czekać na śmierć – zapewnia 80-letni Valentino, który przyjechał do Londynu, by jutro uświetnić otwarcie wystawy "Valentino: Master of Couture", która jest poświęcona jego dorobkowi.
Ekspozycja w Somerset House to pierwsza retrospektywa w Wielkiej Brytanii, która dokumentuje 50-letnią karierę projektanta, dlatego rozgłos jej towarzyszący jest ogromny. Bo nie chodzi tylko o to, że Valentino Garavani jest jednym z najważniejszych mistrzów krawiectwa na świecie, ważne są też najpiękniejsze kobiety, które ubierał.
To królowe, księżniczki, gwiazdy filmowe i żony wpływowych mężczyzn - m.in. Liz Taylor, Grace Kelly, Sophia Loren, Gwyneth Paltrow i Jennifer Aniston. Jackie Kennedy w jego sukni w 1986 roku brała ślub z Arystotelesem Onassisem, a księżna Marie-Chantal wychodziła za mąż za greckiego księcia Pavlosa w sukni z jedwabiu, którą Valentino zaprojektował dla niej w 1995 roku. Zaś Julia Roberts w sukni Włocha w 2001 roku odbierała jedynego Oscara w karierze.
Stroje warte więcej, niż roczne wynagrodzenie
Te kreacje, a także blisko 140 innych, trafiło do Somerset House. Wiele z nich nigdy nie było pokazywanych publicznie - pochodzą z prywatnych zbiorów. Na dodatek, będzie je można zobaczyć w sposób dość nietypowy. Role są odwrócone - to zwiedzający przechadzają się po 60-metrowym wybiegu, odkrywając detale projektów, podczas gdy "modelki" pozostają nieruchome.
Stroje zostaną zaprezentowane w grupach: według stylu i kolorów - począwszy od czerwonego, który jest znakiem rozpoznawczym projektanta. Ten kolor ma nawet własną nazwę: "Valentino rosso". Jest to kombinacja 100-procentowych odcieni purpury oraz żółci i 10-procentowej czerni.
Druga część wystawy to fotografie i osobiste pamiątki z archiwum mistrza oraz filmy pokazujące pracę kreatora w jego pracowni z czasów, zanim w 2007 roku nie odszedł na emeryturę. Na finał to, co sprawiło, że zapracował na tytuł "włoski król couture" - dowód, jak bardzo precyzyjny jest proces tworzenia dzieła, do którego nie używano żadnej maszyny, a każdy detal wykonano ręcznie.
"Ekspozycja będzie niesamowitą podróżą w głąb sekretnego świata włoskiej sztuki krawieckiej" - obiecują kuratorzy wystawy, która mieści się w pomieszczeniach wielkości kortu tenisowego, a każdy z eksponatów jest wart więcej, niż roczne wynagrodzenie przeciętnego widza, który odwiedzi Somerset House.
Stroje w muzeum, stroje w albumie
Z myślą o kolekcjonerach dom mody Valentino - który działa dalej, ale pod wodzą duetu Marii Grazii Chiuri i Pierpaolo Piccioli - przygotował kolekcję ekskluzywnych akcesoriów, które dostępne będą wyłącznie w londyńskim muzeum. W dniu otwarcia wystawy do sprzedaży trafi także album "Valentino: Master of Couture. A Private View".
80-letni krawiec, któremu Londyn składa w ten sposób hołd, jest dumny z tego, co pokazuje Somerset House i jeszcze przed wernisażem chętnie przyjmuje gratulacje. Bo, jak przyznał, dopiero po siedemdziesiątce zaczął czerpać prawdziwą przyjemność z pochwał kierowanych pod jego adresem. - Kiedyś nie chciałem ich słuchać. Dzisiaj chcę się nimi upajać - wyznał.
A przecież ma się czym chwalić - swoją pierwszą, znaczącą kolekcję pokazał w 1962 roku we Florencji, a do dziś wiele jego projektów przeszło do historii mody.
Wygląda jak boss mafii, ale serce ma gołębie
Swoją pasję do mody Garavani odkrył bardzo wcześnie. Już w szkole podstawowej wiedział, że chce być projektantem pięknych sukni. Równie wcześnie zauważył, że choć fascynują go koleżanki, to bardziej pociągają go przystojni koledzy.
Miał wielu kochanków. Przez kilka lat spotykał się m.in. z francuskim bywalcem salonów Géraldem Nantym, który pomagał mu w rozkręcaniu pierwszego atelier przy via Condotti w Rzymie. Prawdziwą miłość poznał jednak w 1960 roku. W kawiarni na via Veneto spotkał studenta architektury - Giancarla Giammettiego. Okazało się, że obaj mają słabość do luksusu i pięknych przedmiotów. Bardzo szybko nawiązali współpracę i... romans.
- Moja firma zaistniała dzięki Giancarlo. Gdyby nie on, skończyłbym pewnie na bruku. Ja miałem pomysły na ubrania, a on smykałkę do biznesu - wspomina dziś kreator, który wygląda jak boss mafii, ale serce ma gołębie. Kocha zwłaszcza swoje psy.
Nikt nie wie, z iloma czworonogami mieszka. Ale jeszcze do niedawna pracownicy lotnisk, na których lądował Włoch, śmiali się, że Valentino potrzebował zawsze trzech samochodów, by przetransportować się do wybranego miejsca. Jeden dla niego, drugi na walizki, a trzeci dla... suczki Molly i jej dzieci: Maude, Margot, Milton, Maggie i Monty’ego.
Może rozpieszczać swoje mopsy, bo może sobie pozwolić na bycie rozrzutnym: w 1998 roku sprzedał firmę za około 300 mln dolarów.
Wystawa "Valentino: Master of Couture" będzie czynna od 29 listopada do 3 marca 2013 roku.
Autor: Agnieszka Kowalska//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Somerset House