Nie mają idealnej figury, ani nieskazitelnej urody. Noszą tatuaże, włosy pod pachami i niemodne ciuchy. To antymodelki i antymodele zatrudniani przez Anti-Agency z Londynu, dla której jedynym kryterium jest ciekawa osobowość i oryginalność. - Nie prosimy ich, by schudli i nie mamy nic przeciwko, jeśli co tydzień zmieniają swój wygląd. Ponieważ mają o wiele więcej niż tylko ładną twarz - mówią założycielki agencji.
Dla Lucy Greene i Pandory Lennard liczy się przede wszystkim inność. Założycielki Anti-Agency nie wybierają swoich podopiecznych ze względu na piękno - głównym kryterium jest temperament, pasja, osobowość.
- Nasza agencja jest dla ludzi, którzy mogliby być modelami, ale to nie jest dla nich priorytetem. Dla ludzi, którzy są zbyt fajni i ciekawi, żeby pracować w modelingu. Dla ludzi posiadających prawdziwe życie - tak w Daily Beast założycielki mówią o swojej agencji. I jako dowód podają przykłady: w zespole mają m.in. poetkę, projektanta biżuterii, wokalistę zespołu rockowego, fotografa, ilustratorkę, dziennikarkę, studenta sztuki.
- To ludzie autentyczni: bardzo kreatywni, bardzo inteligentni i bardzo zakręceni. Zdarza się, że na modelingu udaje im się zarobić roczną pensję, ale nikt z nich nie chce być modelem czy modelką na pełny etat. Są skupieni na swoich karierach, a te robią na innych polach: przede wszystkim artystycznych - tłumaczą właścicielki Anti-Agency.
Pokazują, że gardzą fizyczną doskonałością
A co z wyglądem, który jest tak ważny w tradycyjnych agencjach? - Nie mamy określonych wymagań co do rozmiaru czy wzrostu. Mimo że przeważają dziewczyny szczupłe, mamy też takie o pełnych kształtach. Nie interesują nas stereotypy w podejściu do urody - zapewniają.
Wielu podopiecznych Anti-Agency jest wytatuowanych, mają kolorowe włosy, dziwaczne fryzury lub ogolone głowy, niemodne ciuchy, piercing i inne znaki szczególne. Na zdjęciach, które agencja prezentuje w internecie, pozują z wysuniętym językiem i włosami pod pachami. Nie golą nóg, nie robią makijażu. Całymi sobą pokazują, że gardzą fizyczną doskonałością. Dlatego też agentki nie podają ani ich wzrostu, ani wymiarów, bo nie chcą, by modele byli osądzani za zbyt niski wzrost czy dodatkowe centymetry w pasie.
Bo po prostu nie ma ciśnienia, aby spełniali standardy estetyczne ważne w innych agencjach. - Nie prosimy ich, aby coś w sobie ulepszali. Nie mamy nic przeciwko, jeśli przefarbują sobie włosy co tydzień. Nie prosimy ich, by schudli. Ponieważ mają o wiele więcej niż tylko ładną twarz - Lucy Greene i Pandora Lennard tłumaczą "Daily Telegraph". - Nie chcemy i nie możemy ich kontrolować. Mają bardzo silne poczucie indywidualności i szczerości. I dlatego nigdy by się nie zgodzili na to, aby coś w sobie zmienić dla jakiejś oferty pracy, jeśli byłoby to niezgodne z ich przekonaniami. Ale właśnie z tego powodu uważamy, że są fajni - dodają.
"To prawdziwi ludzie, a nie tylko wieszaki na ubrania"
Już na starcie 26-letnia Greene (stylistka) i 25-letnia Lennard (dziennikarka magazynu mody "Tank") - dziewięć miesięcy temu, gdy w Londynie otworzyły Anti-Agency - postanowiły szukać swoich modeli inaczej. Nie wypatrywały długonogich nastolatek na ulicy, ale szukały ludzi o indywidualnym stylu na Facebooku i Instagramie.
- Nie robiłyśmy standardowych castingów. Po prostu nie czujemy, że można znaleźć kogoś oryginalnego, widząc go na ulicy. Na Facebooku przynajmniej możemy dowiedzieć się, co oni robią, czym się pasjonują, a także jak wyglądają - tłumaczą w rozmowie z "Evening Standard".
Dziś też odrzucają schematy pracy tradycyjnych agencji. - Nie przygotowujemy modelkom portfolio ani tzw. książek. Naszym zdaniem, modelki powinny być rekrutowane na podstawie osobowości, a nie stosów zdjęć, na których są dziwacznie ubrane. Wysyłając klientom nasze dziewczyny i chłopców, chcemy im uświadomić, że to są prawdziwi ludzie, a nie tylko wieszaki na ubrania! Mogą wyglądać pięknie, ale na pewno nie będą robić żadnego gówna - mówią o systemie rekrutacji i pracy.
Okazuje się, że ich nietypowe podejście do modelingu sprawdza się. 100 antymodelek i antymodeli Anti-Agency (w wieku 18-30 lat) pracowało już dla tak znanych marek, jak Dr. Martens, Versus, Uniqlo, Urban Outfitters, Gstar, Swarovski, a także pozowało w tak cenionych magazynach, jak "i-D", "Pop", "Tank", "Nylon" i "Observer". Zaś podczas ostatnich Tygodni Mody w Londynie i Paryżu chodzili po wybiegach u projektantów, m.in. Vivienne Westwood, Giles, Maison Martin Margiela, Pam Hogg i Meadham Kirchhoff.
- To było ekscytujące widzieć, że nasi podopieczni byli zatrudniani na podstawie swoich osobowości, a nie z powodu wymiarów - wspomina Lennard.
"Horda wściekłych bab przewraca schematy do góry nogami"
To dowód na nowy trend w zacieraniu granicy między normalnymi ludźmi a doskonałymi modelkami. Coraz częściej znane marki stawiają na niekonwencjonalność i indywidualizm, w czym pomagają im media społecznościowe, które skupiają się na stylu ulicy, a nie na wybiegach. W odpowiedzi na to marki zamiast profesjonalnych modeli wolą zatrudnić zwykłych ludzi. Bo wolą, by ich kampanie były autentyczne, a ich "twarze" inspirujące i pozwalające utożsamić się z nimi ich klientom.
Zaczęły to marki "high-street", jak Urban Outfitters, American Apparel, Converse i Diesel, a potem podchwyciły luksusowe domy mody, jak Lanvin, Saint Laurent, Chanel czy Rodarte, które dziś chętniej wybierają kobiety z osobowością i dokonaniami na koncie, tj. Chloe Nørgaard, Kim Gordon, Sky Ferreira, Rita Ora czy Alice Dellal.
Rick Owens na swój pokaz na sezon wiosna-lato 2014, który odbył się w ub.r., zatrudnił umięśnione tancerki: o różnym kolorze skóry, rozmiarze i wieku. Zamiast pokazu mody zrobił show - kazał 40 kobietom biegać w rytm muzyki granej przez zespół heavy-metalowy zawieszony pod sufitem i zrobił wszystko, żeby wyglądały jak najgorzej.
"Horda wściekłych bab z groźnymi minami, energicznie stepująca w najnowszych ubraniach projektanta to nic innego jak świetnie zaplanowany performance, przewracający przyjęte schematy do góry nogami i poniekąd obnażający hipokryzję świata mody" - pisali potem krytycy mody.
"Do tej pory nie było luzu"
I nie była to chwilowa zachcianka. Wśród profesjonalnych modelek też widać zmianę - obecnie najbardziej rozchwytywane w branży to inteligentne, pewne siebie i twórcze Cara Delevingne, Edie Campbell, Georgia May Jagger i Abbey Lee Kershaw, które nie tylko pozują i chodzą po wybiegach, ale także śpiewają i próbują swoich sił w różnych dziedzinach. One uosabiają zmianę, za ich sprawą klienci chcą zatrudniać dziewczyny z charakterem.
- Do tej pory nie było luzu. A ludzie naprawdę zaczynają czuć nienawiść do idealnych gwiazd, którym nie mogą dorównać. Warto za nimi podążać - mówią założycielki Anti-Agency.
Autor: Agnieszka Kowalska//gak/zp / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Anti-Agency