Jego nowatorskie podejście do muzyki nie od razu spotkało się ze zrozumieniem nawet w bardzo awangardowych instytucjach. Jako jedyny Polak zdobył więcej niż jedną nagrodę Grammy, jako jeden z niewielu dyrygował orkiestrą symfoniczną na Open'erze. Odszedł Krzysztof Penderecki, twórca współczesnej muzyki poważnej, któremu udało się zaistnieć w kulturze popularnej.
Z równą pasją co o muzyce, opowiadał o blisko 30-hektarowym parku, który stworzył w Lusławicach. W ostatnich latach z ogromną dumą patrzył na Europejskie Centrum Muzyki, które wyrosło tam, naprzeciw dworu. O Krzysztofie Pendereckim zwykło się pisać "najsłynniejszy żyjący polski kompozytor". Ten nawyk trzeba będzie zmienić. W niedzielny poranek jego rodzina poinformowała, że zmarł w Krakowie po długiej i ciężkiej chorobie, w wieku 86 lat.
"Od dziecka byłem otoczony muzyką"
Urodził się w Dębicy (obecnie województwo podkarpackie), w czasach, gdy było to jeszcze jedno z wielu typowych galicyjskich żydowskich miasteczek. Rodzinna Dębica wybrzmiewała wielokrotnie w jego utworach, a zupełnie świadomie do tradycji klezmerskiej powrócił w "Sekstecie" z 2000 roku i "Concerto grosso" (2001 r.).
- Od dziecka byłem otoczony muzyką. Mieszkałem w Dębicy, wówczas małym miasteczku, gdzie trudno było o naukę pod okiem doświadczonego grona. Na szczęście miałem bardzo dobrego nauczyciela od skrzypiec. Reszty uczyłem się sam. I tak do 17. roku życia - wspominał w rozmowie z Paulą Szewczyk z portalu G'rls ROOM w 2016 roku.
Całe podium dla Pendereckiego
Gdy skończył studia kompozytorskie pod opieką Artura Malawskiego w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie - obecnej Akademii Muzycznej, do której powróci jako profesor i rektor - zachwycił polskie środowisko muzyczne. Z łatwością mógł tworzyć zapisy swoich utworów obiema rękami. W 1959 roku, tuż po zakończeniu studiów, zgłosił trzy utwory do konkursu kompozytorskiego. Jeden pisany lewą ręką, drugi - prawą, a trzeci przepisany przez kopistkę. "Strofy", "Emanacje" oraz "Psalmy Dawida" zajęły trzy pierwsze miejsca, co wprawiło w zakłopotanie jurorów. Związek Kompozytorów Polskich postanowił więc zmienić regulamin, dopuszczając tylko jedną kompozycję danego autora w poszczególnej edycji. A jak wynika z opowieści samego Pendereckiego, zgłaszając trzy różne utwory, chciał mieć pewność "wygrania" paszportu, dzięki któremu mógłby wyjechać za granicę.
Trudno w kilku zdaniach uchwycić pełne spektrum muzyki Pendereckiego, który już na początku lat 60. zachwycił międzynarodową publikę radykalnymi, buntowniczymi wręcz pomysłami. Początkowo spotykały się one z niezrozumieniem nawet bardzo awangardowych instytucji muzycznych. Jednak po pierwszych trudnościach, Penderecki stał się fundamentalną częścią muzycznej awangardy, sięgając także po pojawiające się wówczas elementy muzyki elektronicznej (na przełomie lat 50. i 60. miał dostęp do zasobów Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia). Przez kolejne dziesięciolecia stworzył między innymi osiem symfonii, cztery opery (w tym słynne "Diabły z Loudun", której prawykonanie w reżyserii Konrada Swinarskiego odbyło się w Operze Hamburskiej), requiem, liczne utwory chóralne i kilka koncertów.
Słusznie stwierdził Daniel Lewis na łamach "New York Timesa", że Penderecki przez ponad pół wieku nigdy nie potrafił zwolnić tempa. Sam kompozytor wyznał, że bał się niemocy twórczej, dlatego na ostatniej prostej tworzenia danej kompozycji zaczynał budować nowy utwór. Tak aby utrzymać ciągłość komponowania.
Miał świadomość tego, że jego najwcześniejsze kompozycje nie zawsze spotykały się ze zrozumieniem. - Pisałem muzykę, jakiej nie pisał wtedy nikt. Były to jednocześnie utwory bardzo trudne do wykonania, niemal na granicy wykonywalności dla chóru i orkiestry, a przez to niepopularne. Sam chętnie do nich wracam, bo to moja młodość i dosłownie – moja muzyka - ocenił w rozmowie z Szewczyk. Jednak w innym wywiadzie zauważył, że "słuchanie muzyki poważnej to jak czytanie dzieł filozoficznych". - Nie każdy musi to robić. To znaczy, że muzyka nie jest dla wszystkich - stwierdził.
Penderecki w filmach i serialach
Ale jak mało który ze współczesnych wielkich twórców muzyki określanej jako "poważna" wchodził w romans z kulturą popularną.
"Jeśli widziałeś kilka razy 'Lśnienie' Stanleya Kubricka lub jeśli wracałeś do 'Egzorcysty' Williama Friedkina w czasie Halloween; jeśli 'Wyspa tajemnic' Martina Scorsese sprawiła ci przyjemność bądź podziwiałeś 'Inland Empire' Davida Lyncha, mam dla ciebie wiadomość. Jesteś fanem Pendereckiego - nawet jeśli nigdy nie słyszałeś o najsłynniejszym żyjącym polskim kompozytorze" - pisał w 2011 roku Tom Service na łamach "The Guardian".
A było to wówczas, gdy muzyka trzykrotnego laureata Grammy przeżywała renesans zainteresowania. Między innymi za sprawą współpracy z Jonnym Greenwoodem, gitarzystą Radiohead. To z nim zagrał serię koncertów - między innymi na Open'erze w Gdyni. - Jego utwory tworzą tak wspaniałe dźwięki - mówił Greenwood w rozmowie z "The Guardian" - Myślę, że wielu ludzi może oceniać, że jego muzyka jest bardzo dysonująca bądź bolesna dla uszu. Ale ze względu na to, co się w niej dzieje - szczególnie w "Trenie" czy "Polimorfii" - oraz to w jaki sposób dźwięki roznoszą się po sali koncertowej, tworzy bardzo piękne doświadczenie, jeśli się w nim uczestniczy (...). To święto dla wielu ludzi, tworzących razem muzykę - dodał. Greenwood napisał w niedzielę, że Penderecki był "niezwykle twórczym kompozytorem i łagodnym, serdecznym człowiekiem".
W ostatnich latach kompozycje Pendereckiego usłyszeć można było m.in. w "Demonie" Marcina Wrony, w kilku odcinkach "Twin Peaks", "Nerudzie" Pablo Larraina czy serialowym hicie "Czarne lustro". Ale jego przygoda z filmem zaczęła się dużo wcześniej - w połowie lat 60. zilustrował muzycznie "Rękopis znaleziony w Saragossie" Wojciecha Hassa.
Po latach z dorobku Pendereckiego czerpią inni. Pianohooligan - czyli Piotr Orzechowski, pianista kojarzony przede wszystkim z jazzem - debiutował krążkiem "Experiment: Penderecki" w 2012 r.
W 2011 roku podczas Europejskiego Kongresu Kultury we Wrocławiu swoją spojrzenie na muzykę Pendereckiego, poza Greenwoodem, zaprezentował także Aphex Twin. A rok później w ramach krakowskiego festiwalu Sacrum Profanum utwory kompozytora wybrzmiały w interpretacji przedstawicieli muzyki klubowej. Wrocławski duet Skalpel przygotował między innymi utwór "Penderecki", zaskakując i zachwycając publiczność.
Cztery nagrody Grammy
W 2017 roku otrzymał czwartą w dorobku Grammy. Tym razem w kategorii najlepszego wykonania chóralnego za płytę "Penderecki Conducts Penderecki Vol. 1" w wykonaniu Chóru i Orkiestry Filharmonii Narodowej oraz solistów: Agnieszki Rehlis, Johanny Rusanen i Nikolaya Didenko pod dyrekcją kompozytora.
Krótko wcześniej Penderecki w rozmowie z tvn24.pl mówił: - To jest dla mnie bardzo ważne, gdyż jest to najważniejsza na świecie nagroda fonograficzna. Już sama nominacja jest dużym wyróżnieniem. Nawet jeśli nie dostanę Grammy to i tak jest to niesamowita promocja. Przecież do końca nie wiadomo, kto ją dostanie. Jednak rozgłos idzie w świat, a jest to produkcja polska. Muszę podkreślić, że nie mamy czego się wstydzić. My, Polacy, mamy świetne orkiestry, których jest przecież kilkadziesiąt.
"Wiesz, jestem tak uparty, że doprowadzę to do końca"
Poza pokaźnym dorobkiem muzycznym, nagradzanymi wykonaniami pod jego dyrekcją, Penderecki zostawił po sobie także Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach (pow. tarnowski, małopolskie). Jest miejscem spotkań utalentowanych, młodych muzyków - wykonawców i kompozytorów - a także ich profesorów. Ale w centrum goszczą rónież ważne postaci szeroko pojętej humanistyki.
Utworzone zostało 1 października 2005 przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Stowarzyszenie Akademia Imienia Krzysztofa Pendereckiego, Międzynarodowe Centrum Muzyki, Baletu i Sportu. Oficjalnie rozpoczęło działalność w maju 2013 roku. Centrum tworzy sala koncertowa na 650 osób, biblioteka, pomieszczenia dydaktyczne jak sale ćwiczeń, pracownie instrumentalne, sala kameralna oraz sala konferencyjna - wszystko na powierzchni blisko 9 tysięcy metrów kwadratowych.
- Lusławice zrobiliśmy razem. Wspierałam mojego męża w tych działaniach. Na początku myślałam, że jest to wybryk, który absolutnie nie jest to zrealizowania. Jednak mój mąż powiedział: "wiesz, jestem tak uparty, że doprowadzę to do końca". Później towarzyszyłam mu przez tyle lat – było to dziesięć lat naprawdę ciężkiej pracy. Ostatni etap, czyli wybudowanie samego gmachu, był bardzo szybki, było to półtora roku - mówiła Elżbieta Penderecka, żona i wielka miłość kompozytora, w rozmowie z tvn24.pl w 2017 roku.
- Myślę, że bez wspólnej pasji nie można przeżyć tylu lat. To jest już ponad pół wieku – aż trudno w to uwierzyć. Mąż ciągle daje mi wiele wartościowych wskazówek. Bardzo wiele się nauczyłam, jeżdżąc z nim, a przecież nie jestem muzykiem. Jeździłam po świecie i towarzyszyłam mojemu mężowi. Chciałabym dzisiaj to oddać młodym, którzy z wielu powodu nie mogą wyjechać za granicę. Będą mogli studiować u światowej sławy profesorów w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach - wyjaśniła.
Centrum powstało vis a vis jego lusławickiego dworu, który Pendereccy podnieśli z ruin. W tym XIX-wiecznym budynku w latach 20. XX wieku mieszkał Jacek Malczewski, który otworzył tu szkółkę malarską dla utalentowanych wiejskich dzieci. Po wojnie dwór popadł w ruinę. W 1976 roku kupił go Krzysztof Penderecki i dał mu nowe życie.
Podtarnowską posiadłość nazywał swoim miejscem na Ziemi, do którego często uciekał od zgiełku Krakowa czy po zakończonych trasach koncertowych. Okazały dom otacza park, w którym założył arboretum z ponad 1500 gatunkami drzew i krzewów. Jak opowiadał w jednej z rozmów, niemal wszystkie okazy zasadził własnoręcznie bądź był obecny przy ich sadzeniu. Nowe sadzonki przywoził z całego świata, co wspominał w rozmowie z PAP Waldemar Dąbrowski, dyrektor Teatru Wielkiego-Opery Narodowej:
- Połowa lat 80., Praga, wychodzę z hotelu, widzę Krzysztofa, który wchodzi do tego hotelu. Pytam "co tu robisz?" A on mówi - "przyjechałem po sadzonkę". Ponieważ jego wielką pasją było kreowanie parku w Lusławicach i jeździł po całym świecie, szukając sadzonek drzew, które pasowały mu do bardzo konkretnej kompozycji.
Autorka/Autor: Tomasz-Marcin Wrona
Źródło: tvn24.pl