Bartek Konopka może się okazać czarnym koniem tegorocznych Oscarów. "Królik po berlińsku" sieje ferment na kolejnych imprezach i przypomina światu, jak Polacy robią dokument. Czy Oscar powędruje w ręce naszych rodaków dowiemy się w nocy, ale będąca głosem filmu Krystyna Czubówna już teraz przyznaje: - Dreszcz mnie nie opuszcza.
Toronto, Chicago, Warszawa, Kraków, czeska Jihlava – lista festiwali nagradzających „Królika po berlińsku” jest coraz dłuższa.
Jednak laury na imprezach kina dokumentalnego to jedno, ale nominacja do Oscara, no i sama statuetka to już zupełnie inna półka.
Polski film nie ma łatwego zadania. Konkuruje z czterema niezwykle zróżnicowanymi produkcjami.Jest wśród nich historia chorego na Parkinsona emerytowanego polityka, opowieść o kalekiej piosenkarce z Zimbabwe, relacja z chińskiego Syczuanu pogrążonego w żałobie po tragicznym trzęsieniu ziemi i reportaż o życiu ludzi tracących pracę w fabryce General Motors. Tak różne mają wspólny mianownik. Każda z tych produkcji, poza polską, jest bowiem klasycznym dokumentem amerykańskim. Film Bartka Konopki zaś to wzorcowy kontynuator polskiej szkoły dokumentu.
Głębokie korzenie
Pomysł na „Królika po berlińsku” przyniósł Konopce Marcel Łoziński - mistrz polskiego dokumentu a prywatnie mentor młodego reżysera.
Między ścianami Muru Berlińskiego żyje chmara królików. Konstrukcja zbudowana, by więzić ludzi, dla zwierząt okazuje się być prezentem od niebios. Odseparowane od wszelkich zagrożeń, mnożą się jak - nomen-omen - króliki. Kres zwierzęcej idylli przychodzi wraz z wyzwoleniem ludzi.
Takiego tematu polski dokumentalista nie mógł przeoczyć. Łoziński, który sam był wśród oscarowych nominatów w 1994 roku za - nieodległe tematycznie od „Królika…” - „89 mm od Europy”, wykorzystał znaną słabość wychowanka do opisywania ludzkich historii oczami zwierząt (Konopka zabłysnął filmem o znaczącym tytule „Ballada o kozie”) i podsunął mu temat, który dotąd obecny był niemal wyłącznie w niemieckiej prasie. Reżyser zrealizował go doskonale i zachwycił cały świat filmowego dokumentu.
Krystyna Czubówna: to nie pierwszyzna, ale Oscar...
I choć „Królik…” robi furorę za granicą to uprzywilejowanym widzem pozostaje Polak. Tylko on bowiem poczuje dreszcz, słysząc otwierającą kwestię: „Jest gatunkiem, który od wielu wieków mieszka w Europie”, w wykonaniu ikony narracji filmu przyrodniczego – Krystyny Czubówny. Na dzień przed rozdaniem najgłośniejszych kinowych nagród świata, zadzwoniliśmy do słynnej lektorki.
Tvn24.pl: Czy obawiała się pani pracy nad filmem, który przewrotnie gra konwencją pani głosu będącego wizytówką filmów przyrodniczych, choć przecież tak naprawdę nie jest jednym z nich?
Krystyna Czubówna: Zupełnie się nie obawiałam. Od początku wiedziałam, że to zabieg celowy, taka konwencja. Zresztą to nie pierwszyzna dla mnie. Młodzi twórcy już wcześniej prosili mnie o udział w podobnych projektach. Chcieli wykorzystać mój głos, znany m.in. z filmów przyrodniczych, zgodnie ze swoimi zamysłami realizatorskimi. Zawsze chętnie wchodzę w takie propozycje.
Ten zabieg zostanie zrozumiany wyłącznie przez widza polskiego.
To się niestety zdarza, zawsze coś umyka. Jest część filmu, która zostanie zrozumiana tylko przez widza, że tak powiem – miejscowego.
Myślała pani o kimś, kto mógłby zastąpić panią, gdyby nagrywana była anglojęzyczna wersja „Królika…”? Czy marzyła pani, że byłby to np. David Attenbourough?
O nie, to nie byłoby możliwe. On jest moim mistrzem, to nie może się zdarzyć. (śmiech)
Zaskoczył panią sukces filmu?
Ponieważ zawsze chętnie biorę udział w projektach młodych twórców, to często otrzymuję nagle informację, że film był na ważnym festiwalu i zdobył tam nagrodę.
Ale na gali oscarowej jeszcze pani nie było.
Nie, jeszcze nie. (śmiech) Cieszę się, że młodej ekipie, spotykającej mnóstwo trudności, udało się ukończyć film i odnieść taki sukces. Czy będzie jeszcze większy, przekonamy się niedługo. Przyznaję jednak, że od kiedy ogłoszono listę nominowanych filmów i „Królik…” znalazł się wśród nich, to dreszcz emocji mnie nie opuszcza.
Ma pani bilet do Kalifornii?
Nie, nikt o tym nie pomyślał. (śmiech) Ale jeśli film wygra, to chciałabym szybko wiedzieć, kiedy Bartek wraca do Polski. I wtedy będzie mógł pan mnie zapytać, jak się czuję.
Rozmawiał Łukasz Dulniak
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: www.czubowna.pl