Kto by pomyślał, że 18 lat po tym, jak z Sali Kongresowej wyprowadzono sztandar PZPR, w jej murach zabrzmią głosy wyrażające tęsknotę za potęgą radzieckiej Rosji. A jednak stało się tak w niedzielę za sprawą koncertu rosyjskiego zespołu Lube.
To pierwszy i jedyny jak dotąd koncert zespołu w Polsce. Choć w Warszawie, to na wypełnionej po brzegi sali dominowali rodacy muzyków. Polacy, choć na koncert przyjechali nawet w zorganizowanych wycieczkach, m.in. z Podlasia, stanowili mniejszość.
Chyba tę obecność rodaków wyczuł wokalista, a zarazem lider grupy Lube - Nikołaj Rastorgujew. Przywitał publiczność po rosyjsku. Mówił, że wie, że na sali większość osób go rozumie, gdyż jest to ich wspólny język. Również konferansjerka witała grupę po rosyjsku. Kiedy ktoś z publiczności prosił o konkretną piosenkę, Rasturgojew odpowiadał, by prośby wyrażać w jego języku. Na wprost sceny wielokrotnie widać było dużą flagę przyniesioną przez jednego z fanów - widniały na niej czerwona gwiazda oraz sierp i młot.
Podróż przez imperium Muzycy podczas koncertu zaprezentowali utwory ze swoich płyt - zarówno tych z początku 20-letniej kariery, jak i ostatniej. Każdy przyjmowany był brawami, a lider w przerwach między utworami wielokrotnie dostawał kwiaty. Po kilku prośbach o autografy, które zostały wygwizdane przez publiczność, ochrona uniemożliwiła dalsze tego typu przerywniki.
Podczas koncertu muzycy śpiewali o Rosji, o jej krainach, problemach i tęsknotach. Dla tego zespołu jest to normalne - Lube gra, jak to sam określa, "historycznego rocka". W swoich utworach często wyraża tęsknotę za imperium carskim i potęgą ZSRR, a jednocześnie odwołuje się do melodii i brzmień, na których wychowały się pokolenia Rosjan.
Choć w Polsce zespół zagrał wiele swoich największych przebojów, to nie pojawiły się dwa najbardziej jednoznacznie kojarzone z odwoływaniem się do militarnej potęgi ZSRR i Rosji - "Sołdat" oraz "Kombat". Publiczności nie udało się namówić zespołu na nie, choć w zamian usłyszeli "Dawaj za" - patriotyczną pieśń skierowaną do rosyjskiego żołnierza. W teledysku do tej piosenki rosyjscy żołnierze walczą przeciwko bojownikom o wolną Czeczenię.
Wielokrotnie publiczność śpiewała razem z zespołem. To właśnie teksty o odwadze i bohaterstwie żołnierza stającego w obronie kraju, uczuciach, miłości, przyjaźni przyniosły Lube popularność.
Od chuliganów do gwiazd Zespół powstał w 1987 r., gdy w ówczesnym ZSRR dominowała muzyka pop. Grupa na początku swojej kariery utożsamiana była z chuligańską legendą moskiewskiej dzielnicy Luberce (stąd nazwa), rychło jednak stała się synonimem „nowego rosyjskiego patriotyzmu”, zyskując poklask już nie tylko weteranów wojny w Afganistanie, ale też sporej części ludzi władzy. Kiedy Lube odbyli trasę koncertową po miastach ZSRR, a następnie Rosji, osiągnęli niebywały sukces. Ich popularność rosła bardzo szybko. Wiele z ich kompozycji stało się w Rosji pieśniami niemal narodowymi. Mieli tournee po krajach europejskich i Stanach Zjednoczonych.
Choć zespół porusza się w ramach popowo-rockowej konwencji, to w wielu przypadkach swoje utwory urozmaica motywami tak elektronicznymi, jak i ludowymi. Nieobce są im więc dźwięki bałałajek, tamburynów, a także chóralne wstawki, rodem z cerkwi. W wielu motywach nawiązują do przedwojennej Rosji, czy stalinowskiej ZSRR, łączą w sobie różne wątki carsko – bolszewickich dziejów Rosji w jedną, romantyczną i imperialistyczną całość.
Zdaniem niektórych krytyków zespół jest głosem młodego pokolenia Rosjan, wypowiadającym ich problemy i tęsknoty.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl