Gdyby cały czas było super, to nie byłaby możliwa żadna zmiana. Nie zauważamy wielu rzeczy, dopóki nic złego się nie dzieje, a niestety dopiero wtedy dociera do nas, że musimy coś zmienić - mówi GrubSon w rozmowie z portalem tvn24.pl. - Myślę, że już nic nie będzie takie samo, ale czy będzie lepsze, czy gorsze – trudno powiedzieć. Jestem optymistą, więc wierzę, że będzie dobrze - dodaje raper, podsumowując mijający rok.
Tomasz Iwanca, czyli GrubSon, rozpoczął działalność artystyczną pod koniec lat dziewięćdziesiątych, choć jego pierwszy oficjalny album ukazał się dopiero w 2009 roku. Od tego czasu jego głos stał się jednym z bardziej charakterystycznych na polskiej scenie hip-hopowej. Współpracował między innymi z takimi wykonawcami, jak: Pokahontaz, EastWest Rockers czy Jamal. W 2016 roku jego czwarty solowy album "Holizm" został nominowany do nagrody Fryderyk w kategorii "Album roku hip-hop".
27 listopada 2020 roku, po trzech latach przerwy wydawniczej, którą zapełniało artyście intensywne koncertowanie, ukazał się jego szósty studyjny album pod tytułem "Akustycz(nie)Zupełnie". W rozmowie z Esterą Prugar wyjaśnił, dlaczego ta płyta jest jedną z najbardziej osobistych w jego dorobku. Mówił też o tym, jakie wnioski wyciągnął z pandemii COVID-19
Estera Prugar: Po przesłuchaniu Twojej nowej płyty "Akustycz(nie)Zupełnie" odniosłam wrażenie, że jest słodko-gorzka. Pełna pozytywnego przekazu, ale jednocześnie opisująca nie najlepsze ludzkie cechy.
GrubSon: Trochę tak jest. To wszystko, co wydarzyło się w tym roku, na pewno miało wpływ na ten album, jeśli chodzi o jego warstwę liryczną. Wszystko to, co się dzieje na świecie, o czym wszyscy wiemy, ale również to, co wydarzyło się w moim życiu prywatnym, bo podziało się w nim w ostatnim czasie wiele przykrych rzeczy.
Początkowo cały zamysł płyty był inny. Chcieliśmy z Kubą (Jakub Mitoraj, producent muzyczny – red.) zrobić album, który może nie byłby całkowicie pozytywny, jednak nie spodziewałem się, że zostaną na nim poruszone aż tak trudne tematy, ale życie nie jest cały czas pozytywne, więc tak się stało, że poruszyłem trochę tych trudniejszych spraw.
Podobno to Twoja najbardziej osobista płyta.
Tak. Chyba jeszcze nikomu tego nie mówiłem: pamiętam akcję 'Hot16Challenge", która nałożyła się na taki punkt kulminacyjny w moim życiu. Ten czas, to były akurat jedne z najgorszych dla mnie dni. Jechałem do mojego brata z dziećmi i moje samopoczucie było naprawdę kiepskie. Napisałem tekst do swojego "wyzwania" wieczorem, nagrałem to następnego dnia i jadąc autem z dziećmi nagle się ocknąłem. Graliśmy w gry słowne w samochodzie i poczułem, jak zeszły ze mnie te złe rzeczy, poczułem się lżej, bardziej wolny. Później zrozumiałem, ile dla mnie znaczy to wylewanie słów na papier i jak bardzo mi to pomaga. Szczególnie w tych czasach.
Dlaczego?
Dlatego, że zazwyczaj jeździliśmy na koncerty. Co tydzień poznawaliśmy nowych ludzi, za każdym razem odbieraliśmy dobrą energię. Przez półtorej godziny lub więcej skakaliśmy po scenie, śpiewaliśmy, darliśmy się. To wszystko jest przekazywaniem emocji, ale też upustem dla nich. Nagle tego zabrakło, bo wszyscy zostaliśmy zamknięci w domach. Jeszcze przez pierwszy miesiąc czy dwa takie funkcjonowanie nie było aż tak uciążliwe, ale to już trwa ponad dziewięć miesięcy, więc tych wszystkich bodźców zaczęło bardzo brakować. Człowiek rozumie wiele rzeczy dopiero, gdy mu ich zabraknie, a ja nigdy wcześniej nie miałem aż tak długiej przerwy od grania. Zdarzały się dwa, maksymalnie trzy tygodnie, co się działo raz na rok, aż tu nagle nie wyjeżdżamy na koncerty od ponad sześciu miesięcy.
To też powód, dla którego nazywam tę płytę osobistą, bo poruszyłem na niej tematy, choć może nie wprost o sobie, ale wiadomo, że często jeśli artysta mówi o kimś, to ma na myśli również siebie. Można by powiedzieć, że to jest rodzaj terapii.
Pandemia jest zbiorową traumą, która dotknęła nas wszystkich, ale wyobrażam sobie, że jeśli dla mnie zamknięcie w domu na osiem miesięcy jest trudnym przeżyciem, to dla artysty, który spędza połowę, a nawet więcej czasu w roku poza domem, ta sytuacja musi być bardzo ciężka psychicznie.
Zeszły rok dla mnie i mojego zespołu był bardzo intensywny. Nie dość, że mieliśmy super "rywalizację" z Krzysztofem Zalewskim podczas "Red Bull SoundClash", to jeszcze obchodziliśmy 10-lecie pierwszej płyty na trasie "Sentymentalnie", co wiązało się z dużą liczbą koncertów w powiększonym składzie. Miałem również możliwość zagrania w filmie "1800 gramów". Naprawdę mnóstwo emocji. Myślę, że to był najbardziej intensywny rok w moim życiu. I nagle nadchodzi styczeń. Miałem jeszcze kilka gościnnych koncertów, ale marzyłem już o odpoczynku i o tym, aby wejść do studia.
Tak się stało, później zaczęła się pandemia, pierwszy tydzień, dwa, nawet miesiąc – super, ale później gdzieś ta wena zaczęła znikać. Zabrakło bodźców. Okazało się, że jestem chyba od nich uzależniony: od wyjazdów, poznawania ludzi, emocji. Myślę, że to jest powód, dla którego robię to, co robię, bo uwielbiam poznawać nowe osoby, przekazywać im energię, bawić. Od zawsze tak było, a zaczynałem jako DJ, więc obserwowałem tańczących ludzi. Ich radość zawsze dawała mi dużo energii. Tak jest do dziś i to zamknięcie spowodowało, że nie umiałem nic sensownego napisać. Wybiegałem do lasu, żeby chociaż przez chwilę pobyć z przyrodą. To mnie ratowało.
Przyszedł moment refleksji i przewartościowania tego, co dla Ciebie oznacza bycie artystą?
Tak. Zobaczyłem rzeczy, których wcześniej bym nie zobaczył, bo byłem zagoniony. Na pewno był to tak zwany detoks od imprez czy nawet alkoholu. Samo regularne wysypianie się, zobaczyłem jaki to ma faktycznie wpływ na człowieka. Do tej pory nie zwracałem uwagi na tak podstawowe rzeczy, bo mieliśmy koncert na drugim końcu kraju i trzeba było jechać, później rano wstać i znowu dalej, na kolejny koncert. A to ma znaczenie dla organizmu, dla zdrowia psychicznego i fizycznego. Podobnie z jedzeniem, bo wiadomo, że w trasie nie zawsze udaje się zdrowo odżywiać. Ten czas uświadomił mi, w jaki sposób funkcjonuję na co dzień. A to tylko jedne z wielu spraw.
Jeśli chodzi o kwestie artystyczne, to na pewno miałem więcej czasu na zastanowienie się, dopracowanie tekstów, przemyślenie. Zauważyłem, że te ostatnie teksty są inne od tych, które znalazły się na poprzednich płytach, chociaż wpływ na to miał nie sam ten rok, a trzy lata, czyli bardzo długi czas, kiedy może się wiele rzeczy wydarzyć. Natomiast wielu moich znajomych, moja ekipa i zespół też mieli dużo czasu na przemyślenia na temat tego, jak wygląda bycie muzykiem. Mnóstwo technicznych rzeczy, które spowodowały, że ludzie wyciągnęli wnioski na temat tego, w jakim są miejscu i co zrobić, żeby było lepiej, jeśli miałby nastąpić kolejny taki kryzys. Na pewno wszyscy powinniśmy takie wnioski wyciągnąć i uczyć się na podstawie tej sytuacji.
Również w Twoich tekstach wielokrotnie słychać, że nawet z najgorszych sytuacji chcesz wyciągać wnioski i naukę.
Zanim nagraliśmy z Martyną chórki na nowy album, to najpierw spotkaliśmy się i włączyłem jej częściowo nagrane już utwory na płytę, chociaż to nie były jeszcze wszystkie numery. Słuchamy i mówię do niej: kurczę, chyba smutna jest ta płyta, jak uważasz? Na co odpowiedziała: wiesz co, z twoimi piosenkami, nawet smutnymi, a też lubię smutną muzykę, jest tak, że nie słyszałam jeszcze żadnego twojego numeru, który byłby tylko smutny, bo za każdym razem gdzieś pojawia się nadzieja.
Są takie utwory, przy których można się zdołować, ale faktycznie zawsze ta nadzieja się pojawia na przykład w postaci wniosku. Ja sam nie jestem obiektywny, ale kiedy to powiedziała, to zrozumiałem, że chyba naprawdę tak jest.
Ta nadzieja pojawia się nawet w piosence "Ja”, która otwiera płytę. Utwór opowiada o złych rzeczach, które się wokół nas i w nas dzieją, nie tylko w obecnej sytuacji.
Niewiarygodne jest to, jak ten utwór wpasował się w to, co dzieje się teraz. Kolega zapytał mnie, czy zrobiłem ten numer niedawno, a on powstał pół roku temu lub więcej, ale im dłużej go miałem na dysku, tym bardziej pasował do obecnych czasów.
Jednak na koniec piosenki mówisz, że to był tylko straszny sen. Myślisz, że to, co dzieje się wokół nas politycznie, społecznie, pandemicznie można potraktować jako zły sen, z którego się obudzimy?
Trochę tak. To jest moment, w którym powinniśmy się przebudzić i na pewno w końcu to zrobimy. Moim zdaniem czeka nas ogromna zmiana, która już się tak naprawdę zaczęła. Wiele rzeczy w tych ostatnich miesiącach wyszło - m.in to, jak bardzo ludzie są sfrustrowani i jak przez to wylewają swoje żale do "sieci", zamiast rozmawiać w cztery oczy. Zapanowała jakaś taka ogólna nienawiść.
Z prywatnego doświadczenia wiem, że nieraz musiałem upaść na samo dno, żeby móc się odbić i to mnie nauczyło, że te wszystkie złe rzeczy dzieją się po to, abyśmy mogli wyciągnąć z nich wnioski. Gdyby cały czas było super, to nie byłaby możliwa żadna zmiana. Nie zauważamy wielu rzeczy, dopóki nic złego się nie dzieje, a niestety dopiero wtedy dociera do nas, że musimy coś zmienić. Ja sam jeszcze pół roku temu żałowałbym, że pewne rzeczy się w moim życiu wydarzyły, ale teraz jestem wdzięczny za to, że było źle, bo dzięki temu jestem dzisiaj w innym miejscu. Kolejny raz przekonałem się, że wszystko jest po coś.
Wyobraź sobie, co by było, gdybyśmy wszyscy o tym pamiętali. Kiedy dzieje się w naszym życiu coś złego, to zamiast dołować się i wykonywać nieprzemyślane ruchy, wylewając swoją frustrację i zawiść, zatrzymalibyśmy się na chwilę, przetrawili i spróbowali odpowiedzieć sobie na pytanie "dlaczego tak się czuję i czemu te rzeczy dzieją się w moim życiu?". Musi być jakiś powód, więc co nam on pokazuje, jaki on jest? Przy takim myśleniu zupełnie zmienia się postrzeganie. Czasami wystarczy się z czymś przespać, zanim wjedzie się do "sieci", oczerniając wszystkich dookoła i obwiniając innych. Najpierw należałoby spojrzeć w głąb siebie i zastanowić się, do czego nam te doświadczenia były potrzebne.
W wielu swoich tekstach zawierasz obserwacje społeczne, na pewno też obserwowałeś niedawne wydarzenia dotyczące świata kultury, który w pewnej chwili również się podzielił.
Widziałem to wszystko. Moja managerka jest wiceprezesem Izby Gospodarczej Managerów Artystów Polskich, więc dzięki niej jestem na bieżąco. Przykre, że wielomiesięczna praca wielu ludzi poszła trochę na darmo. Osoby, które chciały dobrze dla branży kulturalnej zostały zmieszane z błotem. Ludzie, nie znając wielu mechanizmów działania, zobaczyli pieniądze i różne kwoty i lawina hejtu poszła. A to nie jest tak, jak w większości można przeczytać w Internecie. Nie będę wchodził w szczegóły, ale mnie zmiażdżyło to, że wyszła wielka afera korupcyjna i nikt nie mówił o tym skandalu, tylko o artystach. Kolejny raz zostaliśmy oślepieni i zamiast skupiać się na rzeczach, które mają faktyczny wpływ na naszą rzeczywistość, zaglądamy innym do portfeli.
Po raz kolejny słychać było głosy, że bycie artystą nie jest zawodem, nie jest pracą.
A najgorsze w tym wszystkim jest– sam się z tym spotkałem – takie wyobrażenie na temat muzyków, że "wejdzie do studia i sobie porapuje czy zaśpiewa, i już ma dwa miliony". To niestety tak nie działa. Osobom, które coś takiego mówią, mogę zaproponować, aby sami spróbowali. Ludzie nie mają zielonego pojęcia, jak wygląda nasza praca.
Oczywiście to zależy od artysty, bo jedni mają łatwiej, inni trudniej. Są również tacy, dla których sztuka oznacza coś innego, bo chcą na niej tylko zarabiać i na niczym więcej im nie zależy, ale to też jest OK. Jako społeczeństwo musimy się w końcu, przede wszystkim nauczyć szanować cudze wybory. Jeżeli ktoś chce wyłącznie zarabiać i nie jest dla niego istotny przekaz, to dobrze, niech to robi.
Dla mnie ważny jest przekaz, rozwijanie świadomości i przekazywanie dobrego słowa, bo mi samemu też to pomaga. Jeżeli żyję w zgodzie z samym sobą, to dlaczego miałbym być zazdrosny o to, że ktoś inny ma więcej wyświetleń? Może mi się nie podobać to, co robi, ale dlaczego miałbym go od razu oczerniać? Nie mówię nawet o guście muzycznym, bo często jest tak, że coś nam się nie podoba, bo tego nie rozumiemy, więc zamiast wyrzucać z siebie najgorsze słowa, powinniśmy się nad tym zastanowić i uszanować. Wtedy na pewno byłoby wokół nas mniej nienawiści.
Hejt jest obecnie zjawiskiem bardzo powszechnym.
Bo najłatwiej obrazić kogoś, pisząc. Ja zawsze uważałem, że ważne słowa powinno się mówić, a nie pisać. Nawet słowa skierowane do ukochanej osoby. Jeśli nawet nie mogłem się z daną osobą zobaczyć na żywo, to wolałem zadzwonić, bo życie pokazało mi, że pisanie może czasami spowodować, że druga strona nie zrozumie, co miałem na myśli.
O tym również śpiewasz na swojej płycie.
Dokładnie! O tym są "Emotikony". To wszystko jest trudne, ale wydaje mi się, że powinniśmy mieć przede wszystkim ten szacunek dla innego punku widzenia i rozmawiać, bo brak tej rozmowy często wywołuje te wszystkie złe uczucia, które są w nas.
Jak będzie wyglądała post-pandemiczna scena muzyczna?
Myślę, że już nic nie będzie takie samo, ale czy będzie lepsze, czy gorsze – trudno powiedzieć. Jestem optymistą, więc wierzę, że będzie dobrze. Pamiętam moment po pierwszym lockdownie, kiedy w końcu mogliśmy przez chwilę grać. Nie dość, że my na scenie byliśmy wygłodniali, to publiczność była chyba jeszcze bardziej spragniona. To było czuć. Te koncerty były naprawdę emocjonalne i energetyczne, nie da się tego opisać słowami.
Po rozmowach z kilkoma osobami, które zajmują się między innymi pracą mózgu człowieka, boję się, bo powiedzieli mi, że jeśli to potrwa zbyt długo – półtora roku lub dwa lata – to w naszym mózgu zajdą zmiany. On funkcjonuje w ten sposób, że się przystosowujemy, zastępujemy stare nawyki nowymi… Z obserwacji siebie i moich znajomych już widzę, co się dzieje, kiedy trzeba się spotkać. Jeszcze jakiś czas temu ludzie byli stęsknieni, cały czas się umawiali, teraz nikomu nic się nie chce. Przez to siedzenie w domach i natłok informacji wszystkiego się odechciewa. Chociaż z drugiej strony, ja cały czas tęsknie za spotkaniami i marzę o wyjazdach.
Mam nadzieję, że kiedy wróci chociaż częściowa normalność i będzie można organizować wydarzenia kulturalne, to ludziom znowu się zachce i pójdą na koncerty. Czas pokaże, ale cały czas myślę, że jednak będzie OK.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Paweł Fabjański