Kontrowersyjny film "The Master", oparty na biografii założyciela kościoła scjentologicznego L. Rona Hubbarda, przyciągnął w weekend tłumy Amerykanów, choć pokazywano go w zaledwie pięciu kinach. Podczas debiutu zarobił 730 tys. dolarów i tym samym stał się najchętniej oglądanym filmem niezależnym wszech czasów. W sukcesie nie zaszkodziły nawet bojkot i próby zablokowania wyświetlania filmu przez scjentologów.
Nowy film Paula Thomasa Andersona, twórcy m.in. "Magnolii", "Boogie Nights" i "Aż poleje się krew", jest największą niespodzianką amerykańskiego box-officu w tym roku. Choć wyświetlano go w zaledwie pięciu kinach w Nowym Jorku i Los Angeles, w pierwszym dniu zarobił aż 300 tys. dolarów. Według wstępnych szacunków, przez cały weekend kwota ta urosła do ok. 730 tys. dolarów.
Według magazynu branżowego "Hollywood Reporter", frekwencyjny i finansowy sukces dał mu tytuł najchętniej oglądanego podczas pierwszego weekendu filmu niezależnego w historii. Do tej pory ten rekord należał do "Moonrise Kingdom" w reżyserii - co ciekawe - brata twórcy "The Master", Wesa Andersona. W maju w pierwszy weekend wyświetlania jego komedia przyniosła ponad pół miliona dolarów zysku.
Jednak historia młodszego z braci - opowiadająca o dwójce 12-latków, którzy zakochują sie w sobie i uciekają razem z miasta - nie wywoływała tylu kontrowersji, co "The Master" 42-letniego Paula Thomasa.
"The Master" to film o przywódcy sekty, porównywanym do założyciela kościoła scjentologicznego, L. Rona Hubbarda. Choć reżyser przyznał, że częściowo inspirował się jego życiem, to zaprzeczył jakoby nakręcił biografię. - Nie wiem wiele o piekle scjentologii, ale początki tego ruchu w latach 50. wykorzystałem jako tło do mojej historii. To jest sfabrykowana historia, czysta fikcja. Nie opowiadam o Hubbardzie - zapewnił.
Scjentolodzy blokowali film i zastraszali twórców?
Gdy obraz nagrodzili jurorzy weneckiego festiwalu (Anderson zdobył Srebrnego Lwa przyznawanego w kategorii "najlepszy reżyser", a w kategorii aktorskiej wygrali odtwórcy głównych ról), dystrybutorzy filmu wyznali, że są nękani "dziwnymi wiadomościami i telefonami od członków kościoła scjentologicznego". W obawie o swoje bezpieczeństwo zwiększyli liczbę ochroniarzy dla siebie, a także twórców na nowojorskiej premierze.
- Było ogromne ciśnienie wokół "The Master". Początkowo ludzie ostrzegali mnie: "Nie rób tego filmu. Lepiej, gdy zostawisz ten temat". A potem cały czas byłem poddawany naciskom, by zablokować produkcję. Paul nic sobie z tego nie robił i sądzę, że wybrał mnie dlatego, bo nie miałem zamiaru dać się zastraszyć - tak na premierze filmu opowiadał BBC jego producent, Harvey Weinstein, który pracował m.in. przy "Pulp Ficition" i "Jak zostać królem". - Nie zamierzam podawać nazwisk (odpowiedzialnych za naciski - red.), ale ci ludzie mają naprawdę mocną pozycję - dodał.
Krótko po tej wypowiedzi, głos zabrał rzecznik kościoła scjentologicznego. - Film jest fikcją. Mówią tak reżyser, producent i aktorzy. Nie identyfikujemy się z nim - ogłosił i zaprzeczył jakoby liderzy scjentologii próbowali zablokować filmowanie, a później wyświetlanie w kinach "The Master".
Anderson przyznał jednak, że odbyła się prywatna projekcja filmu u Toma Cruise'a, który jest wiceprzewodniczącym kościoła scjentologicznego i prawą ręką obecnego szefa, Davida Miscavige'a. - Tak, pokazałem mu mój film. Tak, nadal jesteśmy przyjaciółmi. Reszta jest między mną i Tomem - powiedział krótko reżyser.
Maniacy seksu, ofiary religii?
Podobieństwa między L. Ronem Hubbardem, a jego filmowym odpowiednikiem Lancasterem Doddem (granym przez Phillipa Seymoura Hoffmana) są oczywiste. Dodd to charyzmatyczny intelektualista, który w latach 50. zakłada religijną organizację i werbuje nowych członków. Jego prawą ręką zostaje młody włóczęga Freddie Sutton (Joaquin Phoenix), który po przejściu do cywila nie za bardzo potrafi odnaleźć swoje miejsce. Ma w dodatku problemy z nadmiernymi wybuchami agresji, alkoholizmem i wspomnieniami, a także manię na punkcie seksu.
Jak piszą recenzenci, Dodd jest pierwszym, który okazuje mu dobro, przygarnia, aby poddać intensywnemu treningowi emocjonalnemu w celu przywrócenia mu "pełni człowieczeństwa". Tworzy się między nimi dziwna więź, przypominająca stosunek mistrz-uczeń, ojciec-syn, lekarz-pacjent, a nawet relacja miłosna. Jednak w miarę jak zaczynają zyskiwać coraz więcej zwolenników, Freddie zaczyna wątpić w to, w co wierzy i w swojego mentora.
Choć reżyser przyznał, że chciał przede wszystkim opowiedzieć historię miłosną między tymi dwoma mężczyznami, pokazał też obraz powojennej Ameryki. To nie jest szczęśliwy kraj, ale kraj zagubionych ludzi, wśród których ruchy religijne nie mają problemu ze znalezieniem neofitów.
Autor: Agnieszka Kowalska / Źródło: BBC, Guardian, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: The Weinstein Company