Jeden czołg, czterech pancernych i zero polityki w polsko-czeskiej komedii Jacka Głomba „Operacja Dunaj”. Maciej Stuhr i Zbigniew Zamachowski przekonują się, że lepiej uprawiać miłość, nie wojnę, a czeskie piwo dobre jest na wszystko. – Chciałem zrobić film dla ludzi, nie dla salonów – deklaruje reżyser w rozmowie z tvn24.pl.
Rok 1968, garnizon wojsk Układu Warszawskiego gdzieś w Polsce. Życie toczy się utartym trybem: kapral Roman (Przemysław Bluszcz) nie do końca entuzjastycznie dogadza zaniedbywanej przez męża-fajtłapę (Zbigniew Zamachowski) pani major (Joanna Gonschorek), sierżant Edek (Bogdan Grzeszczak) patrzy tylko, jak by tu się nie przemęczyć, a naiwny szeregowy Jaś (Maciej Nawrocki) pisze listy do swojego idola, pancernego Janka Kosa.
Koszarową nudę przerywają syreny: tym razem to nie ćwiczenia, Wojsko Polskie ma naprawdę ruszyć z bratnią interwencją do Czechosłowacji, której zamarzył się socjalizm z ludzką twarzą.
Biedroneczka rozrabia w Czechach
Po drodze do Pragi od kawalkady przypadkiem odłącza się wysłużony T-34 o wdzięcznym imieniu Biedroneczka i, po nerwowy błądzeniu po czechosłowackiej prowincji, kończy swoją misję wjeżdżając w ścianę baru w sennym miasteczku. Załoga czołgu: Edek, Roman, Jaś i wyrzucony po marcu '68 ze studiów Florian (wieczny – mimo 34 lat na karku – filmowy student Maciej Stuhr) musi stawić czoło biernemu oporowi miejscowych, różnicom narodowych charakterów, a także pokusom ze strony urodziwych tubylczych dziewcząt.
- Poza anegdotą o zaginionym czołgu nic nie jest prawdziwe: ale wszystko, przynajmniej w pierwszej części filmu, jest prawdopodobne – deklarował Jacek Głomb w rozmowie z tvn24.pl. Dla reżysera teatralnego i dyrektora Teatru Modrzejewskiej w Legnicy, „Operacja Dunaj” to filmowy debiut. Zapewnia, że nie planował rozrachunku z niezbyt chlubnym epizodem w historii Polski, jakim był udział w interwencji Układu Warszawskiego w Czechach.
Polityka? Mnie nie interesuje
- To mnie w ogóle nie interesuje. Trzeba zrobić mądry i głęboki film o sierpniu '68, ale to nie jest ten film. Nie mierzę się z polityką czy ideologią - deklaruje Głomb.
Wspiera go Zbigniew Zamachowski: - Nie zawsze historia jest łatwa, ale to, że można ją opowiedzieć nie tyle z uśmiechem, co z dystansem, jest niezwykle cenne. Odkąd zobaczyłem „Pociągi pod specjalnym nadzorem”, zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie, że można w takim, a nie innym duchu o tak tragicznych rzeczach opowiadać. A można. Więc mam niezwykłą satysfakcję, że się w tym filmie znalazłem – bo dzięki temu miałem de facto możliwość zagrania w czeskim filmie – mówi nam aktor.
Jednak „Operacja Dunaj”, choć czerpie pełnymi garściami zarówno z czeskiego, ironicznego i antybohaterskiego podejścia do historii, tamtejszej celebracji codzienności, a wreszcie z „artystycznej opieki” znanego reżysera i aktora Jirziego Menzla, brakuje jednak czeskiej lekkości. Dowcipy są zbyt dosłowne, postaci – zbyt przerysowane, a morał (mimo dzielących nas różnic tak niewiele trzeba, kilka kufli piwa na przykład, żeby kochać sąsiada swego jak siebie samego) – zbyt prosty. Zwłaszcza jeśli, jak w filmie, sąsiad akurat najeżdża na nas czołgiem.
„Uśmiechnąć się do świata”
Głomb wyjaśnia: - Chciałem się uśmiechnąć do tego świata, odczarować tą traumę, którą mają Czesi, ale trochę i my też. Dlatego ci, którzy chcą rozrachunku, lepiej niech idą na piwo – polskie lub czeskie – nie na „Operację Dunaj - dodaje. Problem jednak w tym, że ten uśmiech bywa wysilony, a w powszechnym „kochajmy się” fabuła grzęźnie bardziej, niż Biedroneczka w ścianie baru.
Nie pomaga też, że nie oszczędza się widzom żadnego narodowego stereotypu: Polacy dużo mówią o honorze i chętnie wymachują bronią, ale naprawdę są do rany przyłóż (poza tym broń po drodze zepsuli lub zgubili), Czesi chętnie podają tyły, za to potrafią smakować życie i non stop piją piwo, a Ruscy chleją wódkę i gryzą szklanki. Nie od dziś wiadomo, że lubimy te piosenki, które znamy, ale w „Operacji Dunaj” refren jest jednak zbyt ograny.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Monolith