Dwóch członków Amerykańskiej Akademii Filmowej przyznało, że zagłosowało na "Zniewolonego" bez wcześniejszego oglądania go. Nie chcieli patrzeć na drastyczne sceny, ale ze względu na znaczenie społeczne filmu, chcieli dla niego Oscara. Teraz media pytają: ilu członków Akademii zachowało się podobnie?
Oscar dla najlepszego filmu, czyli "Zniewolonego" Steve'a McQueena, stawia pytania o podejście Hollywood do tych najważniejszych w branży nagród. I czy kwestie wrażliwości rasowej oraz krzywd historycznych nie przesłoniły wartości samego obrazu.
Okazało się bowiem, że dwóch członków Akademii Filmowej nie widziało "Zniewolonego". Świadomie się przed tym powstrzymali m.in. dlatego, że film obfituje w mocne sceny. Jak pisze "Los Angeles Times", "doszli do wniosku, że będzie to film niepokojący, ale mimo to na niego zagłosowali, bo biorąc pod uwagę jego znaczenie społeczne, czuli się do tego zobowiązani".
75 lat po "Przeminęło z wiatrem"
Dziennik sugeruje, że tych, którzy nie obejrzeli historii Solomona Northupa (wolnego Amerykanina, który został porwany i przez 12 lat był trzymany w niewoli) może być więcej. Zdaniem gazety, tego filmu obawiało się tak wielu, że niektórzy członkowie Akademii odłożyli oglądanie go do ostatniej chwili, a inni nie oglądali w ogóle.
Mimo to walka o Oscara była przesądzona: "Grawitacja", czyli apolityczny thriller o próbie powrotu na Ziemię, czy "Zniewolony", opowiadający o jednym z najbardziej niechlubnych rozdziałów w historii amerykańskiego narodu? To poprawność polityczna członków Akademii i strach, że uznani zostaną za niewrażliwych, zdecydowały o przychylności dla filmu.
Już słowa prowadzącej galę Ellen DeGeneres były prorocze: "Możliwość nr 1: »Zniewolony« wygrywa jako najlepszy film. Możliwość nr 2: wszyscy jesteśmy rasistami". Nic dziwnego, że, gdy Will Smith otworzył kopertę i ogłosił zwycięzcę, w Dolby Theatre czuć było ulgę, a widownia nagrodziła decyzję aplauzem.
Co ciekawe, "Zniewolony" dostał Oscara po prawie 75 latach po tym, jak wygrało "Przeminęło z wiatrem", które pokazywało zdecydowanie bardziej wyidealizowany obraz niewolnictwa. - Cóż, to oczywiście jest oznaką rozwoju. Postaci, które wtedy były tłem, są teraz na pierwszym planie, a ich historia jest najważniejsza. Myślę, że ludzie są już gotowi na tego typu narrację" - tak znaczenie swojego zwycięstwa ocenił McQueen, który jest pierwszym czarnoskórym reżyserem, który odebrał Oscara dla najlepszego filmu (film dostał jeszcze dwie statuetki: dla aktorki drugoplanowej i za scenariusz adaptowany).
Zainteresowanie i miliony dolarów
McQueen przyznał jednak, że "Zniewolony" zdobywał poparcie stopniowo - na początku studia hollywoodzkie nie chciały zgodzić się na jego finansowanie. Wraz z Bradem Pittem musiał stoczyć ciężką walkę o ten film.
- Niewolnictwo było przerażające i złe - to zrozumiałe, że ludzie mieli trudność w pogodzeniu się z nim lub z jego wizualizacją poprzez kino. Decydenci w studiach byli bardziej skłonni do odkrywania nieludzkich zbrodni popełnionych przez nazistów niż przez obywateli Stanów Zjednoczonych. Ale teraz czuję, że są otwarci, chcąc angażować się w tę historię, aby iść do przodu bardziej niż kiedykolwiek. Być może dlatego, że mają pierwszego czarnoskórego prezydenta - powiedział Brytyjczyk.
Zainteresowanie filmem przekłada się również na zyski. Zrealizowany za 22 mln dol. w samych Stanach zarobił ponad 50 milionów, a Oscar z pewnością zwiększy jego finansowe szanse o co najmniej kilka milionów z samej sprzedaży biletów (w tym tygodniu "Zniewolony" zostanie w USA również wydany na DVD).
Do tego dochodzi fakt, że zarówno film, jak i książka Northupa, na podstawie której powstał, od września trafią na listę amerykańskich licealnych lektur.
Autor: am/tr / Źródło: Los Angeles Times, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: A.M.P.A.S.