Cannes zawsze kochało braci Coen, a po projekcji "Inside Llewyn Davis" branżowe media wróżą ich ponowny triumf. Historia piosenkarza folkowego, "wybornie napisana, wyśmienicie zagrana i olśniewająco sfilmowana" ("The Guardian"), okrzyknięta została najlepszym, jak na razie, filmem festiwalu. Swoim nowym filmem poruszył też Arhadi, twórca pamiętnego "Rozstania".
66 filmowa impreza w Cannes przekroczyła już półmetek. Korespondenci festiwalowi z Europy i zza oceanu podkreślają, że tegoroczny festiwal charakteryzuje różnorodność i wysoki poziom konkursowych produkcji. Ale wśród filmów dobrych festiwalowy widz szuka perełek, które stanowią o wartości wielkich, międzynarodowych festiwali.
Joela i Ethana Coenów Cannes odkrywać nie musi, bo zrobiło to już 22 lata temu, nagradzając wówczas jeszcze mało znanych i niedopieszonych w rodzimej Ameryce, ich pierwszą Złotą Palmą za film "Barton Fink". Historia pisarza-scenarzysty, który po napisaniu świetnej sztuki otrzymuje propozycję pracy w filmie, była znakomitą satyrą na Hollywood. Cztery lata później ich dzieło "Fargo", prócz Grand Prix w Cannes za najlepszą reżyserię, zdobyło też Oscara za scenariusz. Od tamtej pory Coenowie należą do ulubionych filmowców organizatorów festiwalu na Lazurowym Wybrzeżu. Ostatnio byli tu w 2008 roku ze swoim najgłośniejszym obrazem - "To nie jest kraj dla starych ludzi", który potem zgarnął trzy główne Oscary, choć w Cannes nie doczekał się nagród.
Najnowszy film "Inside Llewyn Davis", zgodnie z regulaminem konkursu, miał we Francji swoją światową prapremierę. Obok wychwalanego przez krytyków i publiczność odtwórcy tytułowej roli Oscara Isaaka (u nas znanego głównie za sprawą filmu"Drive") w głównych rolach oglądamy popularnego piosenkarza Justina Timberlake'a i Carey Mulligan.
Coenowie jak nowi
Najnowszy film braci to kino typowe dla tego duetu - pełne odniesień do ich wcześniejszych obrazów i na każdym kroku zaskakujące widza. Scenariusz jest luźną adaptacją powieści "The Mayor of MacDougall Street" Dave'a Van Ronka. Opowiada historię początkującego piosenkarza folkowego Llewyna Davias, który kryje mroczną tajemnicę.
O Isaaku, grającym rolę Daviasa, mówi się, że na pewno będzie liczył się w walce o nagrodę za najlepszą rolę męską i na razie nie ma godnego sobie konkurenta.
Dla widzów atrakcją była przerywana wybuchami śmiechu twórców i publiczności konferencja prasowa z braćmi Coen. Artyści zdradzali na niej m.in. tajniki swojego warsztatu. - Czasem piszemy scenariusz pod aktorów, a czasem nie mamy pojęcia, kto jaką rolę zagra - mówił Joel Coen. - Ale nasz eksperyment polega na tym, że wiedząc, co dany aktor potrafi, ciekawi nas, jak wypadnie, robiąc coś zupełnie innego - tłumaczył.
Z kim powalczą Amerykanie
Jak na razie film Coenów wyrósł na zdecydowanego faworyta, choć krytycy chwalą też oczekiwany obraz twórcy oscarowego "Rozstania", Asghara Farhadiego - "Przeszłość". Irański filmowiec ponownie wziął na warsztal temat rozstania. Farhadi mieszkał ostatnio w Berlinie, a film zrealizował w Paryżu. To historia Ahmada, który przylatuje z Iranu do Francji, by podpisać papiery rozwodowe z żoną. Ona planuje ślub z właścicielem pralni, ale gdy na jaw zacznją wychodzić kolejne tajemnice, wszystko się komplikuje. Film zyskał świetne recenzje, choć nie jest uznawany za arcydzieło na miarę "Rozstania".
Wciąż czekamy na relacje z premiery najnowszego filmu naszego rodaka Romana Polańskiego "Wenus w futrze". Reżyser nakręcił tym razem komedię erotyczną z żoną Emmanuelle Seigner w roli głównej. Ta adaptacja sztuki Davida Ivesa, której bohaterem jest reżyser (Mathieu Amalric), bezskutecznie poszukujący kandydatki do roli, budzi emocje nie tylko polskich, ale i francuskich widzów. Polański swój film pokaże dopiero w ostatnim dniu konkursowych projekcji, w sobotę 25 maja.
Od lat na festiwalu w Cannes składa się tak, że gdy na czele jury stoi filmowiec zza oceanu, Złota Palma wędruje do rąk Amerykanina. Tak było nawet wówczas, gdy przed dwoma laty triumfował wygwizdany przez publicznośc film Terrence'a Malicka "Drzewo życia". Wtedy na czele jury stał Robert De Niro.
Spielberg co prawda już pierwszego dnia festiwalu zapowiedzial, że będzie "jurorem demokratycznym", ale nigdy nie ukrywał też swojej fascynacji twórczością braci Coen.
Autor: Justyna Kobus / Źródło: festival-cannes.fr, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały dystrybutora (ITI)