Festiwal w Cannes właśnie przekroczył półmetek. Największe emocje do tej pory wzbudził obraz Paula Verhoevena "Benedetta".
Pokaz filmu reżysera słynnego "Nagiego instynktu" przyciągnął do Pałacu Festiwalowego tłumy, mimo że organizowana w reżimie sanitarnym impreza ograniczyła dopuszczalną liczbę osób na sali kinowej.
"Benedetta" to historia XVII-wiecznej mistyczki i przeoryszy klasztoru w Pescii, opisana w książce Judith Brown "Nieskromne czyny. Życie zakonnicy lesbijki w renesansowych Włoszech". Na podstawie zachowanych materiałów z epoki, pisarka opisała jej związek z inną zakonnicą. Oddana do zakonu jako kilkuletnia dziewczynka, Benedetta Carli zostaje wychowana przez siostry w duchu nienawiści do własnego ciała. Początkowo stanowi wręcz wzór posłuszeństwa, mimo że szybko odkrywa swój homoseksualizm. Z czasem zaczyna mieć wizje - ukazuje się jej ukrzyżowany Chrystus, zaczyna też przemawiać jego głosem. Jednocześnie dziewczyna odkrywa, że wizje mogą jej utorować drogę do władzy w klasztorze.
Największy sprzeciw, wedle recenzentów, budzić może fakt, że akty seksualnej ekstazy zbliżają bohaterkę do Chrystusa. W filmie nie brak też scen erotycznych. Jednocześnie 82-letni reżyser, mający za sobą udział w seminarium biblijnym i współautorstwo książki "Jezus z Nazaretu", krytykuje religię jako mistyfikację i teatralny spektakl.
Czytając liczne recenzje po seansie, można odnieść wrażenie, że dotyczą dwóch różnych filmów. Na przykład Peter Bradshaw z "Guardiana" nie zostawia na filmie suchej nitki, zarzucając mu banał i tanią sensację, podczas gdy krytyk "The Hollywood Reporter" nazywa film opowieścią "o kobiecie szukającej własnego głosu i dążącej do emancypacji" i chwali reżysera za to, że stawia ważne pytania i na żadne nie daje odpowiedzi, prowokując do refleksji nad naszą własną duchowością.
Najwyżej dobrze albo nijako
Dobrze przyjęto obraz twórcy "Basenu" ulubieńca Francuzów, Francoisa Ozona, opowieść dotykającą kwestii eutanazji. Na ekranie pojawiają się Sophie Marceau i Charlotte Rampling. Rozczarował Włoch Nanni Moretti, którego film "Trzy piętra" - adaptacja sztuki izraelskiego autora Eszkola Newo - miał być "wiwisekcją społeczeństwa w momencie kształtowania się nowej obyczajowości". Zdaniem krytyków powstała z tego ckliwa i nudna opowiastka, pozbawiona psychologicznego prawdopodobieństwa - średnie oceny to 3,5 gwiazdki na 10 możliwych.
Chłodno przyjęto też "Flag Day", obraz wyreżyserowany i zagrany przez Amerykanina Seana Penna. To opowieść o ojcu prowadzącym podwójne życie dla zapewnienia swojej córce dostatniego życia. Jeśli wierzyć krytykom, zamiast przekonującego, psychologicznego kina, dostajemy napuszony i pełen patosu obraz miłosno-nienawistnych relacji między ojcem i córką. W roli córki Penn obsadził swoją prawdziwą córkę Dylan Penn, podobną do matki Robin Wright.
Przed publicznością jeszcze m.in. premiery "Bohatera" Asghara Farhadiego, uwielbianego w Cannes irańskiego twórcy oscarowego "Rozstania" oraz "Red Rocket" Seana Bakera, jednego z czołowych twórców amerykańskiego kina niezależnego. Pokazano już "Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun" Wesa Andersona z Tildą Swinton i Billem Murrayem. Pierwsze recenzje są obiecujące. Na premierze zabrakło jednej z gwiazd, Lei Seydoux, która do Cannes nie dotarła, bo wykryto u niej koronawirusa.
Tegoroczny festiwal w Cannes odbywa się z zachowaniem ostrego reżimu sanitarnego. Do Pałacu Festiwalu na projekcje i konferencje trafiają tylko zaszczepieni goście, wszyscy są też regularnie testowani. Organizatorzy chwalą się, że dotąd nie odnotowano zakażeń wśród uczestników imprezy.
Źródło: "Variety", "The Guardian", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA