Dwa lata trwają przepychanki wokół trzeciej części przygód Bridget Jones. Zapowiadana, a potem odwoływana, wedle ostatnich zapewnień wytwórni Universal Studio na pewno powstanie. Wciąż jednak twórcy deklarują konieczność ulepszenia scenariusza. I słusznie, bo w obecnej jego wersji Bridget porzuca Marka (Colin Firth) i wraca do playboya i nicponia Daniela (Hugh Grant), a nawet ma z nim dziecko. Fani filmu, jak wynika z internetowych wpisów, nigdy by jej tego nie wybaczyli.
Kiedy zrealizowany w 2001 roku na podstawie powieści Helen Fielding „Dziennik Bridget Jones” okazał się jedną z bardziej dochodowych produkcji roku, wiadomo było, że ciąg dalszy nastąpi. Druga część „Bridget Jones: W pogoni za rozumem” trafiła na ekrany kin w roku 2004, zarabiając 250 milionów dolarów. Realizacja części trzeciej wydawała się oczywistością. Minęło jednak aż 7 lat, nim jesienią 2011 poinformowano ponownie o kontynuacji losów najsłynniejszej filmowej singielki. Film reżyserować miał twórca przebojowych „Druhen” Paul Feig, który dowiódł, że świetnie zna się na kobiecych problemach. W przeciwieństwie do dwóch wcześniejszych części, które miały literackie pierwowzory, trójce trzeba było jednak zafundować oryginalny scenariusz. I tu zaczęły się schody.
W pogoni za scenariuszem
Choć autorką obu powieści jest Helen Fielding, zarazem współtwórczyni scenariuszy, nad ostatecznym ich kształtem czuwał niedościgniony Richard Curtis. To scenarzysta dwóch najgłośniejszych (i najlepszych) brytyjskich komedii dekady, z udziałem Hugh Granta: ”To właśnie miłość” (tę też reżyserował) i „Nothing Hill”. Dziś Curtis jest już w całkiem innym miejscu kariery - realizuje z sukcesami własne projekty i nie ma czasu na cudze. To zaś, co twórcom filmu zaprezentowała sama Fielding, wyśmiano i odrzucono.
Konsekwencją tej reakcji było odwołanie zapowiedzianych początkowo na połowę minionego roku zdjęć do „Bridget Jones’s Baby”. Klamka zapadła gdy Hugh Grant, zapoznawszy się ze swoją rolą, rzucił wprost w jednym z wywiadów: ”To kompletny shit. Albo dostanę nowy tekst, albo rezygnuję”. Rozpoczęło się nerwowe szukanie doświadczonych scenarzystów z sukcesami na koncie. Wybór padł na Davida Nicholsa, autora scenariusza świetnie przyjętego „Jednego dnia” - miłosnego melodramatu z Anne Hathaway, a ostatnio kostiumowych „Wielkich nadziei”. Nicholsa dokooptowano do zespołu jednak całkiem niedawno, na efekt jego poczynań przyjdzie więc poczekać.
Colin Firth, który po przeczytaniu obecnej wersji, podzielił opinię Hugh Granta, wyraził niedawno obawy, by :”Patrząc na tempo prac nad częścią III serii, nie okazało się, że owszem doczekamy się, ale historii z… wnuczką Bridget głównej roli”. Stało się oczywistym, że kolejny termin zdjęciowy (mowa o lipcu br.) również nie wchodzi w grę. Colin spokojnie podpisał więc kontrakt na udział w ekranizacji komiksu „The Secret Service”, a dwa dni temu gruchnęła wieść, że zagra główną rolę męską w nowym filmie Woody’ego Allena. Na południu Francji. Realizacja dalszych przygód Bridget oddala się więc coraz bardziej w czasie.
Śledząc reakcje aktorów i fanów serii na zawartość obecnego scenariusza, nie ma chyba jednak czego żałować. Bo na wieść o tym, że Mark i Bridget nie mogą mieć dzieci, ona zaś szuka pocieszenia w ramionach Daniela, na tyle skutecznie, by zajść w ciążę i zostać porzuconą, na internetowych forach rozpętała się burza. „To jest okropne! Nie chciałabym jej w ogóle po tym na miejscu Marka. Niech scenarzyści wymyślą coś lepszego, nie zgadzamy się na taki rozwój wydarzeń” - pisali na imdb - największym z filmowych portali świata - fani serii.
Coraz głośniej zaczęto mówić o tym, że Bridges Jones to już przeszłość. Producentom nie pozostało więc już nic prócz oświadczenia, że: „Intensywne prace nad scenariuszem, najlepszych fachowców, opóźniają co prawda rozpoczęcie zdjęć, ale wszystko idzie zgodnie z planem”. Z reżyserowania filmu wycofał się zapracowany Paul Feig, którego zastąpił twórca głośnej komedii „Goło i wesoło” Peter Cattaneo. Wypada też dodać, iż Helen Fielding jesienią br. wyda zapowiadaną trzecią książkę, o losach Bridget i można podejrzewać, że wpłynie ona na treść wciąż przerabianego scenariusza. Zwłaszcza, że odkładany film powstanie nie wcześniej niż w przyszłym roku.
Fenomen dziewczyny z kompleksami
Bridget Jones zaczęła swoje życie w 1995 roku w felietonach publikowanych przez panią Fielding w dzienniku „Independent”. Pierwsza powieść „Dziennik Bridget Jones” ukazała się w 1996 roku i stała się bestsellerem. Zapiski z dziennika walczącej z nadwagą i marzącej o wielkiej miłości trzydziestoparolatce z Londynu, która na randki zakłada spłaszczające brzuch majtki, podnosiły na duchu tysiące jej podobnych. Bridget pokochano za to, że w przeciwieństwie do lansowanych kobiet idealnych była pełna wad. Prócz nadwagi i słabości do dobrych trunków, miała wyrobione zdanie na temat mężczyzn i waliła prawdę prosto z mostu, bez owijania w bawełnę. Książka i jej kontynuacja „W pogoni za rozumem” sprzedały się w 15 mln egzemplarzy. Takiego sukcesu Hollywood przegapić nie mogło, a kluczem do powodzenia filmu był dobór aktorów. Trzeba przyznać, że okazał się strzałem w dziesiątkę.
Początkowo, gdy do głównej roli wytypowano Renée Zellweger - Amerykankę z teksańskim akcentem, która nie pasowała do wytworzonego w wyobraźni czytelniczek obrazu bliskiej im Bridget, rozgorzała burza. Panna Zellweger zadziwiła jednak wszystkich. Nie dość, że filigranowa z natury aktorka utyła kilkanaście kilogramów (dziennikarze wyliczyli nawet, ile milionów gaży dostała za każdy dodatkowy kilogram), to pozbyła się też amerykańskiego akcentu.
Przez pół roku pracowała w angielskim wydawnictwie i stała się prawdziwą, brytyjską Bridget, jaką znamy z powieści - pechową dziewczyną, która bardzo się stara, ale wciąż jej nie wychodzi. Za swoją rolę w I części serii dostała nawet nominację do Oscara. Nie zawiedli także jej partnerzy. Nawet Hugh Grant, którego od zaliczanego dziś do aktorskiej światowej czołówki Colina Firtha, dzielą lata świetlne, stanął na wysokości zadania. Jest w tym filmie zadziwiająco dobry jako bóg seksu i symbol pożądania, jednocześnie podbudowujący ego zakompleksionej Bridget. Firth z kolei, robiący furorę w koszmarnym sweterku z jeleniem od mamusi, na naszych oczach zamienia się w namiętnego rycerza, który zwala z nóg kobiety.
O trzecim tomie przygód sławnej angielki pióra pani Fielding wiadomo, że akcja rozgrywa się we współczesnym Londynie. Bridget wciąż będzie liczyła kalorie i wypite drinki. Na ile jednak wersja ekranowa odzwierciedlać będzie tym razem książkową, trudno przewidzieć. Na dziś, po zakwestionowaniu obecnej wersji scenariusza, o filmie wiadomo tylko tyle, że znowu losy Bridget determinować będą ci sami dwaj mężczyźni – Mark (Firth) i Daniel (Grant).
Wiadomo też, że Zellweger zbuntowała się, i nie zgodziła po raz kolejny na utratę figury dla roli. Zamiast tego nosić ma na planie specjalny kostium, który optycznie doda jej kilogramów.
Kiedy film powstanie? Wytwórnia Universal wspomina o początku 2014 roku. Powinna kuć żelazo póki gorące, bo popyt na opowieść o zabawnej Brytyjce z mnóstwem kompleksów wciąż jest ogromny. Wymiernym tego dowodem jest niedawna aukcja zorganizowana w Londynie, na której słynne wyszczuplające majty Bridget, na których podpisał się Hugh Grant, sprzedano za ponad 2 tysiące funtów.
Autor: Justyna Kobus/k / Źródło: BBC Entertainment,TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: fot. materiały dystrybutora