Jeżeli scenę strzelaniny na ulicach Los Angeles pokazuje się amerykańskim marines jako nagranie instruktażowe, to z dużą pewnością można stwierdzić, że film, z którego pochodzi, jest wybitny. 20 lat temu do kin weszła "Gorączka". Dzieło Michaela Manna nie osiągnęłoby jednak statusu kultowego, gdyby nie Robert De Niro i Al Pacino. Mannowi udało się zaprosić do gry najwybitniejszych aktorów swojego pokolenia i po raz pierwszy obaj zgodzili się usiąść na planie przy jednym stole. Przeprowadzili niezapomniany dialog.
- Kiedy De Niro i Pacino pojawili się razem na ekranie, żaden z nich nie musiał już nikomu niczego udowadniać. Pacino w 1993 r. zdobył długo wyczekiwanego Oscara za "Zapach kobiety", De Niro – już z dwiema statuetkami na koncie – kontynuował owocną współpracę z Martinem Scorsese. Dawna rywalizacja o miano najlepszego aktora pokolenia nie była więc tak zażarta jak w latach 70. i na planie "Gorączki" spotkali się aktorzy dojrzali i uznani, obaj wyspecjalizowani w podobnym, gangsterskim emploi - tłumaczy Iwo Sulka, filmoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Wielka rywalizacja
Rzeczywiście, do tamtego momentu De Niro i Pacino dostąpili już wszelkich zaszczytów. Ponad 20 lat wspaniałej kariery obu ikon Hollywood, poprzedzające ich wspólne pojawienie się na ekranie w 1995 r., było pisaną przez media wielką rywalizacją.
Filmy, w których obaj pojawiali się od lat 70. wystarczyłyby do stworzenia oddzielnego kanonu amerykańskiego kina. Pacino, który pierwszą większą rolę dostał od Francisa Forda Coppoli w "Ojcu chrzestnym" (1972), stał się bohaterem Ameryki w zaledwie trzy lata. Chwilę później pojawił się bowiem w absolutnie kultowych filmach Sidneya Lumeta "Serpico" i "Pieskie popołudnie", w międzyczasie grając niezwykłą i być może najbardziej wymagającą rolę w karierze w "Strachu na wróble" Jerry’ego Schatzberga.
Robert De Niro w 1973 r. pojawił się z kolei w filmie "Ulice nędzy" Martina Scorsese; od tamtego obrazu zaczęła się jego trwająca do dziś współpraca i wielka przyjaźń z reżyserem. W 1976 r. De Niro zagrał w "Taksówkarzu" (reż. Scorsese), dwa lata później w "Łowcy jeleni" (reż. Michael Cimino), a w 1980 r. we "Wściekłym byku" (znów Scorsese).
De Niro i Pacino przez lata obserwowali nawzajem swoją grę z dystansu, choć w 1974 r. - jeszcze u początków kariery - znaleźli się i "obejrzeli" po raz pierwszy dokładniej na planie drugiej części "Ojca chrzestnego". Wtedy jednak Coppola, który powierzył Pacino rolę Michaela Corleone, z De Niro stworzył młodego Vita Corleone. Wschodzące gwiazdy kina podzieliły dekady historii sycylijskiej rodziny imigrantów. Na historię, w której znajdzie się miejsce dla ich obu, trzeba było czekać ponad 20 lat.
W oczekiwaniu na spotkanie
Michael Mann pierwszy scenariusz do "Gorączki" napisał już w 1979 roku. Wtedy chciał stworzyć na jego podstawie serial telewizyjny, w końcu jednak zrozumiał, że głowie siedzi mu jedna, spójna opowieść. Wyobraził sobie ostatnią scenę przyszłego filmu i zrozumiał, że jego bohaterami będą samotne wilki; że obraz będzie opowiadał o wzajemnej fascynacji stróża prawa i kryminalisty, którzy - paradoksalnie - odnajdą w sobie najbliższe w życiu osoby.
Mann dopracował film do perfekcji. Oczekiwanie na moment wspólnego pojawienia się na ekranie Pacino i De Niro do dziś hipnotyzuje widza. Nim Vincent Hanna (Pacino) zaprosi Neila McCauleya (De Niro) na kawę, gdzieś przy autostradzie oplatającej Los Angeles, by w środku nocy rozmawiać o życiu i śmierci, obaj spojrzą sobie w oczy w jednej z najbardziej niezwykłych scen w historii kina.
Hanna obserwuje dzięki kamerze noktowizyjnej dokonującego kradzieży McCauleya. Jeden z policjantów uderza kolbą karabinu w bok ciężarówki, w której swoje centrum dowodzenia ma detektyw. W zupełnej ciszy, w środku nocy, McCauley to słyszy. Zaniepokojony, patrzy w ciemność. Wtedy Mann pokazuje widzom zamierającego Pacino. On i De Niro widzą siebie tylko poprzez ekran telewizora. Michael Mann w ten sposób puszcza oko do widza. Mówi: wiem, że na to czekasz.
W jednej krótkiej scenie filmowa opowieść i realny świat trwającej 20 lat rywalizacji aktorów łączą się i potęgują napięcie.
Dwie strony tego samego
Pacino i De Niro w filmie Michaela Manna nie są postaciami stereotypowymi. "Gorączka" to nie klasyczny amerykański kryminał, filmy Manna nigdy nie były i nie są bowiem tylko sensacją.
Reżyser kręci obrazy niezwykle plastycznie. Jego styl - kamery trzymanej w ręce, blisko samych aktorów - pozwala widzom wejść w ich skórę. Dzięki temu Pacino (jak i inni bohaterowie, innych filmów) jest kimś więcej niż protagonistą, z którym widz ma się utożsamiać. De Niro to z kolei ktoś więcej niż antagonista, któremu należy życzyć jak najgorzej.
De Niro i Pacino to samotne wilki walczące w obojętnym, zimnym i ponurym świecie wydającym się emanacją ich podświadomości. Vincent Hanna i Neil McCauley żywią się swoimi lękami. Bliskość z kobietami, której pragną i o którą się starają, prędzej czy później rozbija się o mur, za którym chowają tylko dla siebie swój strach, wściekłość i ból — najważniejsze pierwiastki ich duszy.
Scena, w której De Niro stoi w pustym mieszkaniu, a kamera płynnie przechodzi z jego twarzy na majaczący w tle, wzburzony ocean to kwintesencja twórczości Michaela Manna. Niezwykle elegancka, otwiera równocześnie drzwi do świata przepełnionego melancholią. Choć De Niro jako Neil McCauley powtarza sobie, by nie przywiązywać się w życiu do niczego, "czego nie można zostawić w 30 sekund i zniknąć za rogiem", próbuje jednak stworzyć związek. On też - nawet on, morderca - zaczyna rozumieć, że nie może wiecznie uciekać przed samotnością.
Vincent Hanna i Neil McCauley się uzupełniają. Detektyw podziwiający złodzieja szybko zaczyna rozumieć, że wraz z McCauleyem stanowią dwie strony jednej monety; że w chwili, w której dojdzie do konfrontacji, to los zdecyduje o tym, czy na wierzchu znajdzie się orzeł czy reszka.
Hannah ma jednak w sobie coś, co McCauley stracił lub czego nigdy nie miał. Żywi się wściekłością, ale wciąż - od lat - pragnie sprawiedliwości. Przypomina upadłego anioła. Poznał ludzi od ich najgorszej strony, ale sam - zdolny do morderstwa - chciałby dla nic lepszego życia.
Niezwykła scena, w której w pełnym napięciu ratuje swoją przybraną córkę i powtarza jej, by ona jedna żyła, gdy reszta świata będzie się zabijała, pokazuje Vincenta Hannę wciąż wierzącego w to, że niewinność da się ocalić; strażnika gotowego polec w walce, po to, by ją chronić.
Hanna i McCauley to ludzie spełniający się w działaniu. Michael Mann stworzył postacie zamknięte w sobie i tak oszczędne w słowach, że scena rozmowy w restauracji tuż po premierze filmu została przyjęta z pewnym zawodem. Widzowie spodziewali się czegoś innego, choć z drugiej strony nie wiedzieli na pewno, czego dokładnie.
20 lat po premierze "Gorączki" rozmowa Pacino i De Niro nagrana dwiema kamerami - tak, by widz nawet przez chwilę nie musiał dzielić uwagi między dwie ikony kina - jest jednak uznawana za jedną z najznakomitszych w dorobku Michaela Manna, bo w niej doskonale odzwierciedlają się charaktery bohaterów. Ich rozmowa przypomina monolog. Jest jak przeglądanie się w lustrze. Więcej w niej gestów, westchnień, ciszy. Jest ukoronowaniem wizji, jaką Pacino i De Niro mieli zrealizować na ekranie.
Nie zawiedli. Ten dialog przeprowadzili bez przygotowania. W końcu to De Niro i Pacino. Najwięksi z największych.
Autor: Adam Sobolewski//rzw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Warner Bros. Entertainment Inc.