Zalane i nieprzejezdne ulice to coraz częstszy widok w wielu polskich miastach po krótkich, ale bardzo intensywnych opadach deszczu. Dlaczego dzieje się tak, że z roku na roku, mniej więcej o tej porze, problem narasta? Specjaliści od klimatu, urbanistyki i hydrologii zwracają uwagę na kilka kwestii. To nie tylko ocieplenie klimatu, ale też wszechobecna betonoza i niewłaściwe rozwiązania infrastrukturalne.
Bartosz Szymanski, do niedawna toruński radny oraz kandydat na prezydenta, a obecnie aktywny społecznik zwrócił ostatnio w mediach społecznościowych uwagę na temat podtopień w mieście. Kilka dni obfitujących w ulewne deszcze sprawiło, że w niektórych częściach Torunia doszło do regularnych zalań ulic.
W rozmowie z tvn24.pl Szymanski potwierdza to, co zawarł we wpisie. W jego opinii przyczyn częstych podtopień w Toruniu należy upatrywać przede wszystkim we wszechobecnej betonozie, wycince drzew oraz błędach projektowych i wykonawczych.
- Beztrosko zalewamy miasta betonem, więc woda nie ma gdzie i jak wsiąknąć. Do tego dochodzi brak regularnego przeglądu studzienek czy sprzątania ulic i chodników. Piach po zimie, czy liście i śmieci potrafią skutecznie zatkać odpływ wody, i jeżeli pojawi się jej dużo, powstają ogromne rozlewiska. Bardzo popularne ostatnio są też agrowłókniny pokryte korą przy zieleni, co też nie pomaga, a wypłukiwana kora płynie do studzienki - wyjaśnia Bartosz Szymanski.
Co niespełna 200-tysięczne miasto jak Toruń powinno zrobić? W opinii Szymanskiego należy w pierwszej kolejności ograniczyć betonozę i wszędzie, gdzie to możliwe starać się rozszczelniać grunt oraz stawiać na retencję.
- Konieczne są regularne przeglądy studzienek i sprzątanie ulic. Warto też dokonać korekt kanalizacji, studni chłonnych lub zbudować zbiorniki retencyjne. Bydgoszcz w tym kierunku poszła. Taką wodę można później użyć, gdy jej brakuje - przekonuje społecznik.
Inwestycje w niebiesko-zieloną infrastrukturę
Kluczowa w tym wszystkim wydaje się być jednak zmiana klimatu, która powoduje, że coraz częściej występują tak ekstremalne zjawiska pogodowe przez co dochodzi do podtopień.
- Takie zjawiska pojawiały się również w przeszłości, ale ich skala i częstość narasta, co wynika również z praw fizyki - powietrze staje się coraz cieplejsze, zwiększa się parowanie, a cieplejsze powietrze może pomieścić więcej pary wodnej, stąd wyższa energia kinetyczna burz i wodność atmosfery - przekonuje klimatolog Rafał Maszewski.
Jak mówi, tego typu zjawiska są bardzo niebezpieczne, z tego powodu, że jest bardzo mało czasu na to, żeby odpowiednio zareagować. - Skutki mogą zagrażać życiu i zdrowiu, ale też powodować znaczne straty materialne - podkreśla Maszewski.
Maszewski tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl, że szedłby w kierunku jak najlepszego dostosowania infrastruktury, w tym na przykład infrastruktury niebiesko-zielonej (stawy retencyjne, niecki, zbiorniki, rowy bioretencyjne, rowy infiltracyjne, ogrody deszczowe, zielone przystanki), po to by złagodzić skutki tak ekstremalnych zjawisk w miastach.
- Do tego dochodzi duża powierzchnia nieprzepuszczalna w miastach, z której woda gwałtownie spływa i nie mieści się w kanalizacji burzowej. Dodatkowo przy opadach gradu mogą spadać liście, które wraz z wodą zapychają studzienki kanalizacyjne, co dodatkowo zwiększa zalania i podtopienia. Trzeba zinwentaryzować miejsca w aglomeracjach miejskich najbardziej narażone w takich sytuacjach i starać się technicznie poprawić odpływ wody lub skierowanie jej na jakieś suche poldery - przyznaje klimatolog z Torunia.
I dodaje: - Należy również dążyć do przekształcenia miasta w tak zwane "miasto gąbka", które magazynuje wodę w bezpiecznych miejscach i korzysta z niej jak nie pada. Tutaj między innymi możemy rozszczelniać miasto poprzez zwiększenie przepuszczalności podłoża, kierować wodę na tereny zielone, gdzie spokojnie wsiąknie. Również coraz popularniejsze zbieranie wody opadowej na przykład z dachów w pewnym stopniu zmniejsza ryzyko przepełnienia kanalizacji burzowej - twierdzi Rafał Maszewski.
Prezes TUP komentuje
W podobnym tonie wypowiada się Tomasz Majda, prezes Towarzystwa Urbanistów Polskich. - Przede wszystkim zmiany klimatu idą w stronę ekstremów: silniejsze wiatry, dłuższe okresy upałów, obfitsze nagłe deszcz... Dlatego miasta, które były budowane w innych warunkach wymagają adaptacji do tych zmian - zauważa.
Jak wyjaśnia Majda, "zwiększa się ilość wody, która spada w krótkim czasie, i nie ma gdzie się podziać".
- Problemem jest najczęściej tempo spływu powierzchniowego do zagłębień bezodpływowych i niewystarczająca infrastruktura odprowadzająca tą wodę z takich zagłębień. Zabetonowanie nawierzchni ma więc swój wkład do problemu powodzi błyskawicznych, ponieważ zapewnia szybki spływ, ale taki sam problem generuje na przykład układ dróg, które mogą stanowić korytarze spływu - jeśli zostały poprowadzone najkrótszą drogą, zgodnie ze spadkiem, to następuje koncentracja spływu i szybka akumulacja wody w najniższym punkcie. Szybki, skoncentrowany spływ, z kolei, ma dużą zdolność transportową. Woda zbiera więc po drodze wszelkie zanieczyszczenia i odprowadza je na przykład do studzienek kanalizacyjnych, powodując ich zapychanie - podkreśla prezes Towarzystwa Urbanistów Polskich.
- Jeśli ograniczymy się do powodzi błyskawicznych to rozwiązanie problemu faktycznie leży w dużej mierze w gestii miast. Odbetonowanie, a raczej wprowadzenie mozaiki nawierzchni powinno zmniejszyć prędkość spływu, co wydłuży chociażby czas na ewakuację z miejsc szczególnie zagrożonych, dopóki nie będziemy w stanie ich przebudować lub zabezpieczyć infrastrukturalnie (samo odbetonowanie, zwiększając zdolność retencyjną, zmniejszy też ryzyko "tradycyjnych" powodzi, wynikających z długotrwałych opadów, ale pozwoli także na ograniczenie problemu suszy) - tłumaczy Majda.
Podkreśla jednocześnie, że "problemem jest też fakt, że zmiany klimatu mają charakter ciągły i przyspieszają, więc wielkość przechwytywanego opadu, mająca zapewnić bezpieczeństwo także będzie się zmieniać".
- Generalnie ilość zmiennych wpływających na to bezpieczeństwo rośnie. Planowanie przestrzenne zaczyna więc przypominać zarządzanie kryzysowe, z czego wynika, że powinno mieć również atrybuty zapewniające skuteczność takiego zarządzania. Powinno mieć charakter zintegrowany, a więc łączący w sobie elementy (nawet w tak wąskim aspekcie jak powodzie błyskawiczne) co najmniej gospodarki wodnej, ochrony środowiska i polityki rozwoju. Powinno też mieć wbudowane narzędzia finansowe, zapewniające efektywność w tym zakresie, między innymi poprzez umożliwianie szybkiej weryfikacji i zmiany przepisów lokalnych, ale też szybkich (przynajmniej w kategoriach inwestycyjnych) zmian dostosowawczych już zrealizowanych inwestycji. To jest o tyle wielkie wyzwanie stojące przed rządem, że obecna reforma raczej w tę stronę nie zmierza - podkreśla Tomasz Majda.
Słaba sieć kanalizacji burzowej
Piotr Lorens z Katedry Urbanistyki i Planowania Regionalnego Uniwersytetu Gdańskiego zwraca z kolei uwagę na nieefektywną sieć kanalizacji burzowej w polskich miastach, która nie była projektowana na takie obciążenia, z jakimi teraz mamy do czynienia.
-Dodatkowo, postępująca urbanizacja przedmieść tak zwana suburbanizacja oraz wypełnianie luk w zabudowie miejskiej prowadzą do coraz większego uszczelniania powierzchni, ograniczają ilość terenów biologicznie czynnych mogących przyjąć wody padowe, co prowadzi do powstawania tak zwanych. powodzi błyskawicznych - wyjaśnia profesor.
Podobnie jak Rafał Maszewski, Lorens jest zdania, że w miastach powinno się realizować rozwiązania z zakresu tak zwanej błękitno-zielonej infrastruktury.
- Druga kwestia to budowanie systemów zbiorników retencyjnych i związanych z nimi sieci kanalizacji burzowej, co ma na celu przyjęcie nadmiaru wód opadowych. Po trzecie, ograniczenie urbanizacji terenów dotychczas użytkowanych rolniczo lub tak zwanych nieużytków miejskich na rzecz ponownego zainwestowania terenów na przykład poprzemysłowych - tłumaczy profesor Lorens.
W Gdańsku idą zmiany
Dodaje, że w Gdańsku po wielkiej powodzi w 2000 roku zaczęto realizować zakrojony na szeroką skalę program budowy zbiorników retencyjnych.
- Daje to już wyraźne efekty. Coraz mniej odczuwalne w skali miasta są skutki deszczów nawalnych. Ponadto miasto opracowuje i zaczyna wdrażać specjalne polityki w zakresie kształtowania tak zwanej zielonej i niebieskiej infrastruktury. Jest to jednak działanie długofalowe, a efekty będą widoczne dopiero po jakimś czasie - zaznacza.
"Popełniono mnóstwo błędów"
Profesor Włodzimierz Marszelewski z Katedry Hydrologii i Gospodarki Wodnej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, główne przyczyny zalewania ulic i terenów miejskich upatruje w coraz częściej występujących krótkich ulewach o dużym, często dotąd bardzo rzadko obserwowanym natężeniu.
- Są to opady konwencjonalne spowodowane oddawaniem ciepła przez podłoże i wszystko to, czym jest pokryte podczas napływu niestabilnych mas powietrza. Trudno je przewidzieć, gdyż występują zwykle lokalnie, na przykład tylko w jednej części miasta, gdy w innych w tym samym czasie ich brak. Oczywiście zalewaniu "pomaga" między innymi uszczelnienie gruntu w miastach i mała ilość obiektów ułatwiających retencję wody opadowej. Wszystko to gwałtownie przyspiesza odpływ wody deszczowej i wówczas kanalizacja może nie nadążać z jej odprowadzaniem - wyjaśnia Marszelewski.
- Trudno wskazać "winnego" . W miastach mamy stan "zastany" od bardzo wielu lat, a także ulegający coraz szybszym zmianom w już od XX wieku, podczas którego (a także w latach obecnych) popełniono mnóstwo błędów bardzo trudnych do usunięcia, do tego ogromnie kosztownych i pracochłonnych - podkreśla toruński uczony.
Problem wielu europejskich miast
Co jego zdaniem władze miast powinny zrobić, by poprawić tę sytuację? - Opracować i wdrożyć plany przystosowania miast do tego typu zdarzeń ekstremalnych - niektóre już prace w tym kierunku prowadzą. Jest to zadanie wielce złożone, gdyż musi uwzględniać zmieniające się warunki naturalne (klimatyczne) oraz społeczno-ekonomiczne. Poza tym dotyczy zjawiska ekstremalnego, które nie wiadomo gdzie, kiedy, i z jakim natężeniem wystąpi - zauważa Włodzimierz Marszelewski.
- W najbliższych latach najprawdopodobniej zalewania miast czy raczej części miast wskutek lokalnych nawałnic będą wzrastać ze względu na oczekiwane dalsze ocieplenie klimatu i związane z tym skutki. Tego typu zalewania części miast nie są tylko problemem w Polsce. W takim samym stopniu dotyczą miast czy części miast w krajach znacznie bogatszych zarówno w Unii Europejskiej jak i innych krajach świata dotkniętych zmianami klimatycznymi - podsumowuje profesor.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24