Sparaliżował pracę szpitala, po tym jak jednemu z pracowników oznajmił, że ma przy sobie bombę. Zrobił to, bo w placówce nie chcieli wykonać badań, których się domagał. Przez godzinę karetki odsyłano do innych szpitali.
- Do zdarzenia doszło w niedzielę przed południem w Wojskowym Szpitalu Klinicznym w Krakowie. 20-latek domagał się wykonania określonych badań. Kiedy jeden z pracowników poinformował go, że nie zostaną wykonane w tej placówce, oburzony mężczyzna wyszedł. Po chwili wrócił i oznajmił, że ma przy sobie ładunek wybuchowy- relacjonuje Katarzyna Padło z małopolskiej policji.
Pakunek zbadali pirotechnicy
Ochrona szpitala obezwładniła agresywnego 20-latka i powiadomiła policję. Na miejsce wezwano pirotechników z psem przeszkolonym do wykrywania ładunków pirotechnicznych.
- Okazało się, że pakunek, którzy przyniósł ze sobą nie zawiera ładunku wybuchowego, jednak z uwagi na to, że sytuacja wyglądała niebezpiecznie, przez około godzinę, karetki pogotowia przekierowywano do innych szpitali – dodaje Padło.
Był pod wpływem narkotyków
Mężczyzna został zatrzymany. Okazało się, że był pod wpływem narkotyków. W jego organizmie wykryto obecność marihuany i amfetaminy. W takim stanie przyjechał samochodem do szpitala.
Usłyszał zarzuty dotyczące wywołania fałszywego alarmu bombowego i kierowania pojazdem pod wpływem środków odurzających. Grozi mu do 8 lat pozbawienia wolności.
Autor: Jork/gp / Źródło: TVN24 Kraków/ małopolska policja
Źródło zdjęcia głównego: Małopolska Policja