Centrum medyczne Masmed, w którym ekipa "Faktów" TVN ujawniła proceder wydawania fałszywych certyfikatów covidowych, nigdy nie było punktem szczepień – informuje NFZ. W czwartek do placówki weszła policja, która zabezpieczała dokumenty i nośniki danych.
Dziennikarze przez ponad miesiąc obserwowali, jak w centrum medycznym w Zabierzowie pod Krakowem (Małopolska) są wydawane fałszywe certyfikaty o szczepieniu przeciwko COVID-19. Reporter Wojciech Bojanowski w ramach dziennikarskiej prowokacji wziął udział w pseudoszczepieniu.
Szczepienie "zdalne" za 650 zł
- Wyglądało to w ten sposób. Wszedłem, nikt nie pytał mnie o dokumenty, spotkałem się z szefem tej kliniki, on wypełnił za mnie ankietę, ja przekazałem mu w gotówce pieniądze - opowiadał.
Bojanowski poinformował, że "szczepienie" na miejscu kosztuje 450 złotych, a "szczepienie" zdalne, kiedy osoba nie musi nawet pojawić się w przychodni - 650 złotych. - Na miejscu pojawiła się pielęgniarka, stanąłem w kolejce. Wszedłem do gabinetu, usiadłem, podwinąłem rękaw i jedyna rzecz, która się wydarzyła, to naklejenie plastra. I pielęgniarka mówi, że już po szczepieniu i mogę czekać na certyfikat - relacjonował.
OGLĄDAJ MATERIAŁ "FAKTÓW": Tak wygląda proceder wystawiania fałszywych certyfikatów covidowych
W czwartek rano do Centrum Medycznego Masmed, którego działalność pokazali dziennikarze, weszła policja. - Jest tam wielu funkcjonariuszy. Zabezpieczają dokumenty, nośniki danych - przekazał Bojanowski.
NFZ: to nie był punkt szczepień
Rzeczniczka małopolskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia Aleksandra Kwiecień zapytana o działalność prowadzoną przez Masmed poinformowała, że placówka nigdy nie była punktem szczepień w ramach NFZ.
- Centrum medyczne Masmed w Zabierzowie, w którym dochodziło do fałszowania certyfikatów szczepień nie jest i nigdy nie było punktem szczepień. Nie figuruje też w wykazie punktów szczepień, czyli nie realizuje programu szczepień w ramach narodowego programu – tłumaczy Kwiecień.
Rzeczniczka zaznaczyła też, że obecnie NFZ współpracuje z policją. - Chcę podkreślić, że każdy sygnał dotyczący podejrzenia fałszowania dokumentacji medycznej, czy kart szczepień, czy fałszowania certyfikatów covidowych, jest przez nas analizowany i zgłaszany policji, w tej sprawie też współpracujemy z policją – przekazała rzeczniczka.
Zgodnie z kodeksem karnym za użycie podrobionego dokumentu może grozić do pięciu lat więzienia.
Mieli kilkanaście sygnałów, przypomnieli o konsekwencjach
NFZ w komunikacie zamieszczonym na swojej stronie internetowej podkreślił, że do tej pory do Funduszu "wpłynęło kilkanaście sygnałów, dotyczących handlu fałszywymi certyfikatami szczepień i fałszowania dokumentacji medycznej".
"Wszystkie takie zgłoszenia są weryfikowane przez specjalny zespół analityczny NFZ i przekazywane policji. NFZ ściśle współpracuje w tej kwestii z organami ścigania" - podkreślono w komunikacie. Jak czytamy, "już po pierwszych sygnałach, które wpłynęły do NFZ, Fundusz przesłał pismo do wszystkich punktów szczepień z informacją o sankcjach karnych grożących za fałszowanie dokumentacji medycznej, w tym przypadku karty szczepień, oraz za przyjęcie korzyści majątkowej lub osobistej przez pracowników punktów".
"Poinformował również o konieczności zgłaszania takich przypadków właściwym służbom. Należy stanowczo podkreślić, że takie działanie, po pierwsze zwiększa ryzyko dalszego rozprzestrzenienia się koronawirusa, po drugie — jest przestępstwem i prowadzi do odpowiedzialności karnej" - napisano w komunikacie.
Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN