To prawdopodobnie jedyna taka szkoła w Polsce: od września nie ma w niej ani jednego ucznia, a mimo to kuratorium nie chce jej zlikwidować. Gmina łoży na jej utrzymanie, choć dzieci chodzą do innej placówki. - Jak może być szkoła, skoro nie ma dzieci? - pytają mieszkańcy Biskupic. Wójt liczy koszty a kuratorium tłumaczy, że chodzi o dobro najmłodszych.
Konflikt między gminą Sadowie a świętokrzyskim kuratorium ciągnie się od stycznia ubiegłego roku. Wtedy urzędnicy zwrócili się z prośbą o likwidację szkoły w Biskupicach, ze względu na to, że w sumie do placówki chodziło 26 uczniów, a w poszczególnych klasach było ich zaledwie kilku.
Na to kuratorium się nie zgodziło, a zażalenie na tę decyzje odrzuciło ministerstwo edukacji.
Urzędnicy wpadli na pomysł, by uczniowie z Biskupic przenieśli się do Zespołu Szkół w Sadowie. Jak mówi wójt gminy Marzena Urban-Żelazowska, w tamtej szkole koszt roczny utrzymania ucznia wynosi 6 tys. złotych. W Biskupicach to 20 tys. złotych, czyli ponad trzy razy tyle.
Szkoła stoi pusta
- Dzięki i mądrości i wyrozumiałości rodziców i nauczycielu doszliśmy do porozumienia. Rodzice zaakceptowali propozycję przeniesienia dzieci – mówi wójt.
We wrześniu ub. roku do szkoły w Biskupicach nie poszedł już żaden uczeń. Nie ma w niej też nauczycieli. Rada gminy podjęła więc kolejną uchwałę o zamiarze likwidacji szkoły. Tymczasem kuratorium dalej na likwidację nie chce się zgodzić.
- Mamy na uwadze dobro dzieci. Jak sprawdziliśmy w wykazie, dzieci urodzonych 2011 w obwodzie tej szkoły było osiem, wiec to nie była taka mała szkoła, by należało ja likwidować. Reagowaliśmy na skargi rodziców – tłumaczy Kazimierz Mądzik, świętokrzyski kurator oświaty. Dodaje, że niektóre dzieci muszą dojeżdżać do szkoły w Sadowiu nawet 11 km, co w jego przekonaniu może stanowić problem.
Tymczasem gmina cały czas ponosi koszty ogrzewania pustej szkoły w Biskupicach. I tak będzie przez rok.
- Jeśli okaże się, że po ustaleniu nowej sieci szkół i umieszczeniu placówki w obwodzie, rodzice nie poślą do niej dzieci, wyrazimy zgodę na likwidację. Dla nas też jest to nielogiczne – mówi Mądzik i dodaje, że nie mieli żadnych sygnałów ani oświadczeń od rodziców o tym, że nie chcą by ich dzieci uczęszczały do placówki w Biskupicach.
- Przez jeden rok rzeczywiście szkoła będzie funkcjonować teoretycznie ale to nie nasza wina, bo patrzmy na dobro dziecka, a nie rachunek ekonomiczny – dodaje.
"Nie było warunków"
- Scentralizowanie nauki w Sadowiu jest dla uczniów bardzo dobre. W Biskupicach nie było sali gimnastycznej, uczniowie nie odpowiednich warunków – zaznacza Marzena Urban-Żelazowska. Wójt dodaje, że do ministerstwa edukacji złożono kolejne zażalenie na odmowę likwidacji szkoły przez kuratorium
- Dalej nie ma odpowiedzi od MEN, a my mamy podjąć uchwały w kontekście sieci szkół – zaznacza wójt.
Jadwiga Łapa, nauczycielka z 35-letnim stażem swoją karierę zaczynała w szkole w Biskupicach, później przeniosła się do Zespołu Szkół w Sadowiu. Teraz jest na emeryturze. W rozmowie z TVN24 tłumaczy, że decyzja o przeniesieniu uczniów to tylko i wyłącznie decyzja rodziców i ich dzieci. - Uważam ze tutaj dzieci czują się dobre, zaaklimatyzowały się. To jest dziwne ze pan kurator nie dogadał się z panią wójt, władzami gminy i panią dyrektor - mówi.
Jak dodaje, żaden z nauczycieli nie stracił pracy.
- Dwóch nauczycieli z Sadowia odeszło: jedna osoba na emeryturę, a druga na pomostówki nauczycielskie. Pozostałe zostały przeniesione. Od nas cztery osoby odeszły z pracy na emeryturę – tłumaczy. - Dla mnie to chore: jak może być szkoła, skoro nie ma dzieci? – pyta pani Jadwiga.
Autor: mmw / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków