Potrącona sarna przez 10 godzin konała przy drodze. "Znieczulica"

Przez prawie 10 godzin przy drodze powiatowej konała sarna. Sprawę opisali inspektorzy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, którzy szukali pomocy na policji i w urzędzie gminy. Bezskutecznie. Okazało się, że firma, która w powiecie zajmuje się takimi interwencjami, na miejsce po prostu nie przyjechała. Umowa z nią ma zostać rozwiązana.

Wstrząsającą historię opisali inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa nad Zwierzętami na swoim profilu na jednym z portali społecznościowych. W czwartek zostali zaalarmowani przez mieszkańca Olszowic, że przy drodze leży potrącona sarna. Mężczyzna twierdził, że dzwonił już do urzędu gminy Świątniki Górne, na policję i do wójta, jednak został odesłany.

- A sarna kona… w tym upale. No nic, chcąc nie chcąc nasz pracownik cofnął się z drogi i zaczyna dzwonić – piszą inspektorzy.

"Leży od 7 godzin"

Najpierw skontaktowali się z policją. Wtedy dyżurny miał stwierdzić, że sarna leży przy drodze nie od 3 godzin, jak wcześniej wskazywał świadek, a od 7. Miał dodać, że dwukrotnie z urzędem gminy się już kontaktowali.

- Nasza pracownica, nadal naciska, próbuje odwołać się do sumienia policjanta, mówiąc, że przecież to biedne zwierzę tam na tym prawie 40-stopniowym upale kona od ponad 8 godzin. A pan policjant jej na to, że on to wszystko rozumie, ale jeśli oni wezwali by weterynarza, to oni by musieli za to zapłacić – relacjonują inspektorzy. Funkcjonariusz miał też stwierdzić, że sarną zająć powinna się gmina.

Po godzinie okazało się, że na miejsce pojechała policja i stwierdziła jedynie, że sprawę ponownie zgłoszą do dyżurnego.

Charytatywnie nie przyjmą

Inspektorzy twierdzą też, że kontaktowali się z leśnym pogotowiem w Miłkowie, tam jednak mieli zostać poinformowani, że "nikt charytatywnie zwierzęcia nie przyjmie".

Ostatecznie po 10 godzinach na miejsce przyjechał weterynarz, a sarna została zabrana. Inspektorzy za to, że do takiej sytuacji doszło, obwiniają gminę.

Jednak, jak powiedziała nam pełnomocnik burmistrza Wanda Kułaj, to nie oni zajmują się rannymi zwierzętami. – Nasz pracownik, jak tylko został poinformowany o sytuacji, zaalarmował Zarząd Dróg Powiatu Krakowskiego, który ma obowiązek interweniowania w takich sytuacjach. Poinformowała też firmę zewnętrzną, która ma umowę na takie interwencje - tłumaczy i dodaje, że pracownik gminy po poinformowaniu tych jednostek uznał, że sprawa zostanie załatwiona.

- Zarządca drogi i wykonawca nie poinformowali nas, że nie pojadą do tego zwierzęcia. Gdybyśmy tylko o tym wiedzieli, to natychmiast zareagowalibyśmy. To nasz pracownik ostatecznie zabrał sarnę – mówi Kułaj i podkreśla: "to nie powinno mieć miejsca".

I rzeczywiście, dyrektor zarządu dróg Marian Paszcza w rozmowie z nami przyznaje, że firma, z którą mają podpisaną umowę, nie wywiązała się z zadania. – Chcemy jak najszybciej rozwiązać z nimi umowę – zapewnia.

Niestety, sarny nie udało się uratować. Została uśpiona.

- Gdyby ktoś zareagował wcześniej, to zwierze miałoby szansę przeżyć. To świadczy o ogromnej znieczulicy wszystkich tych instytucji - komentują inspektorzy. Ich zdaniem po części winna jest też policja, która sprawę zignorowała i gmina, która nie upewniła się, że problem został rozwiązany.

Autor: mmw/gp / Źródło: TVN24 Kraków

Czytaj także: