Kompletnie pijany kierowca wjechał w przystanek autobusowy. Jedna osoba zginęła, cztery zostały ranne. Obrońca apeluje o łagodny wymiar kary, prokurator chce 14 lat więzienia.
Wyrok w procesie Roberta C. Sąd Okręgowy w Kielcach wyda 2 października.
Do wypadku doszło w listopadzie zeszłego roku. Kierujący BMW 52-letni mieszkaniec Kielc zjechał wówczas w stronę zatoki autobusowej i uderzył w przystanek. Rannych zostało pięć osób. Jedna z nich, 77-letnia kobieta, w wyniku odniesionych obrażeń zmarła w szpitalu. Pierwsze badanie wykazało, że kierowca miał ponad 3 promile alkoholu w wydychanym powietrzu.
Prokuratura zarzuca mężczyźnie "sprowadzenie w stanie nietrzeźwości katastrofy w ruchu lądowym z następstwem w postaci śmierci jednej osoby i kierowanie pojazdem mechanicznym w ruchu lądowym w stanie nietrzeźwości".
Chciał „sprawdzić samochód”
Robert C. zeznał, że przed zdarzeniem spożywał alkohol oraz zażywał silne leki uspokajające.
- Samochód był po naprawie i chciałem go sprawdzić. Byłem ciekawy, jak się sprawuje po naprawie. (…) Jadąc ulicą Grunwaldzką nie miałem żadnych problemów, nie patrzyłem na licznik, ale mogłem jechać około 60, 70 km/h – zeznał wówczas mężczyzna.
W trakcie rozprawy, która ruszyła w połowie sierpnia, Robert C. przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i odmówił składania wyjaśnień. Wyraził skruchę, tłumacząc, że "bardzo żałuje tego, co się stało. Chciałbym przeprosić wszystkich, którzy ucierpieli. Nie cofnę czasu" – powiedział oskarżony.
Zeznania policjanta
W procesie sąd przesłuchał ośmiu świadków. Jednym z nich był policjant, który przyjechał na miejsce wypadku.
- Kiedy przyjechaliśmy, oskarżony stał przy drzwiach wejściowych do samochodu od strony kierowcy. Ludzie krzyczeli, że to on kierował autem. (…) Rozpytywaliśmy go, jak to się stało, stwierdził, że chciał sobie „przygazować” samochód. Przyznawał, że to on kierował samochodem i oprócz niego w aucie znajdowali się też inni pasażerowie – zeznał świadek. Dodał, że później do mężczyzny zaczęło dochodzić to, co zrobił i zaczął przepraszać.
Obrońca chce łagodnej kary
W poniedziałek, podczas mów końcowych, prokurator Michał Zatoński podkreślił, że z zeznań świadków wynika, że wypadek zostawił u nich dużą traumę. I argumentował, że nie był to zwykły wypadek, tylko katastrofa, w której zginął człowiek. Wniósł o wymierzenie oskarżonemu 14 lat więzienia, dożywotni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych, wypłacenie co najmniej 10 tys. zł nawiązki pokrzywdzonym oraz przekazanie 8 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej.
Obrońca Roberta C. prosił o łagodny wymiar kary, tłumacząc, że oskarżony zdaje sobie sprawę z popełnionego czynu, o czym świadczy to, że w trakcie procesu mężczyzna przeprosił wszystkie pokrzywdzone osoby.
Autor: wini/ao / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24