Tysiące śniętych ryb znaleźli wędkarze po awarii prywatnej elektrowni wodnej na rzece Dunajec w Ostrowie pod Tarnowem (Małopolskie). Wody Polskie zapowiedziały zawiadomienie prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Interwencję podjęła też jedna z posłanek.
W niedzielę służby zostały wezwane przez wędkarzy nad rzekę Dunajec w podtarnowskim Ostrowie. Według różnych relacji lustro wody przy prywatnej małej elektrowni wodnej miało obniżyć się od jednego do nawet trzech metrów, pozbawiając tlenu tysiące ryb. Ile dokładnie? Tego nie wiedzą na razie ani Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Krakowie, ani Wody Polskie, ani policja.
Czytaj też: Rzeka była mętna. Odnaleziono śnięte ryby
Ryby miały zostać zabezpieczone przez pracowników elektrowni
- Przyjechałem tam w niedzielę około godziny 18 i zastałem pracowników elektrowni, pakujących ryby do worków - powiedział nam wędkarz Piotr Stolarz.
- W większości był to kleń, ale też karaś, płoć, certy, świnki, trochę okoni i karpi. Znaleźliśmy także kilka okazów kozy. To chroniony gatunek - poinformował tvn24.pl Krzysztof Zakrzewski z tarnowskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego.
Piotr Stolarz twierdzi, że woda opadła po zrzucie o około trzy metry. - Łatwo było to zauważyć, bo filary i brzeg były mokre - podkreślił. Ryby miały zostać zabezpieczone przez pracowników elektrowni.
Według relacji Krzysztofa Zakrzewskiego zrzut trwał od czwartku. - W piątek pracownicy elektrowni przeszli brzegami, żadnych ryb nie widzieli. Natomiast w niedzielę po godzinie 14 wędkarz powiedział mi, że są tam śnięte ryby. Wsiadłem w samochód i pojechałem na miejsce, dzwoniąc jeszcze do elektrowni, by spytać, czy coś wiedzą. Dostałem informację, że nie mają takiej wiedzy. Przyjechało dwóch pracowników, zaczęli te ryby, których było na oko 200-300 kilogramów, zbierać do worków - powiedział nam przedstawiciel PZW.
W nocy ryby zniknęły
- Po 18 byłem już w domu. Później wędkarze zaczęli znajdować kolejne ryby - zaznaczył Krzysztof Zakrzewski. - Znaleźliśmy je około dwóch kilometrów od elektrowni, były ich tysiące. Katastrofa. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem - stwierdził w rozmowie z tvn24.pl pan Robert, jeden z wędkarzy, którzy w niedzielny wieczór przeszukiwali koryto Dunajca.
Wędkarze wezwali na miejsce policjantów, jednak dopiero w poniedziałek na miejsce mieli przyjechać specjaliści, którzy oceniliby skalę dewastacji przyrodniczej. - Jednak rano tych ryb, które były tam jeszcze wczoraj wieczorem, już nie było. Zostały zabrane przez pracowników elektrowni - stwierdził pan Robert, na dowód pokazując zdjęcia wykonane po zmroku.
Żaden z naszych rozmówców nie potrafił wyjaśnić, gdzie w nocy podziały się ryby, które jeszcze wieczorem znaleźli wędkarze.
Wody Polskie zawiadamiają prokuraturę
Czynności w tej sprawie prowadzi policja. - Według zgłoszenia doszło do awarii elektrowni, co poskutkowało niekontrolowanym zrzutem wody. W efekcie ryby pływające w miejscach, z których odpłynęła woda, znalazły się w pułapce - powiedział nam aspirant sztabowy Paweł Klimek, oficer prasowy tarnowskiej policji.
Czytaj też: Rozkopali brzegi starej Wisły, wyciągnęli z wody drzewa. Miejska spółka ma naprawić szkody
Magdalena Gala, rzeczniczka prasowa Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie, podkreśliła w rozmowie z tvn24.pl, że Wody Polskie nie zostały poinformowane przez właściciela elektrowni o "awarii ani o remoncie piętrzenia na potrzeby produkcji energii". Urzędnicy mieli dowiedzieć się o sprawie dzięki wędkarzom.
- Dziś złożymy zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa - zadeklarowała w poniedziałek po południu Gala. Nie odpowiedziała jednak na pytanie, czego dokładnie to zawiadomienie będzie dotyczyć.
Gala wyjaśniła, że co do zasady zrzuty wody reguluje udzielone elektrowni pozwolenie wodnoprawne. - Jednak jeśli prawdą jest to, że lustro wody obniżyło się o pół metra czy metr, to na pewno takie wahania wody nie są dozwolone. To wszystko będzie sprawdzone i wyjaśnione - zadeklarowała rzeczniczka RZGW w Krakowie.
Na miejscu byli też inspektorzy WIOŚ, którzy pobrali próbki wody - najprawdopodobniej nie wykażą one niczego niepokojącego, bo powodem śnięcia ryb był, według dotychczasowych ustaleń, brak tlenu.
Prezes elektrowni o awarii, interwencja posłanki
Krzysztof Pociecha, prezes Małej Elektrowni Wodnej Ostrów - w rozmowie z tvn24.pl potwierdził, że doszło do "awarii powłoki jazowej". Podkreślił, że było to zdarzenie "nieprzewidziane".
- Pomiędzy blokiem elektrowni a jazem jest dylatacja. Niestety, blok elektrowni jest dużo cięższy od jazu, więc budynek prawdopodobnie "usiadł". Każdy budynek pracuje. Do tego doszło do skruszenia betonu z powodu kurczenia się przy niskich temperaturach i do przerwania rur, a w efekcie do wycieku. Szukaliśmy jego źródła przez dwa ostatnie tygodnie, a od czwartku prowadziliśmy naprawę - wyjaśnił prezes, dodając, że na czas prac konieczne było opuszczenie spiętrzenia wody.
Prezes spółki stwierdził też, wbrew stanowisku Wód Polskich, że powiadamiał Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej o awarii. - W dniu, w którym spuszczaliśmy awaryjnie wodę, byli u nas przedstawiciele Wód Polskich. Informowaliśmy, że mamy awarię powłoki jazu, którą musimy naprawić, a z tego tytułu musimy przez co najmniej 24 godziny spuszczać wodę. Dziwię się stanowisku RZGW, które mówi o zawiadomieniu do prokuratury. Faktycznie może nie dokonałem należytej staranności, bo nie wysłałem oficjalnego pisma, ale mówiłem o tym przecież osobiście pracownikom Wód Polskich - dodał szef MEW Ostrów.
Krzysztof Pociecha podkreślił, że martwe ryby zostały zabezpieczone przez pracowników elektrowni. - Kazałem spakować je do worków i kontenerów. We wtorek ma przyjechać specjalna komisja, która ma się im przyjrzy - powiedział nam prezes spółki. Dodał, że "na oko tych ryb jest około 600-800 kilogramów". - Te, które jeszcze żyły, pracownicy wrzucali z powrotem do wody - zaznaczył Pociecha. Podkreślił, że śnięte ryby znajdowały się dość daleko od elektrowni, w miejscu, w którym brzegi są nieuregulowane.
O sprawę spytaliśmy również Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Krakowie, jednak rzeczniczka tej instytucji poinformowała nas, że RDOŚ nie otrzymał jak dotąd w tej sprawie zgłoszenia.
W sprawie zdarzenia interwencję podjęła posłanka Daria Gosek-Popiołek z Koalicyjnego Klubu Parlamentarnego Lewicy. Wiceszefowa sejmowej komisji ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa zwróciła się do Wód Polskich, RDOŚ i policji z pytaniami. - Ktoś próbował "zmniejszyć" rozmiar szkody w środowisku, pod osłoną nocy usuwając i wywożąc martwe ryby. Pytanie, na które chciałabym znać odpowiedź, brzmi: kto jest odpowiedzialny za tę katastrofę i komu zależało na jej ukryciu? - stwierdziła posłanka.
RDOŚ zgodził się na elektrownię wbrew protestom
Mała elektrownia wodna w Ostrowie to konstrukcja zupełnie nowa - została otwarta wiosną tego roku. Jak czytamy w "Gazecie Krakowskiej", jej moc to 2,1 MWh, a produkowana energia jest sprzedawana firmie Tauron.
Przeciwko inwestycji protestowali ekolodzy, którzy obawiali się, że jej wpływ na środowisko będzie katastrofalny - szczególnie dla ryb. Dlatego aktywiści zgłosili sprawę do RDOŚ, jednak gdy regionalna dyrekcja przeprowadzała swoje analizy, budowa elektrowni trwała w najlepsze. Ostatecznie, mimo poważnych wątpliwości, urząd nie wstrzymał inwestycji.
Decyzja RDOŚ była zwyczajnie mniejszym złem. - Procedury administracyjne odwołania, postępowania sądowe trwałyby latami. Inwestor prawdopodobnie nadal działałby w terenie, ponieważ inwestycje już rozpoczął. Skutek dla środowiska byłby też bardzo negatywny - przekonywała w marcu w rozmowie z Radiem Kraków rzeczniczka RDOŚ w Krakowie Ada Słodkowska-Łabuzek.
Zgoda na budowę, którą posługiwał się inwestor, została wydana około 20 lat temu. W okolicy nie było wówczas obszaru Natura 2000, który obowiązuje obecnie.
Tymczasem działacze Towarzystwa na rzecz Ziemi twierdzą, że elektrownia na Dunajcu "zagraża chronionemu tu boleniowi, brzance i głowaczowi białopłetwemu, a także pionierskiej roślinności na kamieńcach górskich potoków". "Na żadnym etapie żadnego postępowania nie rozważano nawet potencjalnego wpływu przedsięwzięcia na obszary Natura 2000" - krytykowali aktywiści w 2022 roku, gdy inwestycja w Ostrowie się rozpoczynała.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Robert