- Przyjeżdżałem tutaj czasami. Chciałem pomóc, po prostu umyć ją - opowiada reporterom "Uwaga!" TVN kuzyn niepełnosprawnej 24-latki, która przez wiele miesięcy była przetrzymywana w stajni w skrajnie złych warunkach.
Mężczyzna, który poinformował o losie dziewczyny i wezwał pogotowie, dopiero teraz zdecydował się opowiedzieć więcej o dramacie 24-latki.
Jak mówi, zanim trafiła do stajni mieszkała w sąsiednim budynku wraz z matką, ciotką i jej rodziną. Mężczyzna wyznaje, że w domu panował wieczny konflikt. - Awantura była tam zawsze. Chodziło o mycie się. Ciotka się nie chciała myć. Ona była wrogo nastawiona do wszystkich - dodaje.
- Jej ojca nigdy nie widziałem - dodaje.
Sąsiedzi nie mają wątpliwości, że do tragedii doszło z powodu zaniedbań osób z rodziny Anety. - Oni tam wszyscy winni. Tak doprowadzili dziewuchę - mówią anonimowi sąsiedzi.
- Dawniej jeździła normalnie na rowerze ta dziewczyna. Każdy myślał, że oni ją gdzieś zabrali, a ona niezabrana była, tylko tam, w tej stajni - opowiadają.
"Najpierw siedziała na wiadrze"
Podinsp. Mariusz Ciarka z małopolskiej policji opowiada, że dziewczyna od kilku miesięcy nie była myta i przebierana.
– Matka usadziła własną córkę na wiaderku i ta siedziała na nim cały czas, załatwiając także swoje potrzeby fizjologiczne. Po pewnym czasie jeden z członków rodziny skonstruował fotel z dziurą, pod którą było umiejscowione wiaderko. Dziewczyna przeniosła się z wiaderka na fotel - opowiada.
24-latka na początku grudnia przeszła operację. - Dziewczyna nie ma w tej chwili całego prawego pośladka i głównej części uda - informuje jeden z lekarzy.
Matka usłyszała zarzuty
Z ustaleń policji i zeznań rodziny wynika, że do takiego stanu doprowadziła dziewczynę matka.
Kobieta usłyszała już trzy zarzuty: znęcania się nad członkiem rodziny, narażenia córki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi jej za to do 10 lat więzienia.
Prokuratura zainteresuje się ośrodkiem pomocy
Prokuratura prześwietli także prace Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, pod którego opieką były obie kobiety. - Prokuratura zbada, czy pracownicy instytucji, która ma nieść pomoc, faktycznie nie naruszyły przepisów prawa karnego - poinformowała rzeczniczka tarnowskiej prokuratury Elżbieta Potoczek-Bara.
- Ośrodek był informowany o sytuacji kobiet - dodała.
- Odwiedzaliśmy ten dom ostatnio w 2012 roku - mówi jedna z pracownic pomocy społecznej. - Żadnych zastrzeżeń wówczas nie było. Kobiety były w dobrym stanie - dodaje.
Jak informują reporterzy "Uwagi", później ośrodkowi wystarczały słowne zapewnienia ciotki 24-latki, że w ich sprawie wszystko jest w porządku.
- Opieka nigdy się nas o nic nie pytała - mówią sąsiedzi kobiet. - Nigdy nie chodzimy po sąsiadach. Oni zawsze szukają sensacji - bronią się pracownicy opieki i dodają: - Nie poczuwamy się do odpowiedzialności.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
24-latkę znaleziono w Buczkowie niedaleko Bochni (woj. małopolskie):
Autor: ps/par / Źródło: TVN24 Kraków / Uwaga! TVN