Opony, kable i meble, ale też zużyty olej samochodowy czy kleje – tym wszystkim zasypana jest ruina hotelu i stacji benzynowej przy budowanej trasie S7 w Krakowie. Dzikie wysypisko odpadów przy Ujastku Mogilskim straszy każdego, kto przejeżdża ruchliwą trasą, łączącą największą dzielnicę Krakowa z autostradą A4. Właściciela nie ma, a urzędnicy rozkładają ręce. Tymczasem strażacy tylko przez sześć ostatnich lat gasili tam 12 pożarów. – To miejsce może stać się bombą ekologiczną – przestrzega prof. Mariusz Czop, specjalista z zakresu ochrony środowiska.
Ujastek Mogilski to okno na świat dla okolic krakowskiego Kombinatu. Dostaniemy się stamtąd na autostradę A4, a w okolicy budowana jest droga ekspresowa S7. Przez Ujastek dotrzemy też w popularne miejsce spacerów – Kopiec Wandy, a 500 metrów dalej – do gruntownie wyremontowanego XIX-wiecznego fortu "Mogiła", należącego do austro-węgierskiego kompleksu Twierdza Kraków.
Niedaleko widok zmienia się diametralnie. Odrapane ściany z ogołoconą cegłą pną się nad usiłujący zasłonić szkaradę rząd iglaków. Wokół pobojowisko – sterty zderzaków, piramidy mebli, stosy opon, kopce worków pełnych śmieci. Wśród nich – zbiorniki, drzwi, bębny z pralek, gruz. Najbardziej upiorny widok gwarantuje głowa lalki.
Cały czas dochodzą kolejne śmieci, bo leżący od lat odłogiem teren przyciąga tych, którzy chcą bez problemu pozbyć się odpadów, na przykład po remontach.
Kiedyś przy Ujastku Mogilskim stał trzygwiazdkowy hotel z restauracją i przylegającą do budynku stacją paliw z myjnią. W niewysokim budynku mieściło się 17 pokoi i sala konferencyjna.
Historię upadku hotelu znają nieliczni. Na historycznych zdjęciach widać, że w 2011 roku hotel przyjmował gości, działała też stacja benzynowa.
W 2013 roku obiekt wciąż wyglądał na zadbany. Wiosną na stronie hotelu pojawiały się wpisy z poradami dla nowożeńców, zachęcające do zorganizowania wesela przy Ujastku. Rok później internetową witrynę hotelu zastąpił ukraińskojęzyczny serwis poświęcony projektowaniu wnętrz.
Prawdopodobnie właśnie w tym okresie budynek został opuszczony. Mówi się, że właściciel hotelu popadł w długi. Potem zmarł, a biznes porzucili jego wspólnicy i rodzina.
Zniszczony hotel w Nowej Hucie. Płonął wiele razy
W kolejnych latach hotel-widmo stał się poligonem wandali, a jego wyposażenie – łatwym łupem dla złodziei. Ci pierwsi rozbili okna i wyrwali ceramikę. Po wizycie tych drugich, z budynku zniknęły meble, elektronika i wszystko inne, co tylko dało się unieść.
W 2017 roku to, co z zajazdu pozostało, strawił pożar. - Budynek od lat jest opuszczony, są same gołe ściany. W środku zapaliły się najprawdopodobniej śmieci nanoszone tam przez różnych ludzi – mówił w 2017 roku "Gazecie Krakowskiej" dyżurny krakowskiej straży pożarnej.
Tylko od 2018 do końca 2023 roku dzikie wysypisko płonęło kolejne 12 razy. Najczęściej były to niewielkie pożary, ale ten, który miał miejsce w czerwcu ubiegłego roku, osiągnął wyjątkowo duże rozmiary. Dym było widać z drugiego końca Krakowa. Paliły się głównie opony.
Szkielet napisu "Hotel" z trzema gwiazdkami i logo stał jeszcze po tym pierwszym pożarze przez kilka lat na dachu spalonego budynku. Z czasem zniknął również on. Jedyne, czego przybywało, to śmieci i pseudograffiti na murach.
- Są tam przeróżne odpady, ale najwięcej odpadów budowlanych i samochodowych oraz zdemontowane elementy AGD, w tym plastiki, styropian, gruz, płytki, kleje, farby. Są też smary, oleje w kanistrach. Niektóre z tych substancji są niebezpieczne. Zbiorniki, w których były przechowywane, są nieszczelne, to wszystko wypłukuje deszcz. Cześć terenu jest pokryta popiołem z niedawnego pożaru. Toksyny dostają się do gruntu i wód podziemnych – tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl dr hab. Mariusz Czop, hydrobiolog i specjalista z zakresu ochrony środowiska z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
Nikt nie kontroluje tego, co jest zwożone na dzikie wysypisko. Nie ma tam co prawda mauzerów i beczek pełnych niebezpiecznych substancji – ale to pewnie kwestia czasu, gdy ktoś wpadnie na pomysł składowania tam nawet takich odpadów. – To miejsce może stać się bombą ekologiczną – ocenia prof. Czop.
Z kontroli nic nie wyniknęło
Policjanci doskonale znają ruderę przy Ujastku Mogilskim, ale - jak twierdzą - niewiele mogli w tej sprawie zrobić.
– W ciągu ostatnich pięciu lat podejmowane były tam interwencje, jednak ze względu na to, że jest problem z prawem własności tego terenu, nie było możliwości ukarania zarządcy bądź skierowania do sądu wniosku o jego ukaranie – przyznała w odpowiedzi na pytania tvn24.pl Anna Wolak-Gromala z zespołu prasowego krakowskiej policji.
Na podobne trudności z właścicielem terenu natrafili inspektorzy ochrony środowiska. Rzeczniczka Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Krakowie Magdalena Gala poinformowała nas, że sprawa nielegalnego gromadzenia odpadów na terenie opuszczonego hotelu po raz pierwszy wpłynęła do tej instytucji w czerwcu 2020 roku. Wówczas WIOŚ przekazał sprawę prezydentowi Krakowa, który - według inspektorów - powinien zająć się uprzątnięciem terenu.
Na teren zrujnowanego hotelu inspektorzy WIOŚ weszli ponownie w 2022 roku, kiedy zauważyli zupełnie przypadkiem, przejeżdżając akurat obok, piętrzące się śmieci. O sprawie znów powiadomili prezydenta Krakowa. Podobna kontrola - i kolejna prośba o reakcję władz miasta - miała miejsce w roku 2023.
Na początku czerwca bieżącego roku - już po wielkim pożarze składowiska odpadów niebezpiecznych w Siemianowicach Śląskich - inspektorzy krakowskiego WIOŚ weszli po raz kolejny na teren zrujnowanego hotelu. Musieli, bo wojewoda małopolski i Główny Inspektor Ochrony Środowiska, przyparci do muru przez potężną akcję gaśniczą na Śląsku, wydali polecenie monitorowania miejsc nielegalnego gromadzenia odpadów. Zaskoczenia znów nie było: inspektorzy natknęli się na części samochodowe, kable, gruz, meble i inne śmieci. Stwierdzili jedynie, że ilość odpadów zwiększyła się od czasu ostatnich oględzin.
- W związku powyższym zwrócono się ponownie do prezydenta miasta Krakowa o podjęcie pilnych działań w celu doprowadzenia do usunięcia tych odpadów z miejsca na ten cel nieprzeznaczonego - przekazała nam Magdalena Gala z krakowskiego WIOŚ.
- Sprawa tej ruiny powinna być już dawno zakończona. Instytucje od lat przerzucają się kompetencjami, a tymczasem budowana tuż obok droga S7 jest na ukończeniu. Gdy będzie przejezdna, widok zniszczonego hotelu będzie witał wszystkich przyjezdnych. Nie mówiąc o tym, że śmieci psują widok z pobliskiego kopca Wandy – mówi nam Edward Porębski, miejski radny z PiS, który kilkukrotnie wysyłał do prezydenta miasta interpelacje w sprawie zrujnowanego zajazdu.
Z kolei wiceprzewodniczący rady dzielnicy Nowa Huta Sebastian Piekarek (Koalicja Obywatelska) zwraca uwagę, że tuż przy ruinie ma w przyszłości przebiegać nowa ścieżka rowerowa. - Tym bardziej miasto powinno to uporządkować. Jako radni dzielnicy, mieszkańcy, mamy skrępowane ręce. Jedyne, co możemy zrobić, to zgłaszać sprawę do Wydziału Kształtowania Środowiska - mówi Piekarek.
Miasto jednak konsekwentnie wyjaśnia, że z dzikim wysypiskiem nic nie może zrobić. Dlaczego? Jak w statusie związku: to skomplikowane.
Walka z wiatrakami
Działki, na których leży dawny hotel, należą do Skarbu Państwa. Ich użytkownikiem wieczystym była do niedawna prywatna firma Arwena 2. Spółkę traktuje się de facto jak właściciela nieruchomości. Przynajmniej do czasu wygaśnięcia prawa do użytkowania wieczystego. Problem w tym, że nastąpi to dopiero w 2089 roku.
Teraz użytkownikiem wieczystym - niemalże właścicielem - nieruchomości są osoby fizyczne. Zadecydował o tym sąd. Kto dokładnie? Tego urząd w odpowiedzi na nasze pytania nie zdradza. Wskazuje jednak, że to zawiła sytuacja prawna Arweny 2 przyczyniła się do tego, że problem od lat pozostaje nierozwiązany.
Historia urzędowych postępowań, decyzji administracyjnych, rozmaitych pism, kar i kontroli zapełniłaby grube tomy akt. Historię piszą jednak zwycięzcy, a miasto i państwowe instytucje okazały się w starciu z gołymi ścianami wielkimi przegranymi. Słabość władzy najlepiej unaocznia fakt, że zarząd spółki zawiadującej do niedawna dzikim wysypiskiem nie musiał z nią nawet walczyć. Bo go nie ma.
W spółce Arwena 2 od dłuższego nie ma prezesa ani innych organów, które mogłyby za nią odpowiadać. Dlatego sąd ustanowił kuratora, który jeszcze w lipcu ma wystąpić do sądu o likwidację spółki.
Przyjrzyjmy się więc temu, co w sprawie odpadów zrobiło miasto. W lipcu 2020 roku miejscy urzędnicy wysyłali firmie odpowiadającej za ruinę hotelu wezwanie do usunięcia odpadów. Spółka nie odbierała jednak listów, a hałdy śmieci nie zniknęły, więc w marcu 2021 roku miasto wydało nakaz usunięcia zalegających odpadów. Z firmy znów nie było odzewu, więc przez kolejny rok urzędnicy nałożyli na spółkę dwie grzywny. Dokumenty - w tym kary - odbijały się w dalszym ciągu od drzwi warszawskiego lokalu, w którym zarejestrowana była Arwena.
W 2022 roku miejscy urzędnicy dowiedzieli się, że spółka, do której kierują pisma, nie ma żadnych organów, które by ją reprezentowały. Prezes spółki - jedyny członek zarządu - zmarł. Z kolei jego wspólnik, warszawska firma "AG", zawiesił w 2019 roku działalność gospodarczą. Miasto wysyłało pisma w próżnię. Dlatego urzędnicy całkowicie zawiesili postępowanie, które miało zmusić prywatny podmiot do posprzątania terenu.
W odpowiedzi na interpelację radnego Porębskiego w kwietniu 2023 roku prezydent Krakowa poinformował, że po ustanowieniu dla spółki kuratora "będzie możliwe podjęcie postępowania egzekucyjnego", które ma na celu uprzątnięcie odpadów.
Kurator został ustanowiony trzy miesiące po tym piśmie - w lipcu. Rok później, gdy pytamy o sprawę, Dominika Jaźwiecka z biura prasowego magistratu odpowiada jednak, że postępowanie wciąż jest zawieszone, bo... spółka nie posiada zarządu, "co skutkuje brakiem możliwości podjęcia tego postępowania, a w konsekwencji egzekwowania usunięcia zalegających tam odpadów".
Będzie rozbiórka?
Tyle odpady. A co ze ścianami hotelu, pozostałościami myjni i szkieletem stacji paliw? Zacznijmy od ziemi - a właściwie tego, co pod nią.
Profesor Mariusz Czop z AGH podkreśla, że pod dystrybutorami stacji benzynowej mieszczą się zbiorniki na paliwo. - Nikt nawet nie sprawdził, czy tam nie ma jakichś niebezpiecznych cieczy lub zanieczyszczeń. Mało tego, nikt nie pilnuje, żeby stos śmieci się nie powiększał. Byłem tam kilka razy w krótkim odstępie czasu i niestety widać było, że ludzie dowozili nowe worki i wyrzucali je, gdzie im wygodnie - mówi Czop.
Włazy studzienek i "otwory technologiczne" stacji paliw - informował prezydent miasta w odpowiedzi na interpelację radnego Edwarda Porębskiego - zostały zabezpieczone w 2018 roku.
"Zabezpieczenie" najlepiej jednak ubrać w cudzysłów, bo otwory zakryto betonowymi płytami, które zostały przez wandali przesunięte - tak, że teraz można spokojnie zajrzeć do środka.
Urzędniczą fikcją okazało się też rzekome zabezpieczenie budynku poprzez "budowę ogrodzenia". Od lat po blaszanym płocie nie ma śladu - zapewne został rozkradziony, tak jak każdy inny mniej lub bardziej wartościowy element.
10 lipca 2017 Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego – Powiat Grodzki (PINB-PG) nakazał użytkownikowi wieczystemu rozbiórkę spalonego i zdewastowanego przez wandali budynku i uporządkowanie terenu. Jako że spółka nie wykonywała tego zobowiązania, została na nią nałożona grzywna. To też nie poskutkowało.
Siedem lat po tej decyzji budynek stoi, a jego stan tylko się pogarsza, choć już wtedy PINB oceniał, że w takiej kondycji technicznej rudera jest niebezpieczna dla ludzi. Warto dodać, że nieraz w budynku szukają schronienia osoby bezdomne.
PINB próbował wyegzekwować od spółki rozbiórkę budynku i uprzątnięcie terenu, a gdy to okazało się niemożliwe, inspektorat planował samodzielnie podjąć się tego zadania. Tu jednak ponownie pojawiły się schody, bo urzędnicy musieliby wyburzyć hotel na koszt firmy. Ta z kolei zamiast majątku ma same długi. Dlatego w 2023 roku PINB szukał innych sposobów na sfinansowanie rozbiórki. Dotacji na ten cel mógłby udzielić na przykład wojewoda małopolski.
W odpowiedzi na nasze pytania PINB-PG informuje jednak, że cała sprawa właściwie... rusza od początku. "Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Krakowie – Powiat Grodzki prowadzi postępowanie administracyjne dotyczące stanu technicznego tego budynku. Może ono zakończyć się wydaniem decyzji o jego rozbiórce" - czytamy w odpowiedzi.
Jak to możliwe, że po siedmiu latach od wydania pierwszej decyzji o rozbiórce ruiny inspektorzy znów prowadzą postępowanie, które "może" zakończyć się decyzją o rozbiórce? Na to pytanie PINB do czasu publikacji artykułu nie odpowiedział.
Ponad 300 niebezpiecznych składowisk
Spytaliśmy krakowską prokuraturę, czy śledczy interesowali się sprawą nielegalnego wysypiska. Nieodpowiednie składowanie odpadów - takie, które na przykład zagraża środowisku lub bezpieczeństwu ludzi - to przestępstwo. Prokurator Mariusz Boroń z Prokuratury Okręgowej w Krakowie poinformował w odpowiedzi na nasze pytania, że śledczy prowadzili "postępowanie dotyczące spalenia odpadów i opon porzuconych w okolicy byłego hotelu JB".
"Ze względu na specyfikę przedmiotów biegły z zakresu pożarnictwa zaopiniował, że nie wystąpiły straty materialne. W związku z powyższym postępowanie zostało umorzone wobec stwierdzenia braku znamion czynu zabronionego" - przekazał prokurator.
Dzikich wysypisk jest w Polsce znacząco więcej, a służby i urzędy często przypominają sobie o nich dopiero wtedy, gdy dzieje się katastrofa. Wówczas w teren ruszają inspektorzy ochrony środowiska we wszystkich możliwych regionach, samorządowcy wykazują niespotykany zapał do pracy, śledczy idą na wojnę z mafią śmieciową. Sprawa ucicha, po jakimś czasie znów coś płonie. I tak koło się zamyka. A według GIOŚ samych składowisk niebezpiecznych jest w Polsce aż 311 (dane z czerwca bieżącego roku).
Lokalni radni i działacze mają nadzieję, że sprawa dzikiego wysypiska przy Ujastku Mogilskim nie zostanie zamieciona pod dywan - że rudera zostanie zburzona, a teren wokół niej uprzątnięty. Wtedy też możliwa będzie rozmowa o tym, jak można zagospodarować teren, znajdujący się tuż obok ruchliwych okolic nowohuckiego kombinatu.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Bartłomiej Plewnia, tvn24.pl