Powstała w 1930 roku, przetrwała nazistów, komunistów i przez lata kryła się na szpitalnym strychu. Bożonarodzeniowa szopka, odnaleziona przypadkiem podczas remontu dachu krakowskiego szpitala psychiatrycznego, została teraz wypełniona ceramicznymi figurkami, wykonanymi przez pacjentów. A ci - w ramach terapii - przygotowali też jasełka. - Było wiele momentów, w których to ratowało moją codzienność - mówi Anna, jedna z pacjentek.
Kiedy w domach trwa ubieranie choinki, po korytarzach psychiatrycznego szpitala im. Józefa Babińskiego w Krakowie niesie się wątpliwość: czy w wigilię podzielę się opłatkiem z najbliższymi?
Nie każdy może liczyć na przepustkę. Niektórzy są tu od długich miesięcy. Tęsknią. 85 godzin, które spędzili przez ostatnie miesiące nad przygotowywaniem figurek, kukiełek i przedstawienia jasełkowego, to dla nich ulubiony czas spędzony w placówce. 85 godzin prób i błędów, śmiechu i zwierzeń.
- Było wiele momentów, w których to ratowało moją codzienność - mówi Anna, jedna z pacjentek. I dodaje: - Było to odskocznią od codzienności, którą tutaj w szpitalu mamy. To zawsze dodawało otuchy, szczególnie kiedy miałam gorsze dni.
Dawniej chodzili z szopką od sali do sali
Z podstawy kobierzyńskiej szopki wystają cztery drążki. Przed wojną pacjenci Zakładu dla Umysłowo i Nerwowo Chorych w Kobierzynie - jak wówczas nazywał się krakowski szpital - podnosili ciężką konstrukcję i chodzili z nią od oddziału do oddziału, wystawiając z jej pomocą przedstawienie jasełkowe.
Na archiwalnych fotografiach widać przypominającą Bazylikę Mariacką szopkę, w której mieszczą się ubrane w tradycyjne krakowskie stroje lalki. Jedna z nich przedstawia prawdopodobnie Heroda, inna - rycerza, być może Hetmana. Niestety, nie został po nich ślad. Miniaturowy budynek opustoszał.
W czasie II wojny światowej do placówki weszli naziści, mordując na miejscu 30 pacjentów, a kolejne setki wywożąc do Auschwitz. Zginęło 565 chorych. Pod niemieckim zarządem wszystkie rozrywki, w tym przedstawienia, były w zakładzie zabronione.
Przypadkowe odkrycie na strychu. "Szybka akcja, bo panowie robią dach"
Wojnę przetrwali jednak twórcy szopki, którzy po 1946 roku - gdy placówkę przejęła Armia Czerwona - wrócili do pracy i dokonali renowacji dzieła. Przez kilka lat służyła pacjentom, jednak później - gdy komuniści ostrzej sprzeciwili się obchodzeniu religijnych zwyczajów - znów trafiła w kąt.
W wolnej Polsce szopka ponownie została odrestaurowana i przez chwilę jeszcze była wykorzystywana, ale szybko trafiła na strych jednego z budynków szpitala. Tam znaleziono ją zupełnym przypadkiem podczas remontu w 2016 roku. A wtedy, jak mówi rzecznik placówki Maciej Bóbr - "telefon, szybka akcja, bo panowie robią dach, więc trzeba było ją przenieść do szpitalnego teatru". Stamtąd szopka - już jako zabytek - trafiła do konserwacji, aby w końcu ponownie zawisnąć na ścianie teatru.
W 2022 roku - między innymi dzięki staraniom działającej przy szpitalu Fundacji Pomocy Chorym Psychicznie im. Tomasza Deca - pacjenci wykonali kilkadziesiąt zupełnie nowych ceramicznych figurek, które zdobią wnętrze szopki. Wiele z nich nawiązuje do krakowskich tradycji i legend. Pojawia się między innymi lajkonik i smok wawelski.
Figurka Iwo - jednego z pacjentów - miała przedstawiać wielbłąda, jednak, jak sam przyznaje, efekt bardziej przypomina słonika. - Nie do końca wiem, co to jest, ale świetnie się przy tym bawiłem - podkreśla. Ceramiczne dzieło sztuki pomalował później jego kolega Kamil.
- Glina, z której się te figurki lepi, daje trochę poczucia wolności. Mamy materiał, który przyjmuje ciepło naszych rąk. Nawet jak nam się początkowo coś nie uda, możemy to poprawić. To jest technika, która buduje poczucie, że "mogę lepiej". Po pierwsze, mogę zrobić coś fajnego, a po drugie, mogę to doskonalić. To jest też droga ku życiu po szpitalu, bo to doświadczenie można przenieść także na inne obszary - przekonuje rzecznik placówki.
Terapeutka: my mamy choinkę, a oni tęsknią za domem
Odnaleziona i odnowiona szopka stała się pretekstem do zaangażowania pacjentów w organizację jasełek - wzorem przedwojennej tradycji, przerwanej przez tragiczne wydarzenia II wojny światowej.
Kukiełkowe przedstawienie - przygotowane dla rodzin i dla innych pacjentów szpitala - było dla chorych przede wszystkim formą terapii. Jego finał w szpitalnym teatrze to efekt godzin pracy nad scenariuszem, tworzenia kukiełek i wyrażania emocji. To dzięki warsztatom niektórzy nie przerwali terapii, której porzucenie wcześniej rozważali. - Ta praca przy jasełkach jest dla nich bardzo trudna, bo w ogóle okres przedświąteczny jest dla nich bardzo trudny. My mamy gwiazdkę, mamy choinkę, a oni tęsknią za domem, nie mają przepustek - mówi muzykoterapeutka Dorota Bert.
Po aplauzie w szpitalnym teatrze dwie pacjentki dostrzegły na widowni swoich rodziców. Poszły się przywitać. Święta spędzą w szpitalu.
Na oddziale pacjenci stworzyli zespół. Wspólnota ma pomóc im czerpać radość ze świątecznego okresu. - Mówią do siebie na oddziale tymi tekstami (z jasełek - red.). Siłą rzeczy tworzy się taka fajna grupa, bardzo zżyta. Bardzo sobie pomagają, wspierają w tej pracy. Były momenty, w których jedna czy druga osoba chciała zrezygnować. Mówili: "nie, nie, tak nie może być! Jak ty odejdziesz, to przecież to wszystko nie ma sensu". I wtedy taka osoba zostawała. To jest chyba najpiękniejsze w tej pracy - podkreśla Bert.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24