Mężczyzna gonił samochodem w Bieszczadach watahę wilków. Kiedy bezmyślnego kierowcy zaczęło szukać nadleśnictwo, krakowianin przyznał się do wykroczenia.
Do zdarzenia doszło na początku grudnia. Naocznym świadkiem był fotograf przyrody Mateusz Matysiak, który od kilku dni śledził z aparatem watahę wilków przebywającą w okolicach Doliny Sanu. Całą sytuację opisał na jednym z portali społecznościowych.
Według niego w pewnym momencie w pobliże miejsca, z którego obserwował wilki, nadjechał samochód terenowy marki Jeep Grand Cherokee, w którym siedziała para turystów. Samochód zatrzymał się na górze polany, a gdy turyści zauważyli zwierzęta, pojechali za nimi.
Jak cytuje fotografa lokalny portal Bieszczadzka24, para zauważyła wilki z bezpiecznej odległości, z górki. "Stamtąd mogli całkiem komfortowo poobserwować naturalne zachowania watahy, bo to duża gratka, a mimo to z premedytacją postanowili 'dojeździć' watahę galopem w las" – relacjonował świadek.
Zakaz płoszenia wilków
Po relacji przyrodnika pismo do policji skierowała Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. "Wilk canis lupus jest objęty ochroną ścisłą na mocy rozporządzenia ministra środowiska z dnia 16 grudnia 2016 r. w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt" i obowiązuje zakaz jego umyślnego płoszenia lub niepokojenia.
Ponadto - zdaniem RDOŚ - przekroczeniem prawa przez turystów był już sam wjazd na teren rezerwatu. "Należy podkreślić, że rezerwat ten nie jest udostępniony turystycznie, tym samym obowiązują na jego terenie wszystkie zakazy wymienione w art. 15 ust. 1 ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody". Jednym z nich jest zakaz wjazdu pojazdami mechanicznymi, drugim: zakaz poruszania się - również pieszo - po innych ścieżkach niż wyznaczone szlaki turystyczne.
Dostanie mandaty
Po kilku dniach sprawę przejęło Nadleśnictwo Lutowiska. Tam też zgłosił się mieszkaniec Krakowa, który przyznał się do płoszenia wilków.
- Został przesłuchany. Zostanie ukarany za dwa wykroczenia: nieuprawniony wjazd na drogi zakładowe oraz płoszenie zwierzyny. Grożą mu dwa mandaty: 300 i 500 złotych – wylicza Marek Bajda, nadleśniczy z Lutowisk.
Trzeciego zarzutu, wjazdu na teren rezerwatu, nie udało się potwierdzić.
Autor: wini/mś / Źródło: TVN24 Kraków / PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock