Przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie zapadł prawomocny wyrok w sprawie Michała Z., który w Daleszycach (woj. świętokrzyskie) śmiertelnie potrącił 38-letnią kobietę i jej córkę. W chwili wypadku mężczyzna był pijany, miał trzy promile alkoholu we krwi. Jechał z prędkością ponad 100 kilometrów na godzinę w terenie zabudowanym, a z miejsca zdarzenia uciekł.
Kierowca został skazany na 15 lat więzienia. Sąd orzekł też dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych i karę finansową. Wyrok jest prawomocny.
Do tragicznego wypadku doszło 15 sierpnia 2021 roku, na ulicy Kościelnej w Daleszycach. Osobowy volkswagen, którym kierował Michał Z., zjechał na lewy pas i uderzył w przechodzące przez jezdnię matkę i jej czteroletnią córkę. Obie zginęły na miejscu. Razem z nimi szli także mąż 38-latki i ich syn, którzy nie odnieśli obrażeń. Kierowca uciekł, w chwili zdarzenia miał około trzech promili alkoholu w organizmie.
Więzienie i zakaz prowadzenia pojazdów
Prokuratura przedstawiła mężczyźnie cztery zarzuty, w tym umyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym. W akcie oskarżenia wskazano, że Z., będąc w stanie nietrzeźwości, mając w organizmie trzy promile alkoholu i przekraczając rażąco dozwoloną prędkość, jadąc ponad 100 kilometrów na godzinę, w terenie zabudowanym, naruszył umyślne zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym. Zarzucono mu również jazdę pod wpływem alkoholu w warunkach recydywy, przywłaszczenie cudzego pojazdu oraz występek chuligański - znieważenie osoby oraz usiłowanie naruszenia jej nietykalności cielesnej. Przed zderzeniem oskarżony nie hamował, a po wypadku uciekł.
W lipcu ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Kielcach za wszystkie te czyny skazał mężczyznę łącznie na 15 lat więzienia. Za samo spowodowanie zagrożenia katastrofy w ruchu lądowym 40-letni Michał Z. otrzymał wyrok 11,5 roku więzienia. Oprócz kary pozbawienia wolności sąd orzekł wobec Michała Z. dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych oraz nakazał zapłacić 150 tys. złotych dla rodziny zmarłych.
Prokurator chciał surowszego wyroku
Apelacje od wyroku złożyli obrońca, prokurator i pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego. Sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego w Krakowie.
- Prokurator i pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego główny zarzut, który postawili w odwołaniu, dotyczył nieprzyjęcia przed sąd kwalifikacji prawnej zaproponowanej przez prokuratora, czyli sprowadzenia katastrofy w ruchu drogowym. Sąd przyjął sprowadzenie zagrożenia spowodowania takiej katastrofy. Uznał, że doszło do zachowania, które poprzedzają sam fakt spowodowania katastrofy - powiedział rzecznik Sądu Apelacyjnego w Krakowie Tomasz Szymański.
Czytaj też: Pijany wiózł pięcioro pasażerów, dwoje zginęło w wypadku na autostradzie. Zarzut i areszt dla kierowcy
Prokurator domagał się dla oskarżonego kary łącznej 25 lat pozbawienia wolności. Sąd nie podzielił argumentacji prokuratora i oskarżyciela posiłkowego. W środę Sąd Apelacyjny w Krakowie utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji. Jest on prawomocny.
- Z uwagi na to, że nie został zakwestionowany moment, w którym według sądu pierwszej instancji, doszło do stanu zagrożenia dla innych użytkowników drogi. Sąd przyjął, że to zagrożenie nastąpiło w momencie nie podjęcia akcji hamowania, kiedy Michał Z. dostrzegł rodzinę przekraczającą jezdnię. Żeby przyjąć zaistnienie katastrofy, sąd apelacyjny uznał, że trzeba by wtedy przyjąć, iż to zagrożenie istniało znacznie wcześniej, czyli na całej trasie przejazdu oskarżonego - podkreślił sędzia Szymański.
Obrońca: poszkodowane wtargnęły na jezdnię
Apelację wniósł też obrońca Michała Z. Argumentował, że sąd pierwszej instancji nie uwzględnił w dostatecznym stopniu faktu przyczynienia się do wypadku osób pokrzywdzonych, które przechodziły przez jednię w miejscu niedozwolonym i jak to określił "wtargnęły na jezdnię". Wniósł o wymierzenie łagodniejszej kary, uznając wyrok za rażąco surowy.
- Sąd zaakceptował stanowisko sądu pierwszej instancji, że piesi przechodzili przez jednię w miejscu niedozwolonym, ale uznał, że nie przyczynili się do wypadku. Nie ma mowy o wtargnięciu, bo piesi przeszli już co najmniej połowę jezdni. Sąd na podstawie opinii biegłych przyjął, że nie mieli możliwości dostrzec, że kierowca pojazdu narusza przepisy ruchu drogowego. Nie mogli się spodziewać, że samochód nadjedzie tak szybko, a oni nie zdążą tej jezdni przekroczyć – powiedział Szymański.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24