Niespełna ośmioletni krakowianin Mikołaj Tulej z rodzicami zdobył szczyt Tikanadze (3436 m n.p.m.) w masywie Chaukhi w Gruzji. To kolejny już sukces małego włóczykija. Rodzina wspinała się w m.in. w Armenii, Macedonii i Hiszpanii.
Podróż Beaty, Konrada i Mikołaja Tulejów, której częścią było wejście na Tikanadze, trwała 2 miesiące. Jak sami o sobie mówią, są "rodzinką z dzieckiem w plecaku".
– Podróżowaliśmy jeszcze zanim urodził się Mikołaj. Kiedy on przyszedł na świat po prostu zdecydowaliśmy się nie rezygnować z pasji, tylko zarazić nią syna – chwali się ojciec ośmiolatka.
"Mikołaj jest mistrzem w łapaniu stopa"
Tulejowie najczęściej podróżują autostopem.
– Jechaliśmy już na betoniarce, w ciężarówkach, a w Karabachu, spełniło się marzenie Mikołaja. Jechaliśmy na pace samochodu, prawie jak w filmach – relacjonuje Konrad Tulej. – Nasz syn jest mistrzem w łapaniu stopa. Tak samo jak w znajdywaniu miejsca na namiot – podkreśla.
To właśnie głównie w namiocie spała "rodzinka z dzieckiem w plecaku" podczas swojej ostatniej podróży.
- To dla nich przygoda. Lubimy spędzać czas razem i jesteśmy dobrze przygotowani – podkreśla Konrad Tulej.
Podwójna apteczka, jedzenie i doświadczenie
W drogę zabierają blisko 50 kg bagażu.
– Ja niosę ponad 30, żona ponad 20. Musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Naszym podstawowym wyposażeniem jest podwójna apteczka, zapas jedzenia dla dziecka i nasze doświadczenie, które pozwala nam na spokojne podróżowanie – zapewnia głowa rodziny.
- Wielu z naszych znajomych uważa, że jesteśmy nieodpowiedzialni, bo pozwalamy naszemu dziecku biegać po sianie w Dagestanie z muzułmańskimi dziećmi, kiedy my zajmujemy się organizacją kolejnego etapu podróży. Dla przeciętnego Europejczyka jest to niewyobrażalne. Dla nas to norma. Jesteśmy otwarci na świat. Nasz syn też – opowiada Tulej.
Mały zdobywca
To kolejna wyprawa Mikołaja. Już gdy miał niespełna rok, siedząc w nosidełku zdobył Babią Górę, wchodząc Percią Akademicką.
– Ludzie się stukali w czoło i pytali, jak możemy tak narażać dziecko, ale on już wtedy był zachwycony i to zostało mu do dziś – zapewnia Tulej.
Później "rodzinka z dzieckiem w plecaku" zdobywała kolejne szczyty, m.in. Masyw Korab (2764 m.n.p.m.) w Macedoni, Mytikas (2918 m.n.p.m.) w Masywie Olimpijskim w Grecji, czy Południowy wierzchołek Aragac (3879 m.n.p.m.) w Armenii.
"Musimy wiedzieć, na co stać nasze dziecko"
- Musimy bardzo uważać, kiedy zabieramy dziecko w góry – komentuje wyprawy rodziny Tulejów lek. med. Paweł Podsiadło z Polskiego Towarzystwa Medycyny i Ratownictwa Górskiego, ale zaznacza, że jeśli tylko kierujemy się zasadami bezpieczeństwa, to nie ma przeciwwskazań, żeby brać ze sobą nawet młodsze niż Mikołaj dzieci.
- Każda wyprawa w góry powinna być mądrze zaplanowana, a zwłaszcza z dzieckiem. Rodzice powinni znać wytyczne komisji medycznej, dotyczące zabierania dzieci w góry – zaznacza Podsiadło i wylicza najważniejsze zasady:
- musimy dobrze wiedzieć na co stać nasze dziecko,
- musimy znać jego możliwości kondycyjne,
- trzeba obserwować jego reakcje na wysokość i pogodę,
- nie możemy zapominać, że wydolność jego organizmu jest mniejsza.
Kurtka, jedzenie i zdrowy rozsądek
- Musimy mieć dodatkowe porcje jedzenia. To samo z ubraniem. Organizm młodego człowieka wychładza się szybciej niż dorosłego – zwraca uwagę lekarz. – No i przede wszystkim weźmy ze sobą zdrowy rozsądek – przestrzega.
Autor: koko/mz / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum "rodzinki z dzieckiem w plecaku"