Najpierw dzwonią i podają się za krewnego w potrzebie. Chwilę później jest kolejny telefon, że to policja ściga naciągaczy. "Dla bezpieczeństwa" "policjant"prosi starszą osobę o wypłacenie z banku jak największej kwoty i przekazanie na przechowanie. W ten sposób mieszkanka Małopolski straciła prawie 230 tys zł.
Małopolska policja apeluje o ostrożność, a oszuści działają coraz śmielej. W tym roku były już 44 próby wyłudzenia pieniędzy.
Po pierwsze: krewny w potrzebie
Sposób działania zawsze jest podobny. Do wybranej przez naciągaczy osoby dzwoni jeden z oszustów i przedstawia się jako kuzyn, siostrzeniec lub właśnie wnuczek. Prosi o przesłanie znacznej kwoty pieniędzy.
- Często uzasadniają to nagłą potrzebą kupienia mieszkania albo rodzinną tragedią – tłumaczy Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji. Stąd właśnie określenie metody oszustwa jako "na wnuczka". Zdarza się, że – jeśli starsza osoba przekaże pieniądze fałszywemu krewnemu – na tym przekręt się kończy, a oszuści znikają.
Po drugie: wypłacenie pieniędzy "dla bezpieczeństwa"
Częściej zdarza się jednak, że - zanim ofiara przekaże żądaną kwotę - kontaktuje się z nią inny uczestnik oszustwa. Ten z kolei podaje się za pracownika policji, prokuratora lub innego funkcjonariusza publicznego.
- Taka osoba mówi, że poprzednik był naciągaczem, a ona prowadzi w jego sprawie śledztwo - opisuje metody przestępców Ciarka. - Ostrzega ofiarę, że oszust ma dostęp do jej kont bankowych i dla bezpieczeństwa powinna całą ich zawartość wypłacić i przekazać funkcjonariuszowi.
Po trzecie: „proszę nie ufać pracownikom banku”
Przestępcy wzbudzają zaufanie w swoich ofiarach, przedstawiając się jako policjanci i prokuratorzy. Ostatni naciągacz podawał się za pracownika CBŚP. Jak informuje rzecznik policji, mężczyzna nie wylegitymował się, więc nie wiadomo, czy miał również przygotowane podróbki dokumentów.
Oszuści dbają o to, by ofiara nie przyznała się do sytuacji pracownikom banku. – Wskazują takiej osobie placówkę, gdzie może pieniądze wypłacić. W przypadku pani okradzionej wczoraj to były aż trzy banki – informuje Ciarka. – Mówią, żeby nie ufać pracownikom banku, bo to są oszuści. Obiecują, że przechowają gotówkę tylko przez kilka dni, do czasu złapania przestępców.
Jak łatwo się domyślić, po tym wszystkim naciągacze znikają. Ich ofiary natomiast o wiele zbyt późno orientują się, że zostały okradzione.
- Zazwyczaj opowiadają o sytuacji lepiej zorientowanym członkom rodziny lub sąsiadom, którzy polecają im zgłosić sprawę na policję. To prowadzi też często to kryzysów rodzinnych – podkreśla Ciarka.
44 próby w ciągu 49 dni
Policja apeluje, by wyjątkowo uważać na tego typu sytuacje. Od początku tego roku w Małopolsce miały miejsce 44 usiłowania popełniania tego typu przestępstwa, z czego aż 17 zakończyło się sukcesem naciągaczy. Tylko wczoraj przestępcy 16 razy usiłowali zastosować metodę "na wnuczka".
- To prawdziwa plaga – zauważa rzecznik małopolskiej policji. – Czasami w grę wchodzą mniejsze kwoty, na przykład 3 lub 5 tysięcy, czasem znacznie większe. Zawsze jednak dla okradzionych osób jest to poważny problem, również przez częste konflikty między domownikami.
Jeśli chodzi o sposób prowadzenia tego typu śledztw, policja stanowczo zaprzecza, by metody stosowane przez naciągaczy są podobne do tych rzeczywiście stosowanych przez służby. Na stronie małopolskiej policji czytamy:
"Żadne tego typu (śledztwa w sprawie naciągaczy – red.) działania policji nie są organizowane przez telefon. Jeśli już - to policjanci przychodzą do konkretnej osoby. Mają wówczas obowiązek się wylegitymować. Więcej, mają pokazać legitymację w sposób umożliwiający dokładne jej obejrzenie, a nawet spisanie danych. Jeśli nadal osoba będzie miała wątpliwości, to może zadzwonić pod numer alarmowy 997 i zażądać potwierdzenia danych. Policjanci nie korzystają również w takich sytuacjach ze środków pieniężnych obywateli."
Autor: wini / Źródło: TVN24 / Małopolska Policja
Źródło zdjęcia głównego: KPP Nowa Sól