Zapadł wyrok w sprawie napadu na kantor w centrum Kielc (woj. świętokrzyskie), do którego doszło w 2020 roku. Łupem złodziei padła wówczas gotówka i biżuteria, o wartości ponad 670 tys. zł. Skradzionych przedmiotów nie udało się odzyskać.
Jak zauważyła orzekająca w sprawie sędzia Magdalena Bińkowska z Sądu Rejonowego w Kielcach, "niewątpliwie proces miał charakter poszlakowy". Podkreśliła jednocześnie, że w sprawie zaistniał łańcuch poszlak, wskazujących na to, że to właśnie oskarżeni Marcin K. i Robert P. w nocy z 15 na 16 marca 2020 r. włamali się do kantoru przy ul. Sienkiewicza w Kielcach.
Ustalenie sprawców było możliwe przede wszystkim dzięki nagraniom z monitoringu. Nagrania, choć nie były jednoznaczne, to potwierdzały, że obaj mężczyźni przez dwie noce, od 14 do 16 marca, byli widziani w miejscu zdarzenia.
- Analizując sposób dokonania tego czynu, można powiedzieć, że to był skok wręcz brawurowy i spektakularny – podkreśliła sędzia.
Napad na kantor
- Dwaj oskarżeni bardzo dokładnie przygotowali się do tego czynu. Już dzień wcześniej udali się na miejsce, przygotowali pole do prowadzenia całego procederu. Zadbali o to, żeby nie byli widoczni. Mieli luźne ubrania, głowy zakryte kapturami, doskonale wiedzieli, jak postępować, aby zminimalizować ryzyko ujawnienia ich czynu - zaznaczyła.
Zwróciła uwagę, że mężczyźni najpierw włamali się na posesję sąsiadującą z kantorem i przez nią dostali się do piwnic pod budynkiem. Następnie wybili otwór w suficie, który był jednocześnie podłogą kantoru i zrzucili sejf do piwnicy. Tam rozcięli stalowe okucia i ze skarbca zabrali m.in. 42 tys. euro, 4 tys. dolarów, 160 tys. zł, a także około dwóch kilogramów złotej biżuterii.
Dwa kilogramy złota "na mieście"
Zdaniem sędzi Bińkowskiej nie było podstaw, żeby kwestionować zeznania funkcjonariuszy policji. Ich wiarygodność podważali obrońcy, zarzucając, że na bazie nagrań policjanci nie byli w stanie określić sprawców rabunku. W ocenie sądu mundurowi nie mieli też "żadnego interesu, aby fałszywie wskazywać, że to właśnie oskarżeni byli sprawcami".
- Nie należy również zapominać o kolejnej okoliczności, że oskarżeni byli wcześniej wielokrotnie karani głównie za czyny przeciwko mieniu. Są to osoby znane organom ścigania – zwróciła uwagę sędzia.
Wartość skradzionego mienia oszacowano w akcie oskarżenia na ponad 667 tys. zł. W toku śledztwa ustalono, że po rabunku Robert P. kontaktował się przynajmniej z jedną osobą, informując ją, że "na mieście" jest do kupienia około dwóch kilogramów złota. Ostatecznie do tej transakcji nie doszło, ale zrabowanych kosztowności nie udało się odzyskać.
Wysoki stopień szkodliwości
- Wina i stopień szkodliwości społecznej czynu jest bardzo wysoki. Oskarżeni są osobami zdrowymi, działali świadomie i umyślnie – zaznaczyła sędzia Bińkowska.
Ostatecznie sąd skazał Marcina K. na pięć lat pozbawienia wolności, a Roberta P. na pięć i pół roku więzienia, ponieważ mężczyzna odpowiadał także za posiadanie bez zezwolenia broni palnej. Oskarżeni mają także zapłacić właścicielce kantoru 739 tys. zł tytułem naprawienia szkody. Przy oszacowaniu kwoty sąd wziął pod uwagę różnice w kursach walut.
Wyrok nie jest prawomocny.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock