Potrącił na pasach mężczyznę i uciekł. Mieli tylko boczne lusterko, mają kierowcę za kratami

Od lusterka bocznego do sprawcy wypadku
Po lusterku dotarli do sprawcy wypadku
Źródło: śląska policja

23-latek "leżał jakby przytulony do krawężnika", nieprzytomny, na przejściu dla pieszych. Ratownicy medyczni, ojciec i syn, zobaczyli go w drodze do pracy, zatrzymali się i uratowali mu życie. Nie było tam kamer monitoringu, ale policjanci znaleźli lusterko boczne land rovera. Po 18 dniach zatrzymali sprawcę wypadku.

Jak informuje policja w Bielsku-Białej, sprawca potrącenia 23-latka nie zatrzymał się, by udzielić mu pomocy i uciekł z miejsca wypadku.

Śledczy przesłuchiwali świadków, zabezpieczali nagrania monitoringu na potencjalnej trasie przejazdu sprawcy. Z samego miejsca wypadku - na przejściu dla pieszych na ulicy Partyzantów w rejonie skrzyżowania z Fabryczną - nie mieli żadnego zapisu. Nie ma tam kamer.

Mieli bardzo mało - lusterko boczne land rovera freelandera, znalezione przy pasach.

Mieli tylko lusterko boczne
Mieli tylko lusterko boczne
Źródło: śląska policja

Przyznał się przed policją

- Policjanci sprawdzali właścicieli samochodów tej marki, bardzo wielu. Ulicą Partyzantów można jechać w stronę Katowic, a w drugą stronę do Szczyrku i dalej, aż do Czech. Z pomocą strażników miejskich sprawdzali zapisy monitoringów klatka po klatce, również tych przesłanych przez kierowców. Tych zapisów z kamerek samochodowych nie było wiele, bo wypadek był w Święto Trzech Króli i wcześnie rano - opowiada Elwira Jurasz, rzeczniczka policji w Bielsku-Białej.

Na klatce jednego z zapisów dostrzegli w końcu podejrzane auto. Właścicielem samochodu okazał się 51-latek z powiatu bielskiego, ale jego land rover zarejestrowany był w innym powiecie i rzadko używany. Policjanci zapukali do 51-latka 23 stycznia. - Przyznał się do potrącenia - mówi Jurasz.

Lusterko pasowało do jednego land rovera
Lusterko pasowało do jednego land rovera
Źródło: śląska policja

Zatrzymali się ojciec i syn

Do wypadku doszło 6 stycznia przed 6 rano. Piotr Pieczara z synem Jarosławem jechali do pracy. Obaj są ratownikami medycznymi w pogotowiu w Bielsku-Białej. Jarosław prowadził.

Na Partyzantów w okolicy skrzyżowania z Fabryczną Jarosław nagle krzyknął, że widzi kogoś leżącego na sąsiednim pasie. - Nie zdążyłem nic zauważyć, on błyskawicznie zawrócił - opowiadał nam ojciec.

Syn: - W pierwszej chwili, z odległości stu metrów zobaczyłem cień. Kiedy byłem bliżej, zobaczyłem sylwetkę człowieka obok chodnika na przejściu dla pieszych.

Ojciec: - Przytulonego jak gdyby do krawężnika.

Ratownicy ojciec i syn uratowali potrąconego mężczyznę

Ratownicy ojciec i syn uratowali potrąconego mężczyznę

Widzieli, że inni kierowcy też się zatrzymali. Ale w końcu są ratownikami medycznymi. Piotr: - Odruchowo przejęliśmy inicjatywę. Jarosław: - Było to typowe udzielenie pierwszej pomocy i wykorzystanie tego, co znajduje się w apteczce.

Poszkodowany mężczyzna był nieprzytomny z zachowanym oddechem. Z automatu ułożyli go we właściwej pozycji, okryli, podtrzymywali drożność układu oddechowego. Równocześnie wezwali karetkę.

- Żadne bohaterstwo, to czynności rutynowe - mówił ojciec.

23-latek do dzisiaj leży w szpitalu w ciężkim stanie.

Sprawcy grozi 12 lat więzienia

51-latek usłyszał prokuratorskie zarzuty spowodowania wypadku i ucieczki z miejsca zdarzenia. Tego samego dnia we wtorek bielski sąd, na wniosek policji i prokuratury, podjął decyzję o tymczasowym aresztowaniu podejrzanego na dwa miesiące. Grozi mu do 12 lat więzienia.

51-latek aresztowany
51-latek aresztowany
Źródło: śląska policja

Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice

Czytaj także: