- Żaden z lekarzy nie wierzy, że mnie nic nie bolało. A mnie naprawdę nic nie bolało - mówi pani Lidia. Tyła, ale zrzucała to na karb wieku i zamiłowania do jedzenia. Aż zaczęły się problemy. Przewracała się, miała duszności, a brzuch jej tak urósł, że przestała widzieć własne nogi. Okazało się, że ma w brzuchu guza. Przed jego wycięciem ważyła 90 kilogramów. Po operacji waży 63.
Pani Lidia, lat 68, przeszła operację wycięcia guza, która odbyła się w szpitalu powiatowym w Tarnowskich Górach. Nieprzypadkowo tam. Pacjentka leżała najpierw w szpitalu w Sosnowcu. Ale wiedząc już, co jej dolega, poprosiła o przeniesienie do Tarnowskich Gór, bo słyszała, że leczyli tam podobne przypadki.
We wrześniu informowaliśmy o usunięciu 24-kilowego guza o średnicy 60 centymetrów z jajnika kobiety, co wydarzyło się właśnie w tarnowskiej placówce. Ordynator tamtejszego oddziału ginekologiczno-położniczego Adam Tiszler przyznaje, że po nagłośnieniu tego pierwszego przypadku kobiety częściej chodzą do lekarza.
Przez brzuch przestała widzieć własne nogi
- Do lekarza nie chodziłam, to fakt. Tyłam, to fakt. Ale myślałam, że to z wiekiem, bo mam już 68 lat, więc darowałam sobie ten mój brzuszek - opowiada pani Lidia.
Podkreśla, że nic jej nie bolało, w co dzisiaj nie chce jej wierzyć żaden lekarz. - Uważałam, że brzuch rośnie, bo lubię jeść. A to był guz.
Gdy brzuch tak jej urósł, że przestała widzieć własne nogi, gdy nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, gdy się przewracała i pojawiły się problemy z oddychaniem - zgłosiła się do lekarza.
"Zobaczyć, czy nic nie rośnie oprócz tłuszczyku"
- Ważyłam 90 kg. Teraz ważę 63,5 - mówi pacjentka.
Sam guz ważył 17 kilogramów. Reszta balastu, którego pozbyła się ze swojego ciała, to płyny w jamie brzusznej.
- Pracuję już 40 lat i wiem, że większe szanse na przeżycie są, jak się kobiety badają. Część pacjentek przestała chodzić przez COVID-19, ale po rozmowach z kolegami widzę, że znów chodzą - mówi ordynator Tiszler. Zaleca raz w roku badania z cytologią i USG włącznie.
- U każdej pani, której rośnie taki guz, w pewnym momencie on złośliwieje. A druga rzecz: on może pęknąć w jamie brzusznej i jeżeli nawet nie był złośliwy na zewnątrz, te komórki wszczepiają się we wszystkie możliwe tkanki i rokowanie jest od razu gorsze - przestrzega.
I dodaje o pani Lidii: - Gdyby się nie zdecydowała na operację, koniec mógłby nastąpić szybko.
Pacjentka: - Gdyby nie ta operacja, to by mnie już nie było.
Kiedyś chodziła do lekarza tylko wtedy, gdy coś ją bolało. Teraz pani Lidia zamierza raz w roku zrobić sobie USG, "zobaczyć, czy nic nie rośnie oprócz tłuszczyku".
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24