14 lat, świetny pływak. Zanurkował i na chwilę stracił przytomność. - Gdyby ratownicy starannie wykonywali swoje obowiązki, szybko by go zauważyli - mówi prokurator. Wyciągnęli chłopaka z basenu dopiero po 45 minutach, teraz są oskarżeni o nieumyślne spowodowanie jego śmierci.
Miejska pływalnia w Rybniku, 11 lutego 2018 roku. Od 15 do 16.45 zamknięta dla amatorów z zewnątrz. To czas ratowników Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ćwiczą.
Ratowników zatrudnionych na pływalni gubi rutyna, jak przyznają potem w prokuraturze. Adam D. z komórką w ręce siedzi na krześle od głębokiej strony basenu, Żanety B. w ogóle przy basenie nie widać - taki obraz da nagranie z kamer w obiekcie. Biegły oceni, że powinni, jak zawsze we dwójkę, nie spuszczać niecki z oka, siedzieć także pośrodku, by mieć widok na jej głębszą i płytszą część albo przechadzać się cały czas dookoła.
Ale przecież w wodzie są superpływacy.
Jeden to Władysław. Ma dopiero 14 lat i w styczniu został młodszym ratownikiem. Wszyscy będą o nim mówić śledczym: świetny pływak. Ambitny i lubiany. Został sam w wodzie, drugi już skończył trening. Ćwiczy z manekinem i płetwami. Kamera śledzi, jak chłopak pokonuje długości basenu. Nie łapie go tylko w tej płytkiej części, gdzie nie ma ratownika. W pewnym momencie po prostu przestaje rejestrować pływaka. Władysław nie wypływa. Jakby wyszedł.
Mija 45 minut i z perspektywy kamery basen wydaje się pusty. Dawno zgasło światło.
Zapala się ponownie przed 17. Do wody wchodzą zwykli użytkownicy. Ktoś znajduje chłopaka w płytkiej części basenu.
Na chwilę zasnął
- Prawdopodobnie nurkował na jednym oddechu i na chwilę stracił przytomność. To się nazywa fachowo zaśnięcie pod wodą - mówi Malwina Pawela-Szendzielorz, zastępca prokuratora rejonowego w Rybniku.
Wedle wyników sekcji zwłok: utonął.
Prokuratura skierowała właśnie do sądu akt oskarżenia przeciwko ratownikom Adamowi D., lat 43 i Żanecie B., lat 28. - Za niewłaściwie wykonywanie swoich obowiązków, czego skutkiem była śmierć Władka - mówi Pawela-Szendzielorz.
Kwestią sporną w trakcie śledztwa było, czy pływak zgłosił ratownikom, jakie będzie wykonywał ćwiczenia oraz czy powinien to robić. Zdaniem prokurator nie ma to znaczenia.
- Gdyby ratownicy starannie wykonywali swoje obowiązki, czyli prawidłowo nadzorowali nieckę, szybko by zauważyli nieprzytomnego Władka, wyciągnęliby go i najprawdopodobniej uratowali mu życie - wyjaśnia Pawela-Szendzielorz.
- Tymczasem jeden nie patrzył na nieckę, a drugiego w ogóle nie było. Żaneta B. wyjaśniała, że wyszła do dyżurki, bo źle się poczuła. Nie sprawdzili, czy w wodzie jeszcze ktoś jest. Uznali chyba, że nikogo nie ma, bo zgasili światło - dodaje prokurator.
Za nieumyślne narażenie na śmierć człowieka grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. Prokurator zaznacza, że ratownicy usłyszą prawdopodobnie wyrok w zawieszeniu, ponieważ dotąd nie byli karani i przyznają się do zarzutu. Jednak grozi im najpewniej zakaz wykonywania zawodu.
Pawela-Szendzielorz: Jest w nich wielka skrucha i żal. Powtarzali wielokrotnie, że dla nich to osobista tragedia.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice