Dwa miesiące trwała walka o czołg, który od końca II wojny stoi na ulicy w Gliwicach. Zjednoczyła radnych z lewa i prawa, a urzędników z aktywistami społecznymi. Ministerstwo chciało usunąć czołg jako pomnik komunizmu. Ustąpiło.
To miała być czysta operacja wojskowa. Jednostka wojskowa w Gliwicach dostała polecenie przekazania czołgu T-34 do Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy.
Ale w październiku sprawa wyciekła w lokalnych mediach. Czołg T-34 od II Wojny Światowej stoi na ulicy w Gliwicach, dokładnie na skwerze u zbiegu Jasnogórskiej i Powstańców Warszawy. Mieszkańcy umawiali się pod nim na randki. Trudno, żeby zniknął niezauważalnie.
- On by do tego muzeum dojechał w kawałkach. Jest przerdzewiały - mówi Marek Jarzębowski, rzecznik urzędu miasta w Gliwicach.
Po co muzeum sterta złomu, dlaczego upomniało się o niego po 70 latach?
Sprawę rozwikłało Stowarzyszenie Ośrodek Studiów o Mieście Gliwice. Zwróciło się o wyjaśnienie do Ministerstwa Obrony Narodowej. 7 listopada dostało odpowiedź, która wprawiła aktywistów w konsternację. Okazało się, że według MON czołg propaguje komunizm.
"Pozbawienie czołgu charakteru pomnika może nastąpić w drodze przekazania obiektu do placówki muzealnej, która dodatkowo zapewni mu odpowiednie warunki przechowywania i właściwą konserwację" - rozstrzygnęło w piśmie MON.
Transport ustalono na 24 listopada. Najpóźniej do 5 grudnia.
Czołg produkcji radzieckiej...
Aktywiści postanowili działać. Zaalarmowali urząd miasta. Na sesji rady 17 listopada za pozostawieniem czołgu w mieście opowiedziało się 22 radnych, jeden był przeciw i jeden się wstrzymał. - Nie pamiętam takiej zgodności w innych kwestiach - przyznaje Jarzębowski.
Urzędników zaskoczyło też zaangażowanie mieszkańców. W ciągu trzech dni na specjalnie uruchomioną skrzynkę mailową przyszło 150 listów. 99 proc. autorów chciało zachować czołg. W tym przeróżne stowarzyszenia. - Co warte zaznaczenia, również Sybiraccy - mówi Jarzębowski.
Spontaniczny komitet obrony czołgu, który zawiązał się w internecie, zebrał 2,7 tys. podpisów. Ludzie zaczęli tłumnie odwiedzać zabytek wojenny. OSOM zorganizowało pod nim happenig.
Sprawa była na tyle gorąca, że bydgoski samorządowiec Jan Szopiński w mediach społecznościowych przeprosił za czołg mieszkańców Gliwic, chociaż Bydgoszcz była bogu ducha winna.
- Na czołgu nie ma żadnych symboli komunistycznych - Bartosz Rybczak z OSOM nie zgadza się z MON, że do czołgu stosuje się ustawa o zakazie propagowania komunizmu. - Jest produkcji radzieckiej, ale nie jest radziecki. Należał do armii polskiej - dodaje.
- Ludzie wracali na tym czołgu z Syberii z Berlingiem, bo nie załapali się z armią Andersa - uzupełnia Jarzębowski.
...stał się polski
Opór społeczny okazał się skuteczny. 30 listopada MON napisało do gliwickiego magistratu, że może przekazać czołg miastu. Uzasadnienie? Ministerstwo "wspiera działania społeczne kreujące pozytywny wizerunek sił zbrojnych i zmierzające do zachowania świadectwa polskiej historii wojskowości".
Teraz miasto będzie musiało zmierzyć się z naprawą zabytku. - Podłogi praktycznie nie ma, wieżyczka jest pęknięta, czołg wymaga remontu i konserwacji - mówi Rybczak.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: UM Gliwice | Patryk Młynek