- Myśli są bardzo różne. Tym bardziej, kiedy nie ma światła. Człowiek nic nie widzi, ale przed oczami ma wszystko. Przypominają się sytuacje z życia - mówi Jan Gaura, emerytowany ratownik górniczy, który sam czekał na pomoc kolegów, będąc w tzw. zawale górniczym.
Jest doświadczonym pracownikiem - pod ziemią, jako ratownik górniczy, przepracował 10 lat. Pomagał m.in. w ratowaniu Zbigniewa Nowaka - górnika, który po katastrofie w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej w 2006 roku spędził pięć dni 1000 metrów pod ziemią.
- Wystarczyło, że zobaczyłem jego uśmiechniętą twarz. Nic więcej mi nie było trzeba - wspomina tamtą sytuację.
Przyznaje, że w takich akcjach, jak ta w kopalni Wujek, ratownikom towarzyszą chwile zwątpienia i bezradności. Mimo wszystko idą jednak z nadzieją, że poszukiwani przez nich górnicy żyją.
- Zawsze jest jakaś iskierka nadziei, że oni przeżyli, że mają dostęp do wody i powietrza. Przede wszystkim, nie wolno rezygnować. Zawsze idzie się po żywych i walczy się z żywiołem do końca - zauważa Jan Gaura.
Najważniejsze: nie panikować
Sam kiedyś był w tzw. zawale górniczym (nagłe oberwanie stropu, znajdującego się nad górniczym wyrobiskiem - red.) i czekał na pomoc. Podkreśla, że w takich sytuacjach nie wolno panikować.
- Bardzo trudno określić wtedy czas, jeśli nie ma się zegarka - mówi Jan Gaura.
Zauważa, że moment, w którym ratownicy docierają do przysypanych górników, nie jest łatwy do opisania. - Wtedy schodzi z człowieka ciężar - dodaje.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice | Maciej Skóra