Tłumaczył policjantom, że Filip upadł i nadział mu się na łokieć i kolano. Trzyletniemu chłopcu trzeba było wyciąć fragment jelita. Lekarze powiadomili policję. Konkubent matki dziecka trafił do aresztu i częściowo przyznał się do pobicia dziecka.
Trzyletni Filip z Bytomia trafił do szpitala pediatrycznego w sąsiednim Chorzowie wieczorem 24 października. Policja bytomska, która przejęła sprawę, dotąd o tym nie informowała.
Chłopca przywiozła do szpitala matka, 29-letnia Magdalena K., bo - jak przekazuje policja - Filip bardzo źle się czuł, wymiotował.
Wg informacji policji trzylatek był w złym stanie, trzeba było go operować, wycięto mu część jelita.
- Mogę tylko potwierdzić, że dziecko u nas było, że zostało już wypisane i jest pod opieką matki - mówi Beata Kwaśny, rzeczniczka Centrum Pediatrii w Chorzowie. - Powiadomiliśmy policję - dodaje.
Lekarze mieli zauważyć siniaki na ciele dziecka. - Następnego dnia zatrzymaliśmy Tomasza R., partnera Magdaleny K. Chłopiec został przez niego pobity przed weekendem i częściowo się do tego przyznał. Matka twierdzi, że nie była świadkiem takiego zdarzenia - mówi Tomasz Bobrek, rzecznik policji w Bytomiu.
Konkubent matki w areszcie
Tomasz R. wyjaśniał policjantom, że podczas zabawy, skakania na tapczanie, Filip upadł i nadział mu się na łokieć i kolano (ojciec Oliwii z Bydgoszczy, która miała pękniętą czaszkę i obrzęk mózgu, twierdził, że dziewczynkę uderzyła kubkiem jej starsza siostra). Potem zmienił wersję. Miał przyznać, że uderzył Filipa, bo chłopiec bił swoją młodszą o półtora roku siostrę.
Policjanci nie dali wiary mężczyźnie i zawnioskowali o areszt tymczasowy, na co sąd przystał. Tomasz R. usłyszał zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Ten sam paragraf (art 156 par.1 kk) wisi nad ojcem Oliwii z Bydgoszczy, a także nad ojcem 2-miesięcznego Igora z Łodzi (chłopiec z pękniętą czaszką prawdopodobnie był bity i potrząsany, rodzice utrzymują, że spadł z wersalki).
Sąsiedzi nic nie widzą, nic nie słyszą
Magdalena K. ma trójkę dzieci z innymi mężczyznami, z Tomaszem R., z którym mieszka od lutego tego roku, jest w ciąży. Są pod opieką pomocy społecznej. Ale, jak mówi Bobrek, dotąd nie było w rodzinie żadnych interwencji, związanych z przemocą.
Bobrek przyznaje jednak, że o biciu dzieci przez opiekunów policja dowiaduje się dopiero od lekarzy. - Sąsiedzi nic nie widzą i nic nie słyszą - mówi. Jeśli lekarz nie obejrzy dziecka, nie stwierdzi siniaków, nie zaalarmuje policji, dramat może ciągnąć się w nieskończoność.
Ostatnie opisywane w mediach przypadki katowania niemowląt przez opiekunów pokazują, że oprawcę kryje nawet matka dzieci, ze strachu przed nim (sprawa 4-miesięcznej Oliwii z Bydgoszczy).
Bytomska policja interweniuje w przypadkach pobicia dzieci raz, dwa razy w roku.
Za to przestępstwo grozi do 10 lat pozbawienia wolności. Niestety, wedle ustaleń "Faktów TVN" , na około 10 tys. wyroków pozbawienia wolności za znęcanie się fizyczne lub psychiczne 8,5 tys. to kary w zawieszeniu. Fakty przypomniały wczoraj m. in przypadek Kacpra D., który pobił 6-miesięczne dziecko, bo przeszkadzało mu w graniu w gry komputerowe i dostał za to pół roku w zawieszeniu.
Zdumiewająco niskie kary za pobicie małych dzieci:
Autor: mag//ec / Źródło: TVN 24 Katowice