Wybuch gazu w Szczyrku (woj. śląskie) zniszczył trzykondygnacyjny dom. Ratownicy znaleźli w gruzach ciała ośmiu ofiar, w tym czworga dzieci. Na ławie oskarżonych zasiadło sześć osób. Roman D., szef firmy budowlanej, mówił przed sądem: - W życiu nie spodziewałem się, że na takiej głębokości napotkamy gaz.
Proces w sprawie wybuchu gazu i zawalenia się domu w Szczyrku, w wyniku czego zginęło osiem osób, rozpoczął się we wtorek przed Sądem Okręgowym w Bielsku-Białej. Na ławie oskarżonych zasiadło sześć osób, w tym trzy bezpośrednio odpowiadające za wybuch.
Rzecznik sądu sędzia Jarosław Sablik poinformował, że procesowi towarzyszy duże zainteresowanie mediów. Pierwsza rozprawa odbywa się w największej sali. Przed sędzią Pawłem Kudelskim położono akta sprawy. Te liczą 39 tomów.
Prokurator Lucyna Stebelska odczytała akt oskarżenia. Trwało to ponad 20 minut. Wynikało z niego, że istniał ścisły związek między wybuchem gazu a pracami budowlanymi prowadzonymi pod ulicą, przy której stał zniszczony dom. Rozszczelniony został przebiegający pod drogą gazociąg.
Odczytano zeznania ze śledztwa
Na sali, oprócz sześciu oskarżonych, pojawiło się siedem osób pokrzywdzonych. To bliscy zmarłej rodziny. Jest także sześciu obrońców i sześciu oskarżycieli.
Szef firmy budowlanej, Roman D., przed sądem nie przyznał się do winy. Sędzia odczytał jego słowa wypowiedziane w śledztwie.
D. zatrudniał 10 robotników. Dzielił ich na dwie, trzy ekipy, bo tyle zwykle inwestycji realizował jednocześnie. Najbardziej doświadczony pracownik odpowiedzialny był za pozostałych, wydawał decyzje na miejscu. Linię elektryczną na ulicy Leszczynowej w Szczyrku wykonywał dla dewelopera, który wybudował się na końcu ulicy, na zlecenie firmy energetycznej. Wedle jego wyjaśnień wszyscy mieszkańcy Leszczynowej nie zgodzili się na otwarty wykop, protestowali, żeby koparki nie niszczyły asfaltu przed zimą.
Dlatego D. zlecił innej firmie wykonanie przewiertu podziemnego. - Znałem operatora wiertnicy, wiedziałem, że rzetelnie wykonuje pracę - powiedział D. w śledztwie. - Zapytałem, czy jest w stanie wykonać bezpiecznie przewiert, biorąc pod uwagę gazociąg. Powiedział, że nie będzie problemu, że gaz da się ominąć, że da się przejść pod gazem - mówił w śledztwie D.
Jak twierdził, pokazywał operatorowi przebieg gazociąg na mapce oraz palcem w terenie. Roboty ruszyły 4 grudnia rano. Pracującą pod ziemią wiertnicę, w tym jej głębokość, śledził na powierzchni lokalizator. Przed 16 do D. zadzwonił pracownik, że uszkodzili rurę z wodą. Około 18 - że wybuchł dom. D.: - Myślałem, że dom był pusty.
- Nie poczuwam się do winy i odpowiedzialności za powstanie zdarzenia i katastrofy, ale bardzo współczuję rodzinie. Nie byłem związany technologią wykonania wykopu - mówił mężczyzna w śledztwie.
Oskarżony: w życiu nie spodziewałem się, że na takiej głębokości napotkamy gaz
We wtorek oskarżony podtrzymał swoje słowa. Odpowiadał na pytania sądu i oskarżyciela publicznego. D. mówił, że nie spodziewał się, iż gaz "jest aż tak głęboko zakopany i jest przesunięty w poziomie o ponad 40 centymetrów". - W terenie zabudowanym nie powinien odejść od projektu maksymalnie o 20 centymetrów - mówił.
Oskarżony przyznał też, że wiedział, iż pod drogą położony jest nowy przewód gazowy. Nie wiedział natomiast, że płynie nim gaz. Mówił, że na planach zaznaczony on był przerywaną żółtą linią, oznaczającą, iż jest on nadal projektowany. - Nie zastanawiałem się, by to sprawdzić, bo - jak mówię - właściciel inwestycji nie mówił, że płynie gaz. (…) Wiedziałem, że jest ułożona rura, ale nie zdawałem sobie sprawy, że jest napełniona - mówił D. podczas rozprawy.
D. stwierdził, że wiercili na głębokości 1,4 metra. - W życiu nie spodziewałem się, że na takiej głębokości napotkamy gaz - podkreślił.
Sędzia Paweł Kudelski dopytywał D., czy w czasie pracy panował pośpiech. Oskarżony potwierdził. Miał termin wykonania przyłącza do 31 grudnia 2019 roku. W ostatnich tygodniach przed tragedią inwestor miał dzwonić do niego codziennie w tej sprawie.
Prokurator Lucyna Stebelska pytała oskarżonego, czy wiedział, jaką metodą kładziony był nowy gazociąg. - Od mieszkańców wiedziałem, że część wykopu nie robili ręcznie, tylko kretem. To urządzenie, którego nie można namierzyć, nie wie się, gdzie on idzie. Idzie, gdzie chce. Napotka na kamień, to odbije - odpowiedział D.
- Czy tego rodzaju wykonanie nie sugeruje, że gazociąg może być położony niezgodnie z projektem? - dopytała prokurator. - Czy w praktyce zdarzała się rozbieżność między tym, co jest na mapie geodezyjnej, a tym, co jest w terenie? - uszczegółowił pytanie sędzia. D. przyznał, że były takie rozbieżności, ale nie tak duże, jak na Leszczynowej w Szczyrku. - Pierwszy raz spotkałem się z taką niedokładnością - podkreślał.
Wybuch gazu i śmierć ośmiu osób
Do tragedii doszło 4 grudnia 2019 roku. Wieczorny wybuch gazu zniszczył całkowicie trzykondygnacyjny dom. Ratownicy znaleźli w gruzach ciała ośmiu ofiar, w tym czworga dzieci. Śledczy ustalili, że istniał ścisły związek między wybuchem gazu a pracami budowlanymi prowadzonymi pod ulicą, przy której stał zniszczony dom. Rozszczelniony został przebiegający pod drogą gazociąg.
Zaraz po wybuchu ruszyło śledztwo bielskiej prokuratury. Akt oskarżenia został skierowany do sądu 2 czerwca 2021 roku.
Główni oskarżeni: szef firmy budowlanej, operator wiertnicy i jego pomocnik
Zarzuty wobec trzech głównych oskarżonych: Romana D., szefa firmy budowlanej, która zleciła wykonanie przewiertu; Marcina S., operatora wiertnicy, a także jego pomocnika Józefa D. dotyczą "realizacji inwestycji polegającej na budowie podziemnego kabla energetycznego, prowadzonego do powstających budynków". Odpowiedzą za złamanie art. 163 Kodeksu karnego. Dotyczy on sprowadzenie pożaru i zawalenia się budynku, w wyniku czego śmierć ponieśli ludzie. Narazili też zdrowie i życie 19 osób z okolicznych domów. Grozi im do 12 lat więzienia.
Troje pozostałych oskarżonych odpowie za nieprawidłowości przy rozbudowie sieci gazowej, a szczególnie przy tworzeniu przyłącza do powstającego obiektu. Ta instalacja została później przewiercona. Zdaniem śledczych nieumyślnie doprowadzili do katastrofy. Odpowiedzą też za podżeganie jednego ze świadków do składania fałszywych zeznań. Grozi im do ośmiu lat więzienia.
Źródło: TVN24 Katowice, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Katowice/ Małgorzata Goślińska