Armin wpadł do rzeki prawdopodobnie w dniu zaginięcia

Armin mógł umrzeć w dniu zaginięcia
Policja: Wyłowiliśmy ciało zaginionego
Źródło: TVN 24 Katowice
Rodzina i znajomi nie wierzyli, że Armin uciekł z domu. Za kilka dni miał zdawać maturę, bardzo dobrze się uczył, elektronika to była jego pasa. Przepadł po klasowej imprezie pożegnalnej, trzy tygodnie później wyłowiono go z rzeki. W piątek przeprowadzono sekcję zwłok.

W poszukiwania 20-letniego Armina z Mysłowic zaangażowali się mieszkańcy jego miasta i sąsiedniego Sosnowca, gdzie chłopak uczył się w technikum elektronicznym, gdzie 28 kwietnia 2017 bawił się z kolegami na imprezie pożegnalnej i gdzie 17 maja, niestety, wyłowiono go martwego z rzeki.

Ludzie skrzykiwali się przez internet i przeczesywali okolice ulic Sienkiewicza, Kościelnej i Naftowej - powrotnej drogi Armina z imprezy do domu w dniu zaginięcia, zarejestrowanej kamerami monitoringu.

Dlatego dzisiaj pytają, co się stało. Spekulują w mediach społecznościowych, że chłopak spacerował, by wytrzeźwieć przed powrotem do domu i pośliznął się nieszczęśliwe na brzegu rzeki. Tego dnia lało.

- Lekarz wstępnie nie stwierdził obrażeń zewnętrznych. Stan zwłok wskazywał, że ciało długo znajdowało się w wodzie - mówi Marcin Stołpa, rzecznik prokuratury Sosnowiec - Południe.

Dokładne wyniki sekcji mają być znane w najbliższym tygodniu.

Często wracał piechotą

20-latek, uczeń technikum elektronicznego w Sosnowcu w tym roku miał zdawać maturę. Był jednym z najlepszych uczniów w klasie. Elektronika to była jego pasja.

Z rozmowy z jego ojcem wynika, że w piątek 28 kwietnia wieczorem chłopak poszedł na spotkanie pożegnalne z kolegami z klasy. To był ich ostatni dzień w szkole.

W rozmowie z kolegami policja ustaliła, że wszyscy pili alkohol. Armin niewiele, jego ojciec powiedział nam, że syn nie ma zwyczaju chodzić na piwo, a w domu w ogóle się nie pije.

Po godz. 20 koledzy mieli się pożegnać w centrum Sosnowca i Armin wyruszył do domu, do sąsiednich Mysłowic. - Przed wyjściem z domu mówił żonie, że wróci autobusem. Ale często wracał ze szkoły piechotą, zabierało mu to 40 minut i deszcz mu nie przeszkadzał - opowiedział nam ojciec chłopaka.

Tak też postanowił w feralny piątek, jak później ujawnią nagrania z kamer monitoringu. Około godz. 21 szedł Naftową w stronę Mysłowic, ale po kilkunastu minutach zatrzymał się na chwilę, przeszedł na drugą stronę ulicy i ruszył z powrotem w stronę centrum Sosnowca.

W sobotę rano jego telefon milczał. Ojciec zgłosił zaginięcie Armina na policji i sam się zaangażował w poszukiwania - w mediach społecznościowych, rozwieszając plakaty na mieście.

Armin wracał w strugach deszczu - najlepiej widać to na nagraniu z ulicy Naftowej. Idzie sam, jest jedynym pieszym. Policja opublikowała ten film, apelując do kierowców mijających chłopaka samochodów. - Może ktoś zauważył młodego mężczyznę, szczupłego, 165 cm wzrostu, w kurtce z kapturem, kompletnie przemoczonego - prosiła o kontakt Kepper.

Zwłoki zauważył przypadkowy przechodzień

Policjanci i strażacy we wtorek jeszcze raz przeszukiwali rzekę Brynicę i staw Hubertus w okolicy ulicy Naftowej w Sosnowcu, tam gdzie Armin zostawił ostatni ślad na nagraniu z monitoringu. Najpierw szedł w stronę skrzyżowania z ulicą Ostrogórską, ale zawrócił i znikł z pola widzenia kamery. Dlatego poszukiwania na szeroką skalę obejmowały teren przed skrzyżowaniem Naftowej z Ostrogórską. Nie odniosły skutku.

Następnego dnia, w środę między godz. 17 a 18 przechodzień zauważył ciało w rzece Przemsza, która płynie poniżej Ostrogórskiej, przeczesana dzień wcześniej Brynica jest jej dopływem. Policjanci wyłowi zwłoki i potwierdzili, że to Armin.

Policja bierze pod uwagę różne wersje wypadków. Również to, ze Armin mógł przypadkiem wpaść do rzeki, a potem poniósł go nurt.

Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice

Czytaj także: