- Mam nadzieję, że ten proces niedługo się skończy i nastąpi uspokojenie, bo satysfakcja nie - mówił w reportażu "Superwizjera" w 2006 roku Andrzej Matyśkiewicz, ojciec Andrzeja i Łukasza, którzy zginęli w najtragiczniejszej lawinie w polskich Tatrach. Proces cywilny zakończył się dzisiaj.
Sąd Apelacyjny w Katowicach podtrzymał wyrok Sądu Okręgowego w sprawie cywilnej, dotyczącej tragicznej wyprawy na Rysy w 2003 roku.
Mirosław Sz., były nauczyciel, dzisiaj emeryt musi zapłacić ojcu dwóch chłopców, którzy wtedy zginęli 140 tysięcy złotych, choć Andrzej Matyśkiewicz domagał się od niego, jego klubu sportowego i tyskiego samorządu 700 tysięcy złotych.
W 2003 roku Sz. był nauczycielem geografii w liceum ogólnokształcącym Tychach. Poprowadził na Rysy wyprawę, w której zginęło osiem osób, w tym dwaj synowie Matyśkiewicza, Andrzej i Łukasz.
Uzasadnienie
- Oczywistym jest dla sądu, że śmierć synów dla powoda była ogromną krzywdą, wywołała niewyobrażalne wręcz cierpienia. Oczywistym jest też, że żadna kwota nie zrekompensuje powodowi poniesionej straty. Dlatego też wyważenie odpowiedniej wysokości zadośćuczynienia jest bardzo trudne - mówił sędzia w uzasadnieniu.
- Wskazać trzeba, że zadośćuczynienie nie ma na celu wyrównania strat osobie najbliższej, ma służyć złagodzeniu doznanej krzywdy. Sąd pierwszej instancji wziął pod uwagę wszystkie okoliczności, w tym niewyobrażalne cierpienie, osamotnienie powoda, wstrząs psychiczny, rodzaj i intensywność więzi, rolę w rodzinie pełnioną przez synów, a także stopień winy sprawcy, jego działania, a także jego sytuację majątkową. Zasądzone zadośćuczynienie przedstawia realną wartość, nie jest symboliczne. Jest adekwatne do poniesionej krzywdy - uznała sędzia.
- Mam nadzieję, że ten proces niedługo się skończy i nastąpi uspokojenie, bo satysfakcja nie - mówił Matyśkiewicz w reportażu "Superwizjera" w 2006 roku.
Dzisiaj, po wyroku, na pytanie dziennikarzy, czy ta sprawa sprzed 16 lat jest już dla niego zamknięta, powiedział: "Ona nigdy nie będzie zamknięta".
Tylko jedna dziewczyna przeżyła
Do tragedii w Tatrach doszło 28 stycznia 2003 roku. Lawina porwała spod Rysów siedmioro licealistów, studenta i opiekuna wyprawy. Drugi z opiekunów i kierownik wyprawy - Mirosław Sz. i trzej uczniowie pozostali pod szczytem, bo znajdowali się na przodzie grupy. Masa śnieżna oderwała się od zbocza za ich plecami.
Tego samego dnia ratownicy wyciągnęli spod śniegu dwoje licealistów i studenta. Luizę i Przemka przetransportowano do szpitala, student już nie żył i był to Łukasz Matyśkiewicz. Jego młodszy brat Andrzej wciąż znajdował się pod śniegiem. Nadzieja na odnalezienie pozostałych turystów topniały z dnia na dzień.
Przemek nigdy nie odzyskał przytomności i zmarł w szpitalu po dwóch miesiącach. Luiza jest jedyną osobą, która przeżyła lawinę.
Ciała były poszukiwane i wydobywane aż do czerwca. Śnieg wepchnął je na dno Czarnego Stawu. Przy Andrzeju znaleziono aparat fotograficzny, w którym była klisza z ostatnimi zdjęciami z wyprawy.
Od czasu tej tragedii rodzice ofiar ciągle wracają do schroniska nad Morskim Okiem, w którym ich dzieci spędziły ostatnią noc, wyruszają nad Czarny Staw, zdobywają za dzieci Rysy.
"Zawiniłem, to mówię przepraszam"
W 2006 roku nauczyciel Mirosław Sz. został uznany za winnego sprowadzenia niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób i prawomocnie skazany na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata.
Matyśkiewicz jako jedyny z rodziców ofiar był oskarżycielem posiłkowym w procesie karnym. Jak mówił reporterowi "Superwizjera", chciał "dociec, jak było naprawdę, jak moi synowie spędzili ostatnie dni".
Również jako jedyny z rodziców wytoczył nauczycielowi proces cywilny o zadośćuczynienie. - Nie można zachowywać się jak dziecko. Zawiniłem, to mówię, że to zrobiłem i przepraszam, przynajmniej przepraszam - mówił.
Proces cywilny toczył się przeciwko nauczycielowi, klubowi sportowemu "Pion", który oficjalnie był organizatorem tragicznej wyprawy i którego prezesem był Sz. oraz przeciwko miastu Tychy, organowi założycielskiemu szkoły - miejsca pracy Sz.
W grudniu 2017 roku sąd okręgowy w Katowicach przyznał ojcu 140 tysięcy złotych zadośćuczynienia - po połowie od nauczyciela i od klubu. Oddalił natomiast roszczenia wobec tyskiego samorządu, uznając, że szkoła nie była współorganizatorem wyprawy.
Klub Pion już nie istnieje, więc postępowanie wobec niego zostało zawieszone.
Dzisiaj sąd apelacyjny nie podzielił stanowiska sądu okręgowego, że szkoła nie była współorganizatorem wycieczki, bo zgodziła się na nią dyrektorka szkoły. Równocześnie jednak potwierdził, że roszczenie wobec miasta się przedawniło.
Uznał też, że dopóki sprawa klubu nie zostanie rozstrzygnięta, całość kwoty ma zapłacić były emerytowany nauczyciel.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24