Kobiecy Punkt Widzenia
Agnieszka Holland: nie mamy czego już zdobywać, wszystko będziemy tracić
Agnieszka Holland, jedna z nielicznych, w mocno zmaskulinizowanym zawodzie, znanych na całym świecie reżyserek w "Kobiecym Punkcie Widzenia" w TVN24 GO opowiada o realiach, w jakich się rozwijała zawodowo, o zmieniającej się rzeczywistości świata filmowego i o naszej władzy, która już nie przypomina czasów PRL. - Większości koleżanek mojego pokolenia, twórczyń filmowych, czy kobiet specjalizujących się w innych dziedzinach, się nie udało - podkreśla reżyserka. Jednak, jak dodaje, "to nowe pokolenie kobiet, nastolatki, 20-latki, nawet 30-latki, mają większe poczucie własnej wartości i praw do tego, żeby wychodzić na światła rampy, a nie chować się za kulisami". Pytana o reakcję na ujawniona skalę molestowania w świecie filmowym w związku z akcją #MeToo odpowiedziała, że nie było to zaskakujące. - Na swój własny użytek zrobiłam, może stu, może trochę więcej znajomych kobiet, mini ankietę, w której pytałam, czy doznały molestowania, nie tylko słownego. 70 procent zaznaczyło fizyczne, a o takim banalnym już nie mówię, bo tego prawie każda doświadczyła - stwierdza. Agnieszka Holland uważa, że czym większa jest władza i poczucie bezkarności, tym bardziej nadużywa się poczucia siły.
Scenarzystka odnosi się również do traktowania przez polski rząd migrantów. Jak podkreśla "ten sadyzm jest już przekraczający wszelkie granice, które pamięta z PRL-u". - To, że premier powiedział o zmarłych, szalenie mnie zaniepokoiło. Myślałam, że oni wprowadzają stan wyjątkowy po to, żeby coś ukryć, ale tutaj widzę pewną ostentację, jakby chcieli się niemal chwalić tymi zmarłymi - dodaje. Według reżyserki "poprzez poczucie moralnej wyższości łatwo sobie dajemy prawa do daleko idącej nienawiści". - PRL nie był aż tak konsekwentny, a propaganda nie działała tak dobrze, jak działa teraz. Być może dlatego, że nie była głoszona z ambon, a dzisiaj jest - mówi Holland. - Moją jedyną zemstą może być to, że ich nakręcę, że zrobię o nich film – podkreśla. Rozmówczyni Małgorzaty Mielcarek uważa też, że Polska rządzona przez kobiety byłaby zupełnie innym krajem. - Pandemia pokazała, że kraje, które były zarządzane przez kobietę, z pierwszą falą poradziły sobie znacznie lepiej. Głównie dlatego, że ich podejście nie było militarne, a opiekuńcze - uważa. I dodaje, że "światu i planecie jest potrzebna bardziej opieka niż zdobywanie", bo "nie mamy czego już zdobywać, wszystko będziemy tracić".