Czarno na białym
"Bezsilność i poczucie niesprawiedliwości". Z czym mierzą się osoby, które chcą korekty płci?
Nie ma przestępstwa, musi być proces. W Polsce osoba transpłciowa musi pozwać rodziców, aby skorygować oznaczenie płci w dokumentach. Dodatkowo w większości spraw sąd powoływał przynajmniej jednego biegłego, co znacznie wydłużało postępowanie. - To państwo nas w jakiś sposób rozdziela. Ściąga cię w imię procedur. Ale te wszystkie zasady służą tylko państwu, nie dają mi poczucia bezpieczeństwa i nie gwarantują poczucia godności mojej córce - mówił podczas debaty "Czarno na białym" Piotr Jacoń, autor reportażu "Wszystko o moim państwie" i tata Wiktorii, którzy przeszli długą batalia o zmianę danych w dokumentach tożsamości. Przyznał, że podczas spotkania z biegłymi pada prawie 100 pytań, z czego ponad 60 dotyczy kwestii seksualnych. - A zaczyna się to od prośby, by opisać swoją matkę i odpowiedzieć na pytanie, czy ta matka mogła wydawać się atrakcyjna dla swoich rówieśników. Potem już są pytania o sferę bardzo, bardzo intymną – dodał Jacoń.
ZOBACZ: "WSZYSTKO O MOIM PAŃSTWIE". REPORTAŻ PIOTRA JACONIA
Marek Urbaniak ze Stowarzyszenia Lambda Warszawa, który kilka lat temu przeszedł czteroletni proces korekty uzgodnienia płci, przypomina, iż "nie ma żadnej regulacji ustawowej, która by wprost zawierała przesłanki do spełnienia, by uzyskać pozytywny wyrok ustalający płeć". Prof. Monika Płatek z Instytutu Prawa Karnego UW przypomniała natomiast, że nawet w Argentynie doszli do wniosku, że złe zapisanie człowiekowi jego płci w dokumentach jest wynikiem błędu popełnionego przez państwo. – W PRL starano się w sposób etyczny, wrażliwie, przeprowadzać to tak, aby pozwolić człowiekowi uzgodnić płeć. Sąd był niepotrzebny - przypomniała profesor.