Dziś wyjątkowe święto: Dzień bez Przekleństw. - Ktoś ustanawia takie święta chyba tylko po to, by usprawiedliwić używanie wulgaryzmów w pozostałe dni w roku - mówi w "Dzienniku" prof. Jerzy Bralczyk. - Przeklinajmy, ale z umiarem - radzi.
O przekleństwach rozmawiał z "Dziennikiem" prof. Maciej Grochowski, który jest autorem "Słownika polskich przekleństw i wulgaryzmów".
- Teraz przeklina się inaczej niż za czasów mojej młodości. Jakieś 30 lat temu dominującym przekleństwem było słowo "k...a" i wszelkie jego derywaty. Teraz hitem są wszelkie pochodne słowa "je...ać" - wyjaśnia profesor.
Według Grochowskiego słowem wytrychem jest dziś przymiotnik "zaje...sty". - Dziś wszystko jest zaje...ste - mówi Grochowski.
Wulgarność śmieszy
Istnieją też przekleństwa śmieszne. - Zawsze bawiło mnie powiedzonko "ch...j w bombki strzelił, choinki nie będzie" - wyznał profesor Grochowski. - Zabawne są też niektóre regionalne wulgaryzmy, np. słowo "kuciapka" - opowiada.
Jak wyjaśnił, "kuciapka" to żeński organ płciowy, o którym profesor słyszał nawet wierszyk. - "Po orawskiej stronie kąpał się dziad z babką, utonęła babka do góry kuciapką. Nie tyle żal babki, ile tej kuciapki. Byłoby dla dziadka futerko do czapki" - wyrecytował Grochowski.
Oznaka braku kultury
- Odnoszę wrażenie, że ostatnio coraz więcej ludzi używa wulgaryzmów tylko dlatego, że nie potrafi inaczej wyrazić swoich emocji - przyznał profesor. - U części to po prostu oznaka braku kultury, ale u większości to raczej pewien prymitywizm umysłowy i wynik ubogiego zasobu słownictwa. I żaden odgórnie ustawiony dzień bez przeklinanie tego nie zmieni - podsumowuje.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu